W porównaniu z ubiegłymi latami tegoroczne matury przebiegały wyjątkowo spokojnie. Nie było ani jednego fałszywego alarmu o podłożonej bombie i – co zaskakujące – nie było żadnych przecieków. Nawet pożar, który wybuchł w jednej ze szkół w Grodzisku Mazowieckim, nie skomplikował życia tamtejszym uczniom, bo ogień pojawił się po tym, jak skończyli już pisać egzamin z angielskiego. Nie znaczy to jednak, że nie było żadnych nieprawidłowości.
Jak przyznał w rozmowie z Radiem Zet szef CKE, największą zmorą jest to, że maturzyści łamią zakaz wnoszenia smartfonów. – Zdarzają się sytuacje, że zdający wnosi na salę telefon (…) pomimo świadomości, jakie grożą za to konsekwencje. I zdarzają się, niestety, jacyś członkowie zespołów nadzorujących, którzy być może zwracają mniejszą uwagę na to, co się dzieje na sali i nie wypełniają swoich zadań. Oczywiście nikt nie oczekuje, żeby rewidować maturzystów, bo nie ma takiego prawa. Natomiast wydaje nam się, że (…) jednak da się zauważyć, że ktoś wyjmuje komórkę i robi zdjęcia arkusza. Zespół nadzorujący ma prawo chodzić po sali, nie musi być w jednym miejscu – powiedział dr Marcin Smolik.
Przyznał jednak, że fotografowanie i udostępnianie arkuszy w mediach społecznościowych nie jest jeszcze masowym procederem. Mimo to takie praktyki należy eliminować, co jest wyzwaniem dla członków komisji egzaminacyjnych. – Jedyna możliwość, która jest, to baczne obserwowanie. Przy nowoczesnych urządzeniach może być trudne zauważenie czegoś takiego. Natomiast, jeśli ktoś fotografuje kilkanaście czy kilkadziesiąt stron arkusza i potem to publikuje, to w większości przypadków da się zauważyć takie zachowanie – stwierdził.
Pytany o liczbę poważnych incydentów, które skutkowały wezwaniem policji czy unieważnieniem egzaminu, dyrektor CKE powiedział, że było ich niewiele. – Złożyliśmy dwa zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa w kwestii matury z języka angielskiego na poziomie rozszerzonym i matematyki rozszerzonej. Zdjęcia arkuszy z tych egzaminów na platformie X opublikowano na tym samym koncie. Nie wiemy, niestety, kto zrobił zdjęcia, kto wniósł telefon – wyznał i dodał, że policja bada tę sprawę.
Do tych poważnych naruszeń dr Smolik zaliczył też szeroko komentowane zachowanie maturzysty, który pierwszego dnia matur wniósł na salę telefon, sfotografował arkusz z pytaniami ze swoim numerem PESEL i udostępnił go w sieci. Jego egzamin został unieważniony.
Ile będzie unieważnień, tego na razie nie wiadomo. – Takie wnioski cały czas spływają, bo dotyczy to też zdających, którzy wnoszą zastrzeżenia do przeprowadzenia egzaminu, bo np. mieli niedobry odsłuch na języku angielskim. W takim wypadku unieważnia im się majowy egzamin i daje zgodę na przystąpienie do matury w terminie dodatkowym w czerwcu. Takich unieważnień podpisałem na razie ok. 20 w tym roku, to nie jest duża liczba. Oczywiście są jeszcze unieważnienia np. z powodu wniesienia telefonu na salę, ale za to odpowiadają dyrektorzy szkół. Dowiemy się o tym, jak przeanalizujemy wszystkie protokoły – powiedział dr Marcin Smolik.
Dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej odniósł się też do licznych w tym roku głosów, że egzaminy maturalne były za łatwe oraz równie licznych skarg, że z niektórych przedmiotów, głównie z matematyki, chemii i historii, były zbyt skomplikowane. Jak przyznał, nie jest tym zaskoczony, bo takie dyskusje i skrajnie różne oceny poziomu trudności są co rok.
– Przypominam, że mamy poziom podstawowy i rozszerzony. Wyniki poziomu podstawowego najczęściej nie są brane pod uwagę przez szkoły wyższe przy rekrutacji na studia, ale decydują o zdaniu matury. Poziom podstawowy nie może być więc nierozsądnie trudny. Nie powinien doprowadzić do sytuacji, w której 70 proc. osób oblewa maturę. Musi on jednak stanowić pewne wyzwanie, odsiać te osoby, które są najsłabiej przygotowane do tego, żeby podjąć dalszą naukę. Stąd ten próg 30-procentowy – powiedział.
Dr Smolik przypomniał także, że inną rangę mają egzaminy na poziomie rozszerzonym, bo ich wyniki decydują o przyjęciu na studia. – Oczywiście są kierunki, które przyjmą maturzystów z 20-30 proc. wynikami za egzaminy na poziomie rozszerzonym. Są jednak też takie, w których liczy się każdy punkt i mówimy tu o 80-90 proc. wynikach. Stąd muszą być zadania, które umożliwią zróżnicowanie tych najlepszych z najlepszych, żeby kierunki najbardziej oblegane na najpopularniejszych uczelniach były w stanie dokonać selekcji i nie musiały bazować na setnych częściach punktów – powiedział.
Na koniec rozmowy dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej przypomniał, że w przyszłym roku maturzyści będą mieli łatwiej. Wynika to z zapowiedzianego przez Ministerstwo Edukacji Narodowej okrojenia podstawy programowej.
– Jest to kluczowa zmiana, bo wpływa na to, co będzie w informatorach, które będziemy musieli wydać na nowo, oraz w egzaminach próbnych w grudniu i we wszystkich przyszłorocznych majowych arkuszach. Dla maturzystów to ogromna zmiana, bo przygotowywali się jednak do matury z zakresu całej podstawy programowej. Ale zmiana na ich korzyść, bo będą mieli mniej materiału do opanowania – stwierdził dr Marcin Smolik.
Źródło: Radio Zet
Czytaj także: https://dadhero.pl/286817,rodzice-zmuszaja-dzieci-by-szly-na-studia