Rozpoczęcie nauki w szkole średniej to trudny moment. Nowa szkoła, nowi nauczyciele i nowi ludzie w klasie, których trzeba poznać i jakoś oswoić. Tyle że z tym poznawaniem się dzisiejsi nastolatkowie mają spore problemy. Świadczy o tym scena, którą opisał w liście nasz czytelnik, nauczyciel matematyki z ogólniaka w jednej z podwarszawskich miejscowości.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Pan Michał jako nauczyciel pracuje od ponad 20 lat, z czego prawie 15 w liceum. Wiele widział, wiele przeżył, niewiele jest go w stanie zaskoczyć, zwłaszcza jeśli chodzi o zachowanie nastolatków. W tym roku jednak przeżył szok. Wszystko za sprawą uczniów pierwszej klasy, których wychowawcą został.
Poznajmy się lepiej
"Poznaliśmy się 2 września, na krótkim spotkaniu po oficjalnym rozpoczęciu roku szkolnego. Potem nie było okazji, bo matematyki ich nie uczę, a godzina wychowawcza była dopiero w piątek. No i na tej godzinie usłyszałem od nich coś, co sprawiło, że dosłownie opadły mi ręce" – napisał w liście do redakcji pan Michał.
Na samym początku lekcji powiedział swojej klasie, że wie, że jest im ciężko, bo wszystko jest nowe. I że przez te kilka dni ich obserwował, więc wie, że trudno im się zaaklimatyzować w nowym miejscu i nawiązać relacje. "Nie wyraziłem tego wprost, ale chodziło mi o to, że oni w ogóle ze sobą nie rozmawiali. Na przerwach każdy z nich siedział z nosem w swojej komórce. Z jednej strony to rozumiem, oni mają swoich znajomych z podstawówki, tu wszyscy nowi, więc potrzeba czasu, żeby się poznać. Ale z drugiej strony niepokojące było to, że oni nie wykazywali ani trochę chęci, by nawiązać nowe znajomości" – relacjonuje pan Michał.
I właśnie to pierwszoklasistom miała ułatwić propozycja, którą rzucił w piątek na godzinie wychowawczej. Zaproponował zorganizowanie jakiegoś spotkania integracyjnego, na którym każdy uczeń trochę o sobie opowie, zaprezentuje swoje pasje, zainteresowania. "Uznałem, że jak się czegoś o sobie nawzajem dowiedzą, to będzie im łatwiej zagadać, znaleźć 'bratnią duszę', no i ten proces integracji jakoś przyspieszy. Bardzo się myliłem" – wspomina nauczyciel.
Spotkanie? To takie staroświeckie
Uczniowie propozycję "wieczorku zapoznawczego" stanowczo odrzucili, padła nawet uwaga, że to jakieś staroświeckie metody. Wtedy pan Michał zapytał, czy mają jakąś własną propozycję. Odpowiedź długo nie padała, ale w końcu jakiś odważniejszy uczeń stwierdził, że założy klasową grupę na WhatsAppie czy Messengerze i tam wszyscy będą pisać i wrzucać, co chcą.
"No i ten pomysł spotkał się z entuzjazmem. A jak ich zapytałem, dlaczego nie chcą się zobaczyć poza szkołą na żywo i zwyczajnie pogadać, to mi wyjaśnili, że grupie będzie łatwiej, bo można pisać kiedy się chce i gdzie się chce, zamiast się napinać i spotykać z nieznajomymi. No i że jak na grupie zaskoczy, to się będą umawiać w realu" – opowiada w swoim liście nauczyciel.
Pan Michał odpuścił i kolejnych pomysłów na klasową integrację nawet nie szukał. Klasowa grupa na Messengerze powstała jeszcze tego samego dnia. "No i trochę ich integruje, bo chociaż na przerwach nadal siedzą z nosami w telefonach, to czasem się razem śmieją z tego, co któreś z nich napisało na grupie. Mogliby o tym gadać, ale łatwiej im pisać.
Nie rozumiem tego, ale cóż, to już jest zupełnie inne pokolenie. Mam tylko nadzieję, że jak będę chciał zorganizować klasową wycieczkę, to nie usłyszę, że nie ma sensu jechać, bo oni to wszystko już widzieli na Instagramie czy na YouTube" – gorzko żartuje pan Michał.