"Ustąpiliśmy w kilku kwestiach Kościołowi" – tak wiceministra Katarzyna Lubnauer podsumowała efekt wielotygodniowych negocjacji rządu z biskupami. Dodała jednak, że najważniejsze założenie, czyli zmniejszenie liczby godzin szkolnej katechezy do jednej tygodniowo, pozostało bez zmian. Jej słowa potwierdziły się w piątek 17 stycznia, kiedy szefowa MEN podpisała i opublikowała wspomniane rozporządzenie.
Nowacka podpisuje, biskupi krytykują
Jak można się było spodziewać, ta decyzja Barbary Nowackiej nie spodobała się biskupom. A to dlatego, że wspomniane przez Lubnauer ustępstwa były zaledwie kroplą w porównaniu z tym, czego domagała się strona kościelna. Przedstawiona podczas negocjacji "kompromisowa propozycja" biskupów zakładała, że redukowanie liczby lekcji katechezy będzie się odbywać stopniowo przez kilka lat i zacznie się od szkół średnich, a jednocześnie religia lub etyka będzie przedmiotem obowiązkowym. Na taki kompromis resort edukacji się nie zgodził.
Podpisanie rozporządzenia, które nie spełnia oczekiwań hierarchów, spotkało się z ich ostrą krytyką. "Rozporządzenie, które ma wejść w życie w dniu 1 września 2025 roku, jest aktem bezprawnym, gdyż nie osiągnięto co do jego treści wymaganego ustawowo porozumienia z Kościołem katolickim i innymi zainteresowanymi związkami wyznaniowymi" – ogłosili czytamy w komunikacie opublikowanym przez Episkopat w niedzielę 19 września.
Biskupi, poza wyrażeniem "stanowczego sprzeciwu", skrupulatnie wyliczają też przepisy prawa, które ich zdaniem złamała Nowacka. "Redukcja wymiaru nauczania religii do jednej godziny tygodniowo oraz nakaz organizowania lekcji religii przed lub po obowiązkowych zajęciach edukacyjnych ogranicza prawo rodziców wierzących do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami (art. 53 ust. 3 w powiązaniu z art. 48 ust. 1 Konstytucji RP) oraz prawo samych uczniów do systemowego wsparcia 'w rozwoju ku pełnej dojrzałości' obejmującej również sferę duchową (art. 1 pkt 3 Prawa oświatowego)" – napisali biskupi. Dodali też, że wspomniane rozporządzenie łamie prawa katechetów, bo część z nich może stracić źródło dochodów.
Czego oczekują biskupi?
Komunikat, podpisany przez prezydium Episkopatu, kończy się wezwaniem do zrobienia "kroku w tył". "Oczekujemy, że Ministerstwo Edukacji Narodowej powróci do stosowania standardów państwa prawa i odstąpi od podejmowania działań konfrontacyjnych wobec osób wierzących, które są pełnoprawnymi obywatelami Rzeczypospolitej Polskiej" – czytamy.
Autorzy listu nie napisali, co się stanie, jeśli MEN nie spełni tych oczekiwań i nie zrezygnuje ze swoich planów. To jednak dobrze wiemy. Biskupi już podczas negocjacji przewidywali, że nie osiągną kompromisu w sprawie lekcji religii. I przygotowali "opcję atomową". W liście, który 1 stycznia był odczytywany we wszystkich kościołach w Polsce, zapowiedzieli podjęcie "dalszych stosownych kroków prawnych mających na celu powstrzymanie wprowadzanych zmian".
Jeden z takich kroków prawnych został już podjęty – rozporządzenie w sprawie religii zostało zaskarżone do Trybunału Konstytucyjnego. Wyroku jeszcze nie ma, ale wstępna ocena była po myśli biskupów.
Oj, będzie się działo!
Kolejne kroki będą zapewne bardziej radykalne. Także dlatego, że ministra Nowacka już dawno temu zapowiedziała, że nie zamierza się przejmować tym, co orzekną sędziowie TK. Nie jest więc wykluczone, że biskupi, a raczej działające w ich imieniu organizacje katolickie, pójdą dalej i zgłoszą się w tej sprawie do instytucji międzynarodowych, na przykład Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej czy też Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Niemal pewne są też kolejne protesty i manifestacje "w obronie praw osób wierzących". Biskupi otwarcie zachęcali wiernych do organizowania takich form sprzeciwu. Można więc się spodziewać, że do 1 września, kiedy to rozporządzenie MEN wejdzie w życie, czeka nas jeszcze sporo gorących batalii o lekcje religii.
Źródło: episkopat.pl