Nieobowiązkowe wychowanie do życia w rodzinie znika ze szkół, a zastępuje je obowiązkowa edukacja zdrowotna. Tak wyglądał pierwotny plan Ministerstwa Edukacji Narodowej, który miał wejść w życie od września tego roku. Nie jest już jednak aktualny. Protesty biskupów, organizacji katolickich i części rodziców sprawiły, że rząd wprowadził poważną korektę – edukacja zdrowotna będzie przedmiotem nieobowiązkowym. Decyzja w tej sprawie zapadła poza gabinetem szefowej resortu edukacji – podjął ją sam premier Donald Tusk.
Ocalić wychowanie do życia w rodzinie
Na podobną interwencję szefa rządu w sprawie innego przedmiotu szkolnego liczą teraz członkowie Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia, która skupia prawie 40 różnych organizacji antyaborcyjnych. Chodzi o wychowanie do życia w rodzinie, które z końcem tego roku szkolnego ma przejść do historii. Przedstawiciele Federacji chcą, by ten przedmiot został. I w liście otwartym apelują do premiera, by swoją interwencją skłonił Barbarę Nowacką do zmiany planów.
"Zamiar MEN o likwidacji wychowania do życia w rodzinie oznacza depriorytetyzację roli rodziny w państwie i społeczeństwie. Jest on sprzeczny z dobrem uczniów i ich rodzin. Z tego powodu apelujemy o interwencję Pana Premiera, która pozwoli na zachowanie i doskonalenie tego przedmiotu dla dobra naszych dzieci i całego społeczeństwa" – czytamy w liście podpisanym przez przedstawicieli 38 organizacji prorodzinnych.
Za pozostawieniem w szkołach wychowania do życia w rodzinie przemawia, zdaniem autorów listu, przede wszystkim Konstytucja. A konkretnie zawarty w niej zapis, że "małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej". Jedną z form tej ochrony i opieki jest właśnie wychowanie do życia w rodzinie.
"Nie jest to jedyny przedmiot, związany z tą tematyką, ale w procesie wychowawczym jest bardzo istotny. Jest on realizowany za zgodą rodziców, ma dobrze wypracowane i sprawdzone w praktyce podstawy programowe i podręczniki oraz pozytywny wpływ na postawy uczniów, co potwierdzają liczne badania naukowe" – piszą autorzy apelu w obronie wychowania do życia w rodzinie. Nie podają jednak, jakie to badania.
Przedstawiciele ruchów pro-life stwierdzili też, że szefowa MEN nie przedstawiła dotąd żadnych konkretnych argumentów uzasadniających decyzje o wycofaniu tego przedmiotu. Jak twierdzą, że strony resortu nie było żadnych zastrzeżeń, zarzutów, ani nawet rzetelnych analiz tego, jak wygląda nauczanie tego przedmiotu. A skoro nie ma konkretnych powodów przemawiających za likwidacją, to nie powinno się jej przeprowadzać.
Przedmiot ważny dla przyszłości kraju
Ostatni argument jest już z gatunku tych "od tego zależy los Polski". Autorzy przypominają bowiem, że obecnie "wiele rodzin przeżywa trudności w wychowaniu swoich dzieci, osłabiona jest trwałość wielu związków rodzicielskich, a rodziny przeżywają różne problemy". W tej sytuacji pomóc może właśnie przedmiot szkolny, którego celem jest "dobre przygotowanie dzieci i młodzieży do pełnienia dojrzałych ról społecznych, także dla jak najlepszego funkcjonowania w rodzinach".
List, pod którym podpisali się przedstawiciele 38 organizacji pro-life, został opublikowany na stronie Federacji 22 stycznia. Premier na razie się do niego nie ustosunkował. Zawarta w nim propozycja może być jednak dla niego kusząca. Skoro nieobowiązkowa, przynajmniej przez pierwszy rok, będzie edukacja zdrowotna, to może warto na ten jeden rok zachować jeszcze wychowanie do życia w rodzinie. Dla tych, którzy z powodów światopoglądowych nie chcą chodzić na nowy przedmiot.
Poza tym wychowania do życia w rodzinie często uczą katecheci. A część z nich straci pracę, bo od września religii w szkole ma być mniej. Dzięki pozostawieniu WNŻ nie odczuliby tak boleśnie redukcji lekcji katechezy, co nieco ociepliłoby wyjątkowo chłodne relacje między rządem a biskupami. Donald Tusk ma więc o czym myśleć. A czy uzna, że wycofanie się z likwidacji WDŻ będzie równie korzystne jak wycofanie się z przymusowej edukacji zdrowotnej? Czas pokaże.