Na swoje hobby wydają majątek i mają z tego frajdę. Oto najbardziej niezwykli kolekcjonerzy w Polsce

Piotr Jaszczuk
Kolekcjonowanie samochodów sportowych czy dzieł sztuki nikogo nie dziwi. Tymczasem zbieranie rzadkich i niecodziennych zabawek wciąż spotyka się z kpiącymi komentarzami. Bo przecież zabawki są dobre dla dzieci, a nie dla dorosłych... Kolekcjonerzy jednak nie przejmują się takimi uwagami. Budują kolekcje i mają z tego mnóstwo frajdy - choć wolą nie liczyć ile pieniędzy i czasu poświęcili na zebranie swoich kolekcji. Oto posiadacze najbardziej niecodziennych zbiorów w Polsce.
Arkadiusz "Areckin" Szajek w swoim muzeum Star Wars Fot. Archiwum prywatne
Zabawa z dzieciństwa, która staje się pasją w dorosłym życiu - to droga, którą często idą mężczyźni. Okazuje się, że jest nas wielu. Zbieramy najrozmaitsze rzeczy - od komiksów przez modele samochodów po figurki czy kolejki. Mnie zafascynowała ta czwórka nietuzinkowych zbieraczy.

Arkadiusz “Areckin” Szajek - to posiadacz największej w Polsce kolekcji przedmiotów związanych z "Gwiezdnymi wojnami". Pawła Kmiecia, miliony internautów na całym świecie znają jako Sariela, twórcę autorskich projektów tworzonych w oparciu o klocki Lego Technic. Tomasz Międzik wie wszystko o grach planszowych, a Retroholik czyli Krzysztof Wojtusik, stał się autorytetem w dziedzinie starych konsol do gier oraz komputerów.


To ludzie, którzy cały wolny czas poświęcają na realizację swojej pasji. Jak zaczęli? Dlaczego wybrali właśnie takie hobby? I ile to wszystko kosztuje?

Początki
- U mnie zaczęło się, gdy ojciec zabrał mnie do kina na film "Gwiezdne wojny: nowa nadzieja" - wspomina Arkadiusz Szajek, kolekcjoner przedmiotów związanych z "Gwiezdnymi wojnami" - od tego czasu wciąż siedzę w tym kinie. Kolekcjonować zacząłem w erze internetu, wtedy kontakt z innymi fanami stał się łatwiejszy, zacząłem śledzić aukcje internetowe i szukać eksponatów po całym świecie.

Paweł "Sariel" Kmieć, znany na całym świecie specjalista od Lego Technic, też wspomnieniami wraca do dzieciństwa. - To był początek lat 90. Mój tata jeździł do pracy do Niemiec. Kupił mi tam malutki samochód strażacki. Z tego zestawu najbardziej spodobała mi się figurka strażaka. Była czarna i miała złote guziki, właśnie one zrobiły na mnie największe wrażenie. Samochód traktowałem jako garstkę klocków.


Przełom nadszedł, gdy w domu Kmiecia pojawił się pierwszy zestaw Lego Technic, mały gokart z silnikiem i dwoma kołami zębatymi. - Łączenie tych zębatek i obserwowanie, co z tego wynika, na dobre wciągnęło mnie w świat mechaniki.

W przypadku Tomasza Międzika, fana gier planszowych (jego kolekcja liczy kilkaset sztuk), było trochę inaczej. U niego pasja pojawiła się całkiem niedawno. Od dziecka grał w planszówki, ale wciągnął się w ten temat już jako dorosły.

- Gram od kilkunastu lat. Współczesne planszówki, a w Polsce ukazuje się co roku 400-500 tytułów, to coś nieprawdopodobnego! Genialna zabawa, gry strategiczne, ekonomiczne, logiczne, negocjacyjne. Z kolegami, w większości dziś ojcami, spotykamy się regularnie wieczorami i gramy.

Retroholik zaczął w czasach, gdy komputery zaczynały dopiero trafiać do polskich domów. - To rok 1984, miałem wtedy 11 lat. Mój kolega dostał komputer ZX Spectrum, graliśmy na nim w grę Frogger. Później spędzaliśmy dnie i noce w osiedlowym klubie grając na Atari 800 XL. Dwa lata później dostałem od rodziców mój pierwszy komputer, Atari 65XE. Później zdobyłem Amigę 500 i wciągnęło mnie na amen.
To tylko niewielka część zbiorów RetroholikaFot. Archiwum prywatne
Każdy z moich rozmówców ma dzisiaj zbiory warte mniejszy lub większy majątek. Mówi się, że szczęśliwi czasu nie liczą, ale zbudowanie pokaźnej kolekcji da się przeliczyć na pieniądze - i nie są to małe kwoty. Ile kosztuje bycie kolekcjonerem?

Inwestycja we własną pasję

- Myślę, że za to, co wydałem, postawiłbym ze dwa dobre domy - mówi Arkadiusz “Areckin” Szajek. - Rzeczy, które zbieram, nie tracą jednak na wartości. Jeżeli są to rzeczy oryginalne, certyfikowane i wpadają kolekcjonerom w oko to ich wartość z roku na rok rośnie.
Dwa ulubione kostiumy AreckinaFot. Archiwum prywatne
Można więc śmiało traktować je jako inwestycję, ale w przypadku Areckina tak nie jest. Do tej pory nie sprzedał żadnego ze swoich eksponatów. Mają dla niego ogromną wartość emocjonalną.

Co ma w swoich zbiorach? - Oryginalne szpule filmowe z całej pierwszej trylogii - wymienia Szajek. - To jedyna kopia w Polsce, która ostała się w całości. W czasach PRL klisze miały być oddane do zniszczenia, ale na szczęście jakiś rozsądny człowiek podmienił pudełka i do zniszczenia trafiły inne filmy. W moich zbiorach te klisze pojawiły się dwa lata temu, kupiłem je od fana Star Wars z Poznania.

Co jeszcze? - Jeśli chodzi o cenne eksponaty to na pewno jest nim kostium Lorda Vadera w skali 1:1. Można go założyć. Hełm, jako jeden z zaledwie tysiąca, odlano używając tych samych form i materiałów, które wykorzystywali producenci kostiumów do "Gwiezdnych wojen".

Szajek zbiera też klocki Lego, ale tylko te związane z "Gwiezdnymi wojnami". - Mam na przykład figurkę Vadera wyprodukowaną przez Lego z okazji 10-lecia współpracy ze Star Wars. Na aukcjach ta figurka kosztuje nawet 600 dolarów.

Specjalistą od Lego jest Paweł Kmieć - znany na świecie jako Sariel.
Ilość klocków Lego, które ma w swoich zbiorach, może szokować, ale Sariel studzi emocje. - Konstruowanie z klocków to nie to samo co kolekcjonowanie. Paweł nie kupuje każdego zestawu, który trafia do sklepów, stara się budować z klocków które ma w swoich zbiorach. To zdroworozsądkowe podejście chociaż, jak przyznaje Kmieć, modele które tworzy nie są przez to wcale dużo tańsze.

- Mam w swoich zbiorach jakieś 400 tysięcy klocków. Traktuję je jako części do modeli. Często robię tak, że gdy skończę model i pokażę go w sieci, rozbieram go, a części wykorzystuję do kolejnego projektu. Staram się kupować jak najmniej klocków. Po pierwsze, żeby nie wydawać zbyt dużo, a po drugie - im więcej masz klocków, tym trudniej jest zapanować nad zbiorami.

Najcenniejszy okaz w jego kolekcji? - Nie mam jednego “najcenniejszego” modelu. Wszystkie są dla mnie cenne, bo każdy z nich zainwestowałem swój czas i pieniądze - mówi Sariel. Nie odpuszczam jednak, więc Sariel przyznaje: - Na pewno jednym z cenniejszych jest ten, który mam teraz na warsztacie, model autobusu Solaris Urbino, który jeździ po ulicach Warszawy.

Myślę, że będzie gotowy jeszcze w listopadzie, najpóźniej w grudniu. To prawdziwa perełka. Mój znajomy z USA, który zajmuje się elektroniką do modeli, zrobił mi do tego Solarisa specjalne wyświetlacze, takie, jakie ma prawdziwy autobus. Pozwolą wyświetlać komunikaty takie jak numer linii czy zjazd do zajezdni. Będzie to coś wyjątkowego.
To model przy którym mogę dłużej popracować, bo bardzo podoba się żonie, więc mam zielone światło na to, by zarywać noce.

Gry są drogie bo muszą takie być - dobrze wykonane elementy kosztują, do tego dochodzą niskie nakłady w porównaniu z książkami - mówi Tomasz Międzik. - Nie liczyłem jednak ile mnie to wszystko kosztowało. Mam ok 200 gier, a moje dzieci około trzydziestu.

Mój 6-letni syn ma swoją półkę z ulubionymi grami, a niej takie pozycje jak Karak, Sushi go party, Drako, Dobble czy Obłędny rycerz. 4-letnia córka doskonale wie, które gry należą do niej, ale cały czas kombinuje, w jaki sposób przejąć zestawy brata - śmieje się Międzik.

- Planszówki to świetna zabawa i dla dorosłych, i dla dzieci, ale przede wszystkim - dla rodziny. Moje dzieci nie oglądają telewizora, nie korzystają też z tabletu. Wolne chwile spędzamy albo na świeżym powietrzu, albo grając w gry planszowe - dodaje.

Które gry poleca jako rozrywkę dla całej rodziny? - Na pewno Dixit, to genialna gra skojarzeniowa. Fajne jest też "Wsiąść do pociągu Europa", to chyba najlepsza planszówka na początek. No i klasyka czyli Carcassonne - łączy układanie puzzli z grą strategiczną.

Tomasz Międzik zaznacza jednak, że kolejne pudełka ze sklepu nie są wcale konieczne do tego, by się dobrze bawić. - Czasami wystarczy kartka papieru i długopis. Często gramy z dziećmi w Wisielca, choć nazwę gry zmieniliśmy na bałwana, walki statków czy bitwy samolotów.

Ile mnie to kosztuje? Nie wiem. Ogromne pieniądze - przyznaje Krzysztof "Retroholik" Wojtusik. - Co tydzień dokupuję coś nowego do kolekcji - mówi. Wydatki potrafią być jednak spore, jeśli nie zna się umiaru. - Pełny zestaw gier na PlayStation 1, łącznie 1408 gier, to koszt ok. 80 tysięcy zł - wylicza Wojtusik.

- Mam w swoich zbiorach kilka perełek, wśród nich rzadkie gry na PlayStation 1, takie jak Cindy's Fashion World czy Herc's Adventure. Do tego gry na PlayStation 2 - Ocean Commander czy Rule of Rose - obie nowe, jeszcze w folii. Mam też dużą kolekcję rzadkich gier na Atari, konsolę Sega Saturn czy Philips CDi.

Do tego dochodzą zbiory sprzętu. Mam na myśli nie tylko komputery czy konsole, ale także np. automaty znane jako “owocówki” albo rarytas - stół z zamontowaną konsolą do gier firmy Taito. Niesamowitym sprzętem jest też trójkątna konsola Coleco Telstar Arcade z 1977 roku.
Jedna z perełek Retroholika. Trójkątna konsola z 1977 rokuFot. Archiwum prywatne
Wojtusik kolekcjonuje też roboty, sprzęt audio, telewizory kineskopowe czy komiksy. - Całe życie unikam bycia szablonowym. W czasach, gdy wszyscy uciekali w nowości, ja zostawałem przy starych, ale moim zdaniem lepszych produktach.

Czas to pieniądz
- Najdłuższe rozgrywki z rodziną - wspomina Tomasz Międzik - to trzy z rzędu partie w Karaka. Graliśmy z synem. W połowie drugiej partii chciałem się poddać, ale mój syn był niestrudzony. Z kolegami potrafimy spędzić 3-4 godziny nad jedną grą, ale zdarza się, że gramy 10 godzin z wypiekami na twarzy.

Na budowanie z Lego trzeba poświęcić znacznie więcej czasu. Sariel mówi otwarcie - gdy był jeszcze singlem, najlepiej budowało mu się wieczorami i w nocy. - Robiłem sobie sześciogodzinne sesje. Teraz, gdy mam rodzinę, brakuje czasu. Są inne obowiązki. Staramy się z żoną wszystko pogodzić, ale zdarza się, że nie dotykam klocków przez tydzień.
Czy warto zatem zarażać swoją pasją dzieci?
- Daj dziecku dobrą grę, a nie siądzie do kreskówki w telewizji, bo będzie chciało z Tobą grać w planszówkę. Dzieci pragną kontaktu z rodzicami i rodzeństwem, a gra daje mnóstwo frajdy przez wiele godzin - mówi Tomasz Międzik i zaprasza na do grupy GRANIE Z DZIEĆMI, w której rodzice polecają innym rodzicom sprawdzone gry planszowe.

Kolekcjonerzy: następne pokolenie
Czy zbieracze marzą o tym, by dzieci dzieliły ich pasję - a z czasem także kosztowną kolekcję? Czy raczej woleliby zamknąć ją na klucz w swoim pokoju i nie pozwolić dzieciom się do niej zbliżać? Sariel mówi, że nie zamierza kierować swojego dziecka w stronę klocków.

- Wybierze te zabawki, które sprawią mu największą radość - mówi. - Z mojego doświadczenia wiem jednak, mówię to jako osoba, która w dzieciństwie bawiła się klockami Lego, że największą wartością klocków Lego jest to, że za każdym razem możesz zbudować coś nowego. Budowanie to kreowanie, pole do popisu dla wyobraźni - mówi.

- Myślałem o skonstruowaniu zdalnie sterowanego wózka dla mojego dziecka. To byłoby dosyć wygodne, zamiast pchać wózek, masz pilota (śmiech). Na razie ten pomysł odłożyłem jednak na później, bo mam listę projektów do zrealizowania.

Arecknin próbował zachęcić dzieci do tego, by weszły w świat "Gwiezdnych wojen", ale udało się połowicznie. - Jeździły ze mną na różne imprezy, znają świat "Star Wars" i na pewno to lubią, ale poszli w inną stronę. Syn wybrał figurki. Zbiera i maluje gry typu Warhammer.

Córka z kolei wybrała Batmana. Świat fanowski nie jest im obcy, ale nie weszli w świat "Gwiezdnych wojen".
R2-D2 ze zbiorów AreckinaFot. Archiwum prywatne
Mimo to moje zbiory chciałbym im kiedyś przekazać . Mam nadzieję, że stworzą fundację i kolekcja będzie dalej istniała.
Jeden z regałów RetroholikaFot. Archiwum prywatne
Retroholik z czteroletnim synem najchętniej gra w sprężynkowe piłkarzyki sprzed blisko 40 lat, ale obaj lubią też gry na konsoli Nintendo switch.

- W ciągu tygodnia na granie poświęcamy nie więcej niż godzinę, preferujemy inne formy spędzania czasu. Sam właściwie nie gram w ogóle. Wolny czas poświęcam na poszukiwanie kolejnych retro okazji - kończy z uśmiechem.