To jedne z najtańszych aut na rynku. Może dlatego, że nie są przeznaczone dla dorosłych kierowców. Samochody na akumulator opanowały polskie ulice, choć nie mają nic wspólnego z działaniem proekologicznym na rzecz klimatu. To dziwna fanaberia rodziców, której nie jestem w stanie zrozumieć.
Auta na akumulator to nowy trend zabawkowy wśród rodziców.
Na chodnikach i ulicach zaroiło się od kilkulatków w luksusowych samochodach.
Czemu mają służyć te drogie zabawki, które nie wymagają od dziecka rozwijania żadnych nowych umiejętności?
Ile jesteście w stanie wydać na prezent dla dziecka? To zależy. Pewnie od tego, jak jest duży, jakie walory edukacyjne czy rozwojowe zapewnia, ile lat będzie mu służył.
Pewnie 600 złotych na pojedynczy gadżet to dużo. Jednak gdy chodzi o samochody, Polacy tracą głowę. Z jednej strony lubią kupić używane auto, które nie będzie zbyt drogie albo zbyt sprawne, ale z drugiej szastają kasą, gdy chodzi o nowiutkiego mercedesa...dla dziecka.
Tylko na moim osiedlu widziałam już kilka aut na akumulator, w których siedziały kilkuletnie szkraby. Moja koleżanka ma takie auto w domu, w którym jeżdżą jej dwaj synowie. Inna znajoma mówi, że kiedyś śmigały wokół niej hulajnogi, a teraz powarkują delikatnie akumulatorowe luksusowe autka.
Coś w tym jest, że rodzice zwariowali na punkcie samochodów dla dzieci. Resoraki zawsze były w modzie, ale auta na akumulator to potężna maszyna. A jeszcze to świetna okazja do kupienia auta z drogą metką: Audi, Mercedes, BMW, Jeep Wrangler, Volvo, Toyota, Lexus, Volkswagen, Mini Moris, Land Rover, Maserati, Lamborghini.
Samochody są w sam raz dla jednego dziecka. Młody/młoda wsiada i jedzie. Rodzice dzierżą pilot w ręku, a mały rajdowiec pomyka po ulicach. Mama i tata swobodnie spacerują, dziecko jest radosne. Więc gdzie ja widzę problem?
W tym, że jazda takim samochodem niczego nie uczy. Jest efektowna i tyle. Owszem, nie wszystkie zabawy muszą być ektraedukacyjne, ale dobrze, żeby chociaż były rozwijające.
Biegając w berka, dziecko ćwiczy motorykę, jeżdżąc na rowerku równowagę, koncentrację. W autku to rodzic jest tak naprawdę kierowcą, nie rozmawia z dzieckiem, bo zwykle podąża kilka kroków za nim, dziecko nie steruje, nie ma kontaktu z rodzicem, coś sobie ogląda.
Jednak bez interakcji, możliwości zatrzymania się, przyjrzenia zjawisku to tylko rozmazany obraz. Nie steruje autem, więc nie uczy się, żadnych nowych umiejętności poruszania się w ruchu ulicznym.
Przede wszystkim kupowanie takich aut jest według mnie szkodliwe, bo pokazuje potrzebę... pokazania się. Inne dzieci tęsknie patrzą na akumulatorowych kierowców, bo nie każdy jest gotów wydać 500 złotych na taką zabawkę.
Zastanawiam się, po co rodzice kupują te samochodziki. W świecie, który potrzebuje mniej zabawek, a więcej czasu sam na sam z rodzicem. W świecie, który nie potrzebuje więcej plastiku. W świecie, w którym czas powiedzieć dość głupiej konsumpcji i napędzaniu komercji. W tym świecie wsadzają kilkulatków do luksusowych aut i pozwalają odjechać. Dzieciom bez wsparcia, będących sterowanych za pomocą pilota.