Jeszcze niedawno ministra Barbara Nowacka twierdziła, że szkoły nie są jeszcze gotowe na zakaz korzystania ze smartfonów. Wygląda na to, że zmieniła zdanie. Wiceszefowa MEN właśnie ujawniła, że ministerstwo chce ograniczyć uczniom dostęp do telefonów. Resort rozważa wprowadzenie przepisów podobnych do tych, jakie obowiązują w Norwegii.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Coraz więcej krajów decyduje się na wprowadzenie całkowitego zakazu lub ograniczenia dostępu do smartfonów w szkołach. Tę kwestię uregulowano już m.in. na Węgrzech, w Finlandii, w Norwegii, a w ślad za nimi wkrótce pójdą też Francja i Australia.
Trzeba to uregulować
Polscy politycy do niedawna wzbraniali się przed podjęciem takich kroków. – System edukacyjny nie jest jeszcze gotowy na całkowity zakaz smartfonów. Autonomia szkoły i prawa rodziców są kluczowe w regulowaniu kwestii związanych z używaniem telefonów – mówiła jeszcze w sierpniu ministra Barbara Nowacka w rozmowie z Radiem ZET. A jako pomysł na odciągnięcie dzieci od komórek wskazywała możliwość wprowadzenia zabaw aktywności na przerwach. Takie atrakcje miałyby sprawić, że uczniowie nie będą między lekcjami wyjmować komórek.
Teraz jednak władze resortu edukacji zmieniły zdanie w tej sprawie. Świadczą o tym deklaracje, które złożyła wiceszefowa MEN Paulina Piechna-Więckiewicz w rozmowie z PAP. – Na pewno gdzieś trzeba uregulować kwestię dostępu do smartfonów jeżeli chodzi o przedszkola (...), o nauczanie początkowe – stwierdziła.
Nie oznacza to, że planowane przepisy będą dotyczyć jedynie przedszkolaków i uczniów klas I-III. Zdaniem Piechny-Więckiewicz w przypadku starszych uczniów podstawówek i uczniów szkół średnich też trzeba "wymyślić mądry sposób łączenia dobrych stron użytkowania różnego rodzaju elektroniki, internetu, AI i tych złych stron". Można więc się spodziewać, że nowe prawo ureguluje zasady korzystania ze smartfonów w przedszkolach i wszystkich typach szkół.
Jak w norweskich szkołach
MEN nie ma jeszcze gotowych pomysłów na to, komu zakazać, a komu tylko ograniczyć dostęp do telefonu w szkole. Wiadomo jednak, gdzie szuka inspiracji. Wiceminister Piechna-Więckiewicz powiedziała, że jej resort uważnie przygląda się rozwiązaniom, które w lutym tego roku wprowadzono w Norwegii.
Tamtejszy odpowiednik MEN się nie patyczkował. uczniowie podstawówek mają całkowity zakaz używania komórek i smartwatchy w szkole. Uczniowie gimnazjów mogą korzystać z tych urządzeń jedynie na przerwach i to w ściśle określonych sytuacjach, jak np. kontakt z rodzicami. Luźniej traktowani są nastolatkowie w szkołach średniej. Oni nie mogą używać smartfonów na lekcjach, ale za to na przerwach bez żadnych ograniczeń.
Czy polski resort edukacji skopiuje te rozwiązania? Sporo będzie zależało od tego, czy te przepisy przyniosły oczekiwane efekty. Norwegowie wprowadzili je, bo badania kompetencji pokazały, że wielu uczniów ma problemy z czytaniem, koncentracją i motywacją do nauki. Ale na razie jest za wcześnie, by ocenić, czy nastąpiła poprawa.
– Dopiero co te wytyczne wprowadzono. Nie ma jeszcze żadnych badań na ten temat, są jakieś wstępne wyniki ankiet, które wyglądają zachęcająco – powiedziała wiceminister Piechna-Więckiewicz w rozmowie z PAP. I dodała, że na razie ministerstwo "analizuje sytuację, rozmawia z ekspertami i przygląda się różnym pomysłom".
To oznacza, że przepisy zakazujące lub ograniczające dostęp do telefonów w szkołach nie będą gotowe szybko. Ważne jest to, że ministerstwo jednak zrozumiało, że tej sprawy nie można odkładać, a problemu uzależnienia od telefonów nie rozwiążą planowane pogadanki o higienie cyfrowej na lekcjach edukacji zdrowotnej, które będą w szkołach od września przyszłego roku.