Pan Piotr, nasz czytelnik, opisał swój dylemat w mailu do naszej redakcji. Jak wspomniał, wcześniej rozmawiał o tym z kolegami, ale oni nie rozumieją, w czym problem. Bo oni, jak mają potrzebę wyjechać gdzieś bez żony, to się nie tłumaczą, tylko pakują plecak i jadą. Owszem, przed wyjazdem i po powrocie mają awantury i ciche dni, ale to jest wliczone w "koszta niezależności".
Piotr takich kosztów ponosić nie chce. Tym bardziej, że – jak przypuszcza – w jego przypadku byłyby one wyższe niż u jego kolegów. "Moja żona naprawdę by się zmartwiła, bo uznałaby, że moja chęć samotnej wyprawy to sygnał, że albo nasze małżeństwo przechodzi kryzys, albo ja mam kryzys wieku średniego. A jedno i drugie jej zdaniem oznaczałoby problemy" – napisał nasz czytelnik.
Kiedy czytałem jego list, przypomniał mi się świetny film "Mocna kawa wcale nie jest taka zła". Jest w nim scena, a której główny bohater skarży się, że jego partnerka robi zbyt mocną kawę. Nie mówi tego jej, ale swojemu synowi. Ten namawia go, by szczerze z nią pogadał i poprosił, by robiła tę kawę nieco słabszą. Tak się w końcu dzieje. Kobieta najpierw reaguje spokojnie i mówi, że nie ma problemu i że gdyby wiedziała, to już dawno sypałaby do szklanki mniej kawy. Ale po paru minutach jest foch, który sprawia, że bohater szybko żałuje swojej szczerości.
Dylemat, przed którym stoi pan Piotr, wielu facetom wyda się pewnie typowym "problemem z d…". Ale w rzeczywistości jest poważny. Dotyczy bowiem kwestii tego, jak rozmawiać o swoich potrzebach z partnerką. A dokładniej tego, jak o tych potrzebach powiedzieć, gdy się je przez lata przed partnerką ukrywało. I czy w ogóle o tym mówić, skoro istnieje obawa, że partnerka źle to przyjmie. Może lepiej, tak jak bohater wspomnianego filmu, dalej pić tę zbyt gorzką kawę i mieć spokój zamiast focha?
Nie, lepiej powiedzieć. Z jednego powodu. Skoro bohater wyznał swojemu synowi, z którym nie ma zbyt dobrych relacji, że ta kawa mu nie smakuje, to znaczy, że jest to dla niego poważny problem. Skoro pan Piotr o swoim zmartwieniu najpierw powiedział kumplom, a potem zwierzył się w liście do redakcji naszego portalu, to znaczy, że ta niezaspokojona potrzeba samotnej podróży rowerowej naprawdę go gniecie. Najwyższy czas więc przestać ją ukrywać, bo to doprowadzi do coraz większej frustracji. I pretensji do samego siebie i Bogu ducha winnej żony.
Jak powiedzieć? Obawiam się, że w takiej sytuacji bezbolesnych metod nie ma. Nagła chęć spędzenia urlopu w samotności zrodzi wiele pytań, obaw i wątpliwości. Ale szczerość to jedyna dobra metoda. Także dlatego, że pan Piotr mimo wszystko jest w komfortowej sytuacji. W jego małżeństwie, jak twierdzi, wszystko dobrze się układa.
A jeśli tak, to dość łatwo powinien przekonać żonę, że po prostu potrzebuje spędzić kilka dni sam ze sobą i że jego samotna wyprawa nie jest żadną ucieczką od problemów, przejawem ochłodzenia relacji czy wręcz odrzucenia. Odpadają też obawy o szukanie okazji do zdrady, co jest częstym argumentem, gdy facet ogłasza partnerce, że chce się wybrać na męski wyjazd z kumplami.
Czy szczerość uchroni przed fochem? Raczej nie. Żona, przyzwyczajona do tego, że od lat spędza urlop razem z mężem, raczej nie zaakceptuje od razu faktu, że tym razem będzie inaczej, bo on chce jechać gdzieś bez niej. Może też mieć pretensje, że tyle lat to przed nią ukrywał. Ale mimo wszystko warto. Z dwóch powodów.
Po pierwsze, będąc w związku, trzeba realizować własne pasje i potrzeby, bo człowiek spełniony, zadowolony z siebie, będzie lepszym partnerem. Po drugie, co podkreśla wielu psychologów, taka rozłąka może wzmacniać więź między partnerami. Po przeczytaniu listu pana Piotra jestem przekonany, że przemierzając samotnie kilometry na rowerze, będzie jednak tęsknił za żoną. I wróci jeszcze bardziej w niej zakochany.