logo
Nieprzygotowani do pracy nauczyciele to jeden z powodów tego, że uczniowie na edukacji domowej mają gorsze wyniki na egzaminie ósmoklasisty i maturze. fot. Pexels/Julia M Cameron
Reklama.

Miała być lekiem na bolączki polskiej szkoły i ratunkiem dla uczniów, którym nie odpowiada tradycyjny system szkolny. I tę rolę edukacja domowa spełnia świetnie. Rodzice, którzy zdecydowali się tę formę kształcenia, twierdzą, że ich dzieci są mniej zestresowane, mniej narażone na hejt i przemoc ze strony rówieśników, chętniej się uczą, a do tego mają więcej czasu na rozwijanie swoich zainteresowań i pasji.

Sygnały alarmowe

Ale oprócz niewątpliwych zalet edukacja domowa ma też wady. Jedną z nich jest to, że dzieci uczące się w domu słabo wypadają na egzaminach. Dobitnie pokazały to ubiegłoroczne matury. Egzaminu dojrzałości nie zdał co czwarty uczeń Szkoły w Chmurze – najpopularniejszej platformy edukacji domowej.

To był drugi sygnał alarmowy. Pierwszym były kiepskie wyniki z egzaminu ósmoklasisty. Średni wynik z języka polskiego wyniósł 61 proc. punktów, ale w przypadku Szkoły w Chmurze zaledwie 50,7 proc. Z matematyki uczniowie uczący się w tradycyjnej formie mieli średni 52 proc., podczas gdy ci korzystający z edukacji domowej zaledwie 35,93 proc. Absolwenci Szkoły w Chmurze lepiej wypadli tylko na egzaminie z języka angielskiego – uzyskali średnio 71,35 proc. punktów, podczas gdy średnia krajowa wyniosła 66 proc.

Po ogłoszeniu wyników egzaminu ósmoklasisty MEN było jedynie "zaniepokojone" tym, jak poradzili sobie uczniowie korzystający z edukacji domowej. Ale gdy okazało się, że 25 proc. nastolatków uczących się w domu nie zdało matury, ministerstwo zleciło kuratoriom przeprowadzenie kontroli Szkoły w Chmurze. Chodziło o sprawdzenie, dlaczego dzieci uczące się w Szkole w Chmurze mają tam bardzo dobre oceny na zakończenie roku, ale na państwowych egzaminach radzą sobie wyraźnie gorzej niż ich rówieśnicy chodzący do tradycyjnych szkół.

Kiepska kadra, zły system oceniania

Pierwsze wyniki tej kontroli już są. I nie nastrajają optymistycznie. Jak donosi "Dziennik Gazeta Prawna", sposób kształcenia w edukacji domowej dość mocno rozmija się z tym, czego wymaga nasz system edukacji. Najpoważniejsze zarzuty to brak jasnych kryteriów wystawiania ocen uczniom, brak odpowiedniego przygotowania do egzaminów ósmoklasisty i maturalnych oraz kiepska kadra dydaktyczna, czyli nauczyciele bez odpowiednich kwalifikacji, by prowadzić zajęcia.

Co istotne, te wady edukacji domowej wytknięto po kontroli zaledwie 41 podstawówek, w których 50 dzieci przeszło na edukację zdalną. To kropla w skali całej Polski. W tym roku szkolnym z edukacji domowej korzysta już ponad 58 tys. uczniów szkół podstawowych i średnich. Jeśli więc kontrola tylko nikłego odsetka placówek przyniosła tak druzgocące wnioski, to znaczy, że ten sposób kształcenia wymaga pilnej naprawy.

MEN na razie nie ujawnia, czy wyniki kontroli przełożą się na zmiany w przepisach. Można jednak założyć, że ujawnione nieprawidłowości skłonią resort to zaostrzenia wymagań dotyczących zasad prowadzenia edukacji domowej. Sporo zależy tu od rodziców, bo to oni decydują o przeniesieniu dziecka z tradycyjnej szkoły na edukację domową. To oni są więc najbardziej odpowiedzialni za sprawdzanie postępów w nauce.

Potrzebne zmiany

Przede wszystkim rodzice nie powinni się zadowalać tym, że prowadzone na zakończenie roku szkolnego egzaminy kwalifikacyjne przynoszą zaskakująco pozytywne wyniki. Bo, jak się okazuje, te dobre oceny dzieci uczących się zdalnie nie muszą oznaczać, że one wiedzą więcej i uczą się lepiej niż ich rówieśnicy chodzący do tradycyjnych szkół. Są po prostu inaczej oceniane – według łagodniejszych kryteriów.

Powinni za to baczniej sprawdzać ludzi, którzy będą uczyć ich dzieci, przede wszystkim, czy mają do tego odpowiednie kwalifikacje i przygotowanie. A poza tym sprawdzać, czy nauczyciele planują przygotować uczniów do zdawania obowiązkowych egzaminów.

Bo można narzekać, że egzaminy ósmoklasisty czy matury nie są dobrym sprawdzianem wiedzy. Ale są obowiązkowe, a poza tym mają istotny wpływ na przyszłość uczniów. I nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie miało to się zmienić. Zmienić powinien się więc sposób przygotowywania dzieci uczących się zdanie do tych egzaminów. W przeciwnym razie edukacja zdalna nadal będzie przyjemniejsza i mniej stresująca niż zwykła szkoła, ale rzetelnej wiedzy i szans na dobre studia już nie zapewni.

Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"

Czytaj także: