Chodzenie do psychologa do niedawna było u nas czymś podejrzanym. To się na szczęście zmienia i coraz więcej ludzi rozumie, że psychoterapia to po prostu forma dbania o siebie czy o związek. Dotyczy to jednak terapii indywidualnej lub terapii par. Tymczasem w USA rodzi się nowy trend. Ludzie z pokolenia 40+ zabierają do gabinetów swoje rodzeństwo.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Każdy, kto kiedykolwiek chodził na terapię, wie, że próba wyjaśnienia źródła problemów prędzej czy później kończy się rozmową o rodzicach. Nic dziwnego, to najważniejsi ludzie w naszym życiu. A to, jak nas wychowali i jakie mieliśmy z nimi relacje, ma ogromny wpływ na naszą przyszłość. Dlatego jeśli coś w naszym dorosłym życiu szwankuje, terapeuci zwykle szukają przyczyn w dzieciństwie.
Na kozetce z bratem
O ile jednak terapeuci z upodobaniem wałkują temat rodziców, to zwykle pomijają wątek innych ludzi, którzy od dzieciństwa mają wpływ na nasze życie. Chodzi o rodzeństwo, zarówno młodsze, jak i starsze. A to błąd, bo jak stwierdził w rozmowie z magazynem "Atlantic" prof. Geoffrey Greif, "relacja z rodzeństwem kładzie się na nas jak cień". Na dowód przytoczył dwa badania, z których wynikało, że od tego, jaką w dzieciństwie mieliśmy więź z rodzeństwem zależy nasza podatność na depresję. Im gorsze relacje z bratem czy siostrą, tym wyższe ryzyko zachorowania na tę chorobę.
Prof. Greif wspomniał o tych badaniach nie bez przyczyny. Jest on jednym coraz popularniejszej na Zachodzie formy terapii dla dorosłych, która polega na tym, żeby do gabinetu psychologa przychodzić z rodzeństwem. W praktyce wygląda to jak terapia par, tylko zamiast męża czy żony, pacjent przychodzi do terapeuty z bratem czy siostrą. A czasem, jeśli sytuacja tego wymaga, z kilkorgiem rodzeństwa.
Ta forma terapii jest o tyle ciekawa, że jej celem nie jest dotarcie do źródeł obecnych problemów czy kryzysów pacjenta. Chodzi głównie o pomoc w odbudowaniu więzi między rodzeństwem. Czasem jedynie po to, by w ogóle mieć kontakt, który się po prostu urwał. Terapeutka Karen Gail Lewis, która specjalizuje się w terapii rodzeństw, stwierdziła, że ludzie szukają jej wsparcia, bo po prostu nie chcą umierać zanim nie pogodzą się ze swoim bratem czy siostrą.
Pojednanie dla zysku
Częściej jednak motywacja jest czysto praktyczna. Ludzie dziś żyją dłużej. Wiele osób w wieku 40-60 lat ma wciąż żyjących rodziców, którymi trzeba się zająć, a do tego własną rodzinę, pracę, często wnuki. I, krótko mówiąc, "nie wyrabia na zakrętach" z powodu licznych obowiązków.
Wtedy zaczyna szukać kogoś, kto mógłby dać wsparcie, na przykład w opiece nad starym, chorym rodzicem. I dochodzi do wniosku, że dobrym kandydatem byłby brat albo siostra. Tyle że często problemem są kiepskie relacje. Praca z taką terapeutką jak Karen Gail Lewis pozwala te relacje poprawić albo wręcz zbudować od nowa.
Amerykańscy specjaliści od terapii rodzeństw, a jest ich na razie niewielu, nie mają wątpliwości, że klientów im nie zabraknie. Przeciwnie, twierdzą, że coraz więcej psychologów zacznie oferować takie usługi, bo już wkrótce zapotrzebowanie będzie ogromne. Z prostych powodów. Coraz więcej dorosłych Amerykanów uskarża się na samotność. Rozpadają im się małżeństwa, rozluźnia więź z dziećmi, odchodzą przyjaciele. Ale nie znika potrzeba wsparcia, poczucia, że jest ktoś, na kogo zawsze można liczyć. I dlatego pojawia się chęć odbudowania relacji z kimś, kto był tym pierwszym towarzyszem zabaw.
Ten trend dotrze też do nas
Czy w Polsce też pojawi się moda na terapię rodzeństw? Cóż, mamy tendencję do naśladowania trendów zza Oceanu, więc jest bardzo prawdopodobne, że i u nas pojawi się taka oferta. I chyba wielu osobom z pokolenia 40+ będzie potrzebna. To pokolenie rozjechało się nie tylko po Polsce, ale też po Europie. Fala emigracji po wstąpieniu do Unii Europejskiej sprawiła, że wielu z nas swoich bliskich widuje tylko przy okazji świąt, a i to nie zawsze.
Ale z racji wieku, ale też życiowych rozczarowań, porażek, rozstań, to rozluźnienie relacji z rodzeństwem zacznie wielu ludziom przeszkadzać. I pojawi się potrzeba naprawienia kontaktów z bratem i siostrą. Także po to, by zająć się starymi rodzicami czy po prostu lepiej radzić sobie z własną samotnością i starzeniem się. Można więc śmiało założyć, że terapeuci oferujący pomoc w naprawianiu zerwanych więzi między dorosłym rodzeństwem będą mieli sporo roboty.