Chcecie zrobić naprawdę dobry uczynek? Nie kupujcie dzieciom tego szmelcu na Halloween

Redakcja dadHERO
Najgorszy moment w roku to wcale nie ten, gdy w radiu pojawia się głos Mariah Carrey, słyszysz pierwsze dźwięki "All I Want for Christmas..." i czujesz, jak włosy na grzbiecie stają ci dęba. I nie ten, gdy motywy świąteczne wjeżdżają na ostro do sklepów już w październiku. No i wcale nie ten, gdy odkrywasz, że zestaw zabawek w liście do Mikołaja opiewa na kwotę, której nie pokryje nawet wyprzedaż rodowych sreber. Najgorszy moment właśnie nadchodzi.
Protip: zamiast masakrować dynię nożem, po prostu zrób z niej dobry obiad Fot: Trygve Finkelsen/Pexels
Często się zdarza, że w dadHERO żartujemy sobie z różnych rzeczy, ale dzisiaj dla odmiany chcemy być poważni, bo taki jest też temat. Halloween to fajne święto, jest przy tym mnóstwo zabawy (to świetna okazja, by najeść się cukierków). Ale my, rodzice, robimy wszystko, by je totalnie schrzanić.

Trochę nam to zajęło, ale wygląda na to, że w końcu oduczyliśmy się sięgać w sklepach po jednorazowe foliowe torebki. Coraz częściej pamiętamy o tym, by nie zamawiać w knajpach napojów z plastikowymi słomkami. Segregujemy odpady, sprzątamy po psie, przeliczamy ślad węglowy kuriera z Uber Eats wiozącego w piątkowy wieczór lek na ostrą weekendową gastrofazę w postaci pizzy z podwójnym serem – a potem przychodzi taki moment jak Halloween i wstępuje w nas wszystkich diabeł.


Nie wiem, jak to się stało, że niegroźne w sumie święto dyni i pustych kalorii zmieniło się w celebrację tandety, żałosnych zabawek i równie kiepskich przebrań. I kiedy mówię o tandecie, naprawdę mam na myśli największy szmelc tego świata. Wystarczy przejść się w tych dniach po dowolnym supermarkecie i zobaczyć, co wystaje z koszy przy kasie. W takich chwilach wyobrażam sobie, że są na świecie specjalne, wyselekcjonowane fabryki, które ruszają z produkcją tylko raz w roku po to, by pod koniec października zalać sklepy dziadostwem. A my to radośnie kupujemy. Równie dobrze moglibyśmy po prostu wziąć z altanki śmietnikowej trochę odpadów, zanieść je do domu i po prostu rzucić na podłogę w pokoju dziecięcym. Efekt będzie z grubsza ten sam. Rzeczy na Halloween to największy zabawkowy badziew, jaki widział świat. I nie może być inaczej, bo producenci wiedzą, że cykl życia tego dziadostwa to nawet nie jeden dzień. To jeden WIECZÓR. Litości, nawet jętki jednodniówki żyją dłużej.

Nie mam danych z Polski, ale przejrzałem statystyki dotyczące rynku w Wielkiej Brytanii i to jest po prostu koszmar. Tam 94 procent rodzin zapowiada, że w tym roku chce kupić dzieciom trochę halloweenowego szmelcu. Rocznie na śmietnik trafia na Wyspach 7 milionów kostiumów i jedynie malutki procent tych odpadów zostaje poddany recyklingowi.

Według organizacji charytatywnej Fairyland Trust, w Wielkiej Brytanii sprzedanych zostanie w tym roku 2 tysiące ton halloweenowych śmieci. To odpowiednik mniej więcej 83 milionów butelek PET. Rzeczy na Halloween produkuje się z surowców najgorszego gatunku. To po prostu odpady. Od tych, które znajdziesz w pojemnikach na recykling odróżnia je to że, aby zabrać je do domu i wręczyć dzieciom, musisz odstać swoje w kolejce, a potem jeszcze zapłacić.

Moja rada: w tym roku zróbcie dzieciom halloweenowe stroje z tego, co znajdziecie w domu (serio potrzebujesz wszystkich t-shirtów, które zalegają w twojej szafie?) Albo po prostu rozdajcie wszystkim chętnym cukierki jak leci, a potem włączcie Netflixa i niech dzieci oglądają do oporu. Tak będzie lepiej – i zdrowiej – dla wszystkich.