logo
MEN nie ma zamiaru skrócić lekcji z 45 do 40 minut – stwierdziła stanowczo ministra Barbara Nowacka. fot. Pexels/RDNE Stock project
Reklama.

Pomysł skrócenia lekcji o 5 minut wyszedł od nauczycieli, ale bardzo spodobał się uczniom. To właśnie oni zapytali Barbarę Nowacką, czy to jest realny plan i kiedy można się spodziewać początku krótszych zajęć. I było to jedno z najczęstszych pytań, jakie padały podczas Okrągłego Stołu Uczniowskiego w Gdańsku. 

Krótsze lekcje? Nie mamy tego w planach

Szefowa MEN szybko i stanowczo zgasiła nadzieje licealistów, którzy liczyli na prezent w postaci 40-minutowych lekcji. – Nie zamierzamy niczego takiego zrobić – stwierdziła. A sam pomysł nazwała bzdurą i poprosiła uczniów, by nie wierzyli w krążące w internecie plotki, bo lekcje trwały, trwają i nadal będą trwały 45 minut.

Sprawa jest więc jasna – zmian w tej kwestii nie będzie. Warto jednak przypomnieć, że ten temat nie wziął się z anonimowych plotek. Pomysł skrócenia lekcji do 40 minut to inicjatywa nauczycieli zrzeszonych w Niezależnym Związku Zawodowym Oświata Polska. I jest wyrazem niezadowolenia z zaproponowanych przez MEN pięcioprocentowych podwyżek wynagrodzeń. Nauczyciele chcieli więcej. Dlatego uznali, że skoro resort edukacji nie chce im lepiej płacić, to powinien zgodzić się na to, by mniej pracowali. I skrócić lekcje. 

Chodzi nie tylko o podwyżki

W zgłoszonym do MEN postulacie związkowcy NZZ Oświata Polska nie kryli, że inspirowali się downsizingiem, czyli metodą powszechnie stosowaną przez producentów żywności. Polega ona na tym, że cena produktu się nie zmienia, ale masa jest mniejsza. Klient nie narzeka, bo nie płaci więcej, ale nie zauważa, że za tę samą cenę dostaje coraz mniejszy produkt. 

"Jeśli biznes nie może podwyższyć cen, stosuje downsizing – zmniejszanie wielkości opakowań. Dlatego właśnie typowa kostka masła – niegdyś 250-gramowa – dzisiaj ma 200 g, a czasem jeszcze mniej" – wyjaśnili źródło swoją propozycję związkowcy NZZ Oświata Polska. Według nich lekcja też jest takim produktem. I jeśli nauczyciele nie mogą dostawać za prowadzenie zajęć więcej pieniędzy, to powinni skrócić czas ich trwania.

W propozycji skrócenia lekcji chodziło jednak nie tylko o zmuszenie MEN do podwyżki płac. Drugi argument pomysłodawców dotyczył tego, że 45-minutowe zajęcia to relikt przeszłości, który dziś się nie sprawdza. – Mamy coraz więcej dzieci z orzeczeniami o specjalnych potrzebach edukacyjnych, dzieci z opiniami poradni psychologiczno-pedagogicznych. Dzieci miewają trudności ze skupieniem uwagi i często pod koniec 45-minutowej lekcji pytają, czy można już wyjść na przerwę, na obiad czy do toalety – tłumaczył Radosław Utnik z NZZ Oświata Polska, w rozmowie z serwisem Portalsamorządowy.pl. I dodawał, że postulat jego związku powinien doprowadzić do ogólnopolskiej dyskusji o potrzebie skrócenia lekcji dla dobra uczniów.

Dyskusja jak do tej pory się nie zaczęła i już raczej się nie rozpocznie. Chyba że ministra Barbara Nowacka zmieni zdanie i uzna, że narzekania na zbyt długie lekcje, które sama słyszy podczas spotkań z uczniami, jednak nie są "bzdurą".

Źródło: PAP

Czytaj także: