Pół miliona złotych. Tyle według zapewnień detektywa Rutkowskiego kosztowała organizacja przyjęcia z okazji Pierwszej Komunii jego syna, Krzysztofa Juniora. Sporą część tej kwoty pochłonęły prezenty, które chłopiec dostał od rodziców. Najdroższe było sportowe auto, za które słynny detektyw zapłacił 200 tys. zł.
– Z okazji Komunii Świętej przygotowaliśmy dla Juniora wiele atrakcji i prezentów. Krzysiu ma 10 lat i interesuje się motoryzacją, dlatego kupiłem mu BMW E36 z silnikiem E46. Auto na tuning ma 400 koni – powiedział w wywiadzie dla "Super Expressu" Krzysztof Rutkowski. I dodał, że nie jest to jedyne auto, jakim będzie dysponował dziesięciolatek, bo chłopiec w prezencie od znajomego dilera samochodów dostanie też auto elektryczne.
Informacja o wystawnym przejęciu i drogich prezentach wywołała lawinę krytycznych komentarzy. Ale jeszcze więcej emocji wzbudziła zapowiedź, że sportowe BMW nie będzie stało w garażu do czasu, aż chłopiec będzie miał prawo jazdy. Dziesięciolatek już wkrótce zasiądzie za kierownicą tego auta i będzie się uczył driftów. – To samochód przystosowany dla Juniora, którym będzie jeździł na torze pod okiem instruktora – stwierdził w jednym z wywiadów detektyw Rutkowski.
W komentarzach królowała opinia, że pozwalanie dziesięciolatkowi na jazdę autem, nawet pod okiem instruktora i na torze, czyli w bezpiecznych warunkach, to proszenie się o nieszczęście.
https://www.instagram.com/reel/C7Q-1C4M86p/?utm_source=ig_web_copy_link&igsh=MzRlODBiNWFlZA==Czy rzeczywiście to zły pomysł? Zapytaliśmy o to Janusza Nowińskiego, instruktora jazdy, który zajmuje się głównie szkoleniem dorosłych, ale prowadzi też indywidualne lekcje dla dzieci. Według niego oswajać z samochodem można już nawet 5-letnie maluchy, ale pod warunkiem, że one tego chcą.
– Sam pomysł, by uczyć małe dziecko jazdy autem, nie jest zły, bo czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość... Gorsze może być wykonanie. Ja nie polecałbym lekcji na torze w sportowym aucie z tak mocnym silnikiem. Wielu dorosłych ludzi może mieć problem z opanowaniem takiego samochodu, a co dopiero dziecko. Jak coś pójdzie nie tak, to siedzący obok instruktor niewiele pomoże, bo przecież w takim aucie nie ma dodatkowego hamulca – mówi.
Zdaniem instruktora znacznie lepiej jest, jeśli kilkulatek swoją przygodę z motoryzacją zacznie od gokartów albo specjalnych samochodów z silnikami o małej mocy. Takie pojazdy przystosowane do możliwości dzieci ma w Polsce kilka szkół jazdy oferujących lekcje dla najmłodszych. – One rozwijają niewielką prędkość i są przystosowane do wzrostu dzieci, więc jeździ się nimi swobodnie i bezpiecznie. I spokojnie można się na nich nauczyć, jak się jeździ autem – mówi Nowiński.
Instruktor radzi też, by uczenie dziecka jazdy autem rozpocząć od pytania, czy ono naprawdę tego chce. – Czasami widzę, że dzieciak aż rwie się do jeżdżenia i ma z tego autentyczną frajdę. Ale bywa też tak, że to ojcu zależy, bo sobie wymyślił, że syn będzie rajdowcem, a ten chłopiec wcale nie ochoty. I wtedy to jest kompletnie bez sensu, bo maluch się męczy, a tata złości. W takich sytuacjach ja staram się delikatnie wyperswadować pomysł kolejnych jazd, bo jak się coś robi pod przymusem, to łatwo się zrazić – mówi Janusz Nowiński.
A jeśli dziecko naprawdę chce, to warto szkolenie powierzyć fachowcom. Popularna niegdyś metoda nauki gdzieś na polnej drodze czy na podwórku nie jest najlepszym pomysłem. Za takie "lekcje" można słono zapłacić. Grzywna za kierowanie samochodem bez uprawnień wynosi minimum 1500 zł.
Nazwisko instruktora zostało na jego prośbę zmienione
Czytaj także: https://dadhero.pl/288279,auto-na-akumulator-dla-dziecka-czy-warto-kupowac