W 2021 z edukacji domowej korzystało prawie 20 tys. dzieci. Dziś w takim trybie uczy się niemal 54 tys. uczniów. Powód tak ogromnego wzrostu popularności nauczania poza szkołą postanowiła wyjaśnić Fundacja Edukacji Domowej i we współpracy z naukowcami z UJ przeprowadziła badania wśród rodziców, którzy zdecydowali się na nauczanie domowe. Przy okazji okazało się, że największą grupę wśród nich stanowią... nauczyciele.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kim są ludzie, którzy decydują się zabrać swoje dzieci z tradycyjnych szkół i uczyć je w domu? Jakimi motywami się kierują, wybierając tę formę edukacji? No i dlaczego jest ich coraz więcej? Te pytania zadali sobie pracownicy Fundacja Edukacji Domowej, która od kilku lat popularyzuje ten tryb nauczania. Żeby na nie odpowiedzieć, przeprowadzono badania, w których wzięło udział 464 rodziców uczniów korzystających z edukacji domowej.
Zwykła szkoła nie pasuje do potrzeb dziecka
Wyniki, które opracowano we współpracy ze specjalistami z Koła Nauk Psychologicznych PRAGMA przy Uniwersytecie Jagiellońskim, nie są szczególnie zaskakujące. Jak się można domyślić, głównym powodem, dla którego coraz więcej rodziców chce uczyć swoje dzieci w domu, jest niezadowolenie z tradycyjnego systemu nauczania. Ważnym motywem jest też to, że tradycyjne nauczanie nie zaspokaja indywidualnych potrzeb edukacyjne dziecka.
Ankietowani wskazywali też na to, że do przejścia na nauczanie domowe skłoniły ich problemy z rówieśnikami (w tym dręczenie) lub nauczycielami, a także nadmierne skupienie na ocenach, przeładowany program nauczania lub niekompetencja nauczycieli. Najrzadszym powodem był stan zdrowia dziecka czy styl życia rodziców.
Zaskakujące nie są też dane na temat wieku i wykształcenia rodziców, którzy zdecydowali, że ich dzieci nie będą chodzić do tradycyjnej szkoły. Ogromna większość z nich (niemal 80 proc.) ma wykształcenie wyższe. Wyjaśnienie jest proste – ludziom lepiej wykształconym łatwiej jest wspierać dziecko w domowej edukacji. Ponad 80 proc. rodziców dzieci uczących się w domu to osoby aktywne zawodowo, głównie w wieku 40-44 i 55-50 lat. To oznacza, że są to ludzie, którzy uczeniem własnego dziecka zajmują się po pracy.
Uczą cudze dzieci, swoich przed szkołą strzegą
Niespodzianką jest informacja na temat zawodów wykonywanych przez rodziców, którzy nie chcą, by ich dziecko zostało wtłoczone w tradycyjny system edukacji. Okazuje się bowiem, że są to przedstawiciele tego systemu, czyli nauczyciele. Stanowili oni największą grupę wśród rodziców biorących udział w tym badaniu. Drugą, ale znacznie mniej liczą grupą, były osoby prowadzące własną działalność. Na dalszych miejscach znaleźli się lekarze, pielęgniarki, psychologowie i finansiści.
Fakt, że ludzie, którzy uczą w szkole, nie chcą do niej posyłać własnych dzieci, można uznać za sygnał ostrzegawczy. Nikt nie zna wad systemu edukacji lepiej niż nauczyciele. Skoro to właśnie przedstawiciele tej grupy zawodowej najczęściej wybierają edukację domową, to znaczy, że tych wad jest sporo. Zwracają na to uwagę sami autorzy badania. "Liczną grupą osób badanych są nauczyciele, niewykluczone, że osoby te znające system edukacji od wewnątrz i świadome jego ograniczeń decydują się na podjęcie takiej decyzji na podstawie posiadanej wiedzy" – czytamy w podsumowaniu raportu "Dlaczego Polacy coraz częściej wybierają edukację domową?".
Wiedzą, czym pachnie szkoła
Podobne wnioski ma Mikołaj Marcela, pisarz i autor poradników edukacyjnych. Jego zdaniem fakt, iż to nauczyciele i nauczycielki najczęściej decydują się na edukację domową dla swoich dzieci, jest dziwny tylko z pozoru.
"Dla mnie to żadne zaskoczenie, ponieważ znam bardzo wiele nauczycielek i nauczycieli, które i którzy przeszli na edukację domową i to z różnych powodów. Jednym z podstawowych była, co ciekawe, niemożność dogadania się z dyrekcjami lub gronem pedagogicznym szkół (te bowiem albo utrudniały ich dzieciom rozwijanie pasji, albo na rozmaite sposoby "zatruwały" dzieciom życie, najczęściej niepotrzebnym nadmiarem sprawdzianów i zadań domowych, które zabierały młodym ludziom niemal cały czas wolny po szkole)" – napisał Marcela w poście na Facebooku.
Drugi powód to według niego właśnie wady polskiego systemu edukacji. "Myślę też, że wielu świetnych nauczycieli i nauczycielek najlepiej zdaje sobie sprawę, jak niedopasowany do dzisiejszych realiów jest tradycyjny model szkoły. W końcu niejednokrotnie nadal sami i same w nim funkcjonują na co dzień, dostrzegają więc jego ograniczenia i wiedzą, że w przypadku realnego konfliktu jako rodzice dzieci najczęściej stoją na straconej pozycji" – dodał w dalszej części swojego wpisu.
Raport "Dlaczego Polacy coraz częściej wybierają edukację domową?" na pewno powinny przeczytać i przemyśleć szefowe Ministerstwa Edukacji Narodowej, które ostatnio krytykowały Szkołę w Chmurze. Owszem, jej uczniowie mieli gorsze wyniki egzaminów niż ci, którzy uczą się tradycyjnie i warto sprawdzić, jakie są tego przyczyny. Ale warto też sprawdzić, dlaczego ludzie, którzy uczą w szkołach cudze dzieci, własnych posyłać tam nie chcą.
Bo to jednak budzi podejrzenia. Wyobraźmy sobie bowiem badania, z których wynika, że kolejarze nie chcą, by ich dzieci jeździły pociągami. Na wieść o tym raczej spadłaby liczba chętnych do podróżowania koleją. Albo gdyby się okazało, że lekarze w jakiejś przychodni kierują własne dzieci gdzie indziej. Można zakładać, że zaufanie ludzi do tej placówki by drastycznie spadło. Dlatego polski system edukacji nie będzie cieszył się prestiżem, jeśli się okaże, że ci, którzy go współtworzą, chronią przed nim własne dzieci.