Nie ma szans na to, że polskie szkoły staną się strefami wolnymi od smartfonów i mediów społecznościowych. MEN, choć zdaje sobie sprawę z rosnącej liczby dzieci uzależnionych od elektroniki, nie będzie z tym walczyć za pomocą zakazów. Z zapowiedzi Barbary Nowackiej wynika, że dostęp do smartfonów stracą tylko przedszkolaki i uczniowie klas 1-3.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Rozmowy na temat zakazu korzystania z komórek i innych urządzeń elektronicznych w szkołach trwają od kilku miesięcy, konkretnych projektów jednak nie ma. I nie powstaną. Ministerstwo nie zamierza bowiem sięgać po radykalne rozwiązania, jakie obowiązują w innych krajach.
Bez smartfonów tylko przedszkola i klasy 1-3
– Propozycja całkowitego zakazu urządzeń mobilnych nie jest w planach MEN – powiedziała Barbara Nowacka, gdy tuż przed świętami w wywiadzie dla Polskiego Radia została zapytana o to, czy uczniowie nadal będą mogli korzystać ze smartfonów w szkołach. Jedyna grupa dzieci, które być może będą musiały zostawiać swoje telefony w domach albo szafkach, to przedszkolaki i uczniowie pierwszych klas podstawówki.
Być może, bo konkretnego pomysłu na razie też nie ma. Jest tylko sugestia ministry Nowackiej, która we wspomnianym wywiadzie wyznała, że jest "zwolenniczką analogowego przedszkola i analogowej klasy 1-3 ". Jeżeli więc będzie zakaz, to obejmie tylko najmłodsze dzieci.
W przypadku pozostałych uczniów resort zamierza stawiać na edukowanie i uświadamianie zagrożeń. Ma temu służyć nowy przedmiot, który trafi do szkół we wrześniu przyszłego roku. – W ramach edukacji zdrowotnej jest duży komponent dotyczący higieny cyfrowej, żeby młodym osobom uświadomić, jakie to jest ważne, by nie dawali się uzależnieniom – powiedziała Nowacka.
MEN ostrożny wbrew apelom
Nie jest to pierwszy taki sygnał płynący z MEN. Już w listopadzie wiceszefowa resortu edukacji Paulina Piechna-Więckiewicz dała do zrozumienia, że zakazu w szkołach nie będzie. Gdy zapytano ją, czy trwają pracę nad takimi przepisami, odpowiedziała, że na razie resort "analizuje sytuację i rozmawia z ekspertami". Dodała jednak, że jeśli chodzi o przedszkola i uczniów najmłodszych klas, to tu trzeba wyznaczyć zasady korzystania ze do smartfonów. Nowa wypowiedź Nowackiej wyraźnie wskazuje, że na tym plany resortu się kończą.
Nie wiadomo, kim są eksperci, którzy odradzają MEN wprowadzenie zakazu używania telefonów w szkołach. Na pewno nie są oni związani z Instytutem Spraw Obywatelskich. Członkowie tej instytucji od dawna przekonują, że szkoły powinny być wolne od smartfonów i mediów społecznościowych. A w lutym tego roku wysłali apel do ministry Barbary Nowackiej oraz ministra cyfryzacji Krzysztofa Gawkowskiego. Domagali się w nim wprowadzenia zakazu używania smartfonów przez uczniów.
W swoim piśmie eksperci Instytutu przywołali badania, które wskazywały na to, że smartfony i inne urządzenia mają szkodliwy wpływ na zdrowie dzieci i ich wyniki w nauce. Dodali też, że te badania skłoniły władze wielu krajów do podjęcia radykalnych kroków. "Rozwiązania ogólnokrajowe dotyczące zakazu używania telefonów w szkołach obowiązują już we wszystkich szkołach Holandii, Francji, Włoch, Grecji, Portugalii i Chin" – czytamy w liście podpisanym przez prezesa Instytutu.
Korzystasz z komórki, wylatujesz ze szkoły
Od czasu wysłania tego apelu sporo się zmieniło. Radykalny zakaz korzystania ze smartfonów w przedszkolach i szkołach wprowadziła tez Norwegia. Tam uczniowie nie mają prawa sięgać po urządzenia elektroniczne ani na lekcjach, ani na przerwie. Nie dotyczy to młodzieży w szkołach średnich. Oni mogą zajrzeć do komórki między lekcjami. Swobodę korzystania z telefonów wkrótce stracą też uczniowie w Holandii. Tam zakaz wchodzi w życie 1 stycznia 2025 roku.
Przepisy obowiązujące w wymienionych krajach zwykle są bardzo radykalne. Przykładem może być Francja, gdzie zakaz korzystania z telefonów w szkołach wprowadzono już kilka lat temu. I nie ma zmiłuj. Tam za złamanie zakazu korzystania z telefonu na lekcji, przerwie czy nawet na wycieczce szkolnej grożą surowe kary – od konfiskaty urządzenia po wyrzucenie ze szkoły. Jeszcze surowsze przepisy są w Chinach – tam telefonu nie można nawet wnieść na teren szkoły bez specjalnego pozwolenia.
Polska na razie nie dołączy do tego grona, bo nasze ministerstwo edukacji zamiast zakazywać, woli informować o zagrożeniach płynących z nadużywania telefonu. Rzecz w tym, że dzieci chyba nie trzeba w tej kwestii uświadamiać, bo na własnej skórze czują, do czego prowadzi wieczne ślęczenie z komórką w dłoni. A mimo to jakoś nie potrafią z tego zrezygnować. I pogadanki na lekcjach edukacji zdrowotnej raczej nie sprawią, że dzieci masowo odłożą telefony. Zakaz po prostu by je do tego zmusił i pozwolił choć na chwile zobaczyć realny świat.