Niby wszyscy wiemy, że w upalny dzień wnętrze stojącego w pełnym słońcu auta jest jak piekarnik. Właśnie dlatego przecież włączamy klimatyzację albo otwieramy okna, bo inaczej w środku po prostu nie ma czym oddychać. Ale choć nie jest to wiedza tajemna, co roku zdarzają się sytuacje, że ktoś zostawia dziecko w nagrzanym aucie i idzie "tylko na chwilę" po zakupy czy coś załatwić. W najlepszym razie kończy się to rozbitą szybą, jeśli jakiś przechodzień zauważy mdlejące dziecko i wie, co należy zrobić. Ale zdarza się też tak, że przez bezmyślność rodzica maluch ląduje w szpitalu albo umiera.
Co dokładnie dzieje się z organizmem człowieka siedzącego w środku stojącego na słońcu auta? Postanowił to pokazać Jarosław Sowizdraniuk, doświadczony ratownik medyczny i nauczyciel akademicki. Żeby to zrobić, po prostu wsiadł do stojącego w pełnym słońcu auta i siedział w nim godzinę. W środku umieścił kamerę, która nagrywała cały eksperyment, a także specjalistyczny sprzęt, który minuta po minucie monitorował jego funkcje życiowe – pracę serca, poziom cukru, odwodnienie.
"Ku przestrodze rodziców i opiekunów postanowiłem na własnej skórze sprawdzić, co dzieje się z człowiekiem zamkniętym w rozgrzanym samochodzie. Nie spodziewałem się, że będzie to tak koszmarne doświadczenie" – napisał potem w poście na Instagramie.
https://www.instagram.com/reel/C93GKkGMLFi/?utm_source=ig_web_copy_link&igsh=MzRlODBiNWFlZA==Warunki nie były ekstremalne. W dniu eksperymentu na zewnątrz było 26 stopni Celsjusza, czyli znacznie mniej niż w najbardziej upalne dni tego lata. Ale Sowizdraniuk i tak dramatycznie odczuł, co taka temperatura robi z człowiekiem zamkniętym w aucie. "Wnętrze samochodu szybko nagrzało się do 49 stopni Celsjusza. Temperatura ciała wzrastała dynamicznie, po niespełna pół godziny osiągając 38,5 stopnia, aż do 39 na koniec eksperymentu. Pot płynął wszelkimi możliwymi drogami. Systematycznie wzrastało tętno, podwyższał się poziom cukru we krwi. Organizm kompensował przegrzanie, ale ogromnym kosztem" – opisał przebieg swojego drastycznego doświadczenia ratownik.
Sowizdraniuk wytrzymał tak godzinę. Dużo? Owszem, ale warto pamiętać, że jest młodym, zdrowym i silnym facetem. Kilkuletnie dziecko na jego miejscu przetrwałoby znacznie krócej, bo młody organizm jest znacznie mniej odporny na przegrzanie.
Ratownik zwrócił uwagę na jeszcze jedną rzecz. Eksperymentu nie przetrwał jego smartfon. "Po 40 minutach telefon wyłączył się z powodu zbyt wysokiej temperatury otoczenia. Nawet gdyby dziecko chciało zadzwonić po pomoc, telefon w tych warunkach był nieaktywny. To musi być przerażające dla kogoś szukającego pomocy" – napisał w podsumowaniu ratownik.
Z jego eksperymentu jasno wynika, że zamknięte w rozgrzanym aucie dziecko słabnie bardzo szybko i bez pomocy z zewnątrz jest właściwie skazane na śmierć. A z pomocą może być różnie, na co też zwrócił uwagę Sowizdraniuk. Przez godzinę trwania eksperymentu żaden przechodzień nie próbował sprawdzić, co się z nim dzieje. "Nikt nie zwracał na mnie uwagi, chociaż auto stało w środku miasta" – stwierdził ratownik.
Po godzinie w rozgrzanym samochodzie ratownik był wycieńczony. "Odczuwałem kołatanie serca, nudności, mroczki przed oczami, nie mogłem się skupić na prostych czynnościach. Po wyjściu nogi miałem jak z waty. Jednym haustem wypiłem litr wody" – napisał i dodał, że niewiele brakowało, a potrzebowałby pomocy medycznej.
Można zadać pytanie, po co Sowizdraniuk narażał własne zdrowie? Odpowiedź pada w jego poście. "Chciałem przez to uczulić rodziców i opiekunów przed zostawieniem swoich dzieci i zwierząt w aucie. Choćby tylko na czas zakupów. Każdego roku tylko w USA umiera z przegrzania 38 dzieci rocznie" – stwierdził i dodał, że ma nadzieję, że jego film może uratować czyjeś życie.
Czytaj także: https://dadhero.pl/292013,domowe-sposoby-na-upaly-jak-ochlodzic-mieszkanie-bez-klimatyzacji