Zaledwie 13 lat ma chłopiec, który swoim głupim zachowaniem mógł doprowadzić do poważnego wypadku. Nastolatek świecił laserowym wskaźnikiem w oczy pilota śmigłowca, który miał przetransportować pacjenta do szpitala w Siemianowicach Śląskich. Jak się okazuje, nie był to odosobniony incydent. W tym roku było już 90 takich przypadków, co oznacza, że niemal co drugi dzień ktoś urządza sobie taką głupią "zabawę".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego nie podrywają się do startu z byle powodu. Są wykorzystywane jedynie w sytuacjach zagrożenia życia, gdy trzeba błyskawicznie przewieźć pacjenta do szpitala. Ostatnio jednak jeden z pilotów nie mógł wystartować z powodu wiązki zielonego światła lasera, którym świecił mu w oczy ktoś z osiedla położonego około pół kilometra od lotniska.
Nie wiedział, co się może stać
Jak ustaliła dziennikarka "Wydarzeń" Polsatu, która jako pierwsza poinformowała o tym zdarzeniu, wezwani przez pilota policjanci szybko ustalili, skąd pochodzi wiązka jasnozielonego światła. Byli jednak zaskoczeni, gdy ustalili, kto próbował oślepić pilota LPR. – Okazało się, że czyn ten popełniał nieletni, który całkowicie nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia, jakie powoduje – powiedziała w rozmowie z dziennikarką "Wydarzeń" nadkomisarz Tatiana Lukoszek z Komendy Miejskiej Policji w Siemianowicach Śląskich. Jak dodała, chłopiec był u znajomych i postanowił pobawić się laserem na balkonie, a szykujący się do startu helikopter wydał mu się idealnym celem.
Nastolatka, a także jego rodziców, czeka teraz rozprawa przed sądem rodzinnym. To i tak "niski wymiar kary". Gdyby sprawca był pełnoletni, to zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem za oślepianie pilota mógłby trafić na rok do więzienia, bo jego wybryk był groźny zarówno dla zdrowia pilota, jak i pacjenta, którego ten miał transportować.
Atak na pilota co drugi dzień
Całą sprawę można by było skwitować komentarzem o szczenięcym wybryku nieświadomego konsekwencji chłopca, gdyby nie fakt, że nie był to odosobniony przypadek. Oślepianie pilotów jest u nas nagminne. Łukasz Chalubka, kierownik działu zarządzania bezpieczeństwem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, w rozmowie z Polsatem powiedział, że w pierwszej połowie tego roku było sześć takich zdarzeń. Dla porównania, w całym 2022 roku doszło do ośmiu takich przypadków, a w 2023 – siedem. Te dane dotyczą jednak jedynie pilotów Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
A nie tylko oni padają ofiarą amatorów "zabawy" laserem. Na ataki narażeni są także piloci innych służb, a także właściciele prywatnych maszyn. Skala tego zjawiska jest przerażająca. – W tym roku, na półmetku, mieliśmy ok. 90 takich incydentów – powiedziała Marta Chylińska z Urzędu Lotnictwa Cywilnego. Rocznie notowanych jest ponad 200 takich zagrożeń. A to oznacza, że co drugi dzień ktoś urządza sobie śmiertelnie niebezpieczną "zabawę".
Ani policja, ani Urząd Lotnictwa Cywilnego nie podają, kim są sprawcy takich przestępstw. Powód jest prosty – rzadko udaje się ich złapać. Zwykle jednak są to nastoletni chłopcy. Dlatego od pewnego czasu pracownicy Urzędu Lotnictwa Cywilnego organizują spotkania w szkołach, podczas których wyjaśniają, jak niebezpieczne dla pilotów i pasażerów jest oślepianie laserem, a także co grozi amatorom takich "zabaw".
Przywołują przy tym przypadek jednego z lekarzy LPR, który kilka lat temu w wyniku porażenia laserem podczas lotu doznał uszkodzenia siatkówki i niemal stracił wzrok. Urząd Lotnictwa Cywilnego we współpracy z policją prowadzi też kampanię społeczną "Laser to nie zabawka".