Ojciec wymyślił sposób na dawkowanie dziecku kreskówek. I wywołał kontrowersje

Artur Grabarczyk

07 maja 2024, 12:13 · 2 minuty czytania
"Ja chcę bajkę" – taką prośbę zna każdy rodzic, którego dziecko poznało wciągającą moc kreskówek. I chyba każdy próbuje w jakiś sposób zapanować nad tym, ile czasu dziecko poświęca na oglądanie. Oryginalnym sposobem na dozowanie bajek podzielił się na jednej z grup dla ojców pan Artur. Wymyślony przez niego system nie wszystkim jednak przypadł do gustu.


Ojciec wymyślił sposób na dawkowanie dziecku kreskówek. I wywołał kontrowersje

Artur Grabarczyk
07 maja 2024, 12:13 • 1 minuta czytania
"Ja chcę bajkę" – taką prośbę zna każdy rodzic, którego dziecko poznało wciągającą moc kreskówek. I chyba każdy próbuje w jakiś sposób zapanować nad tym, ile czasu dziecko poświęca na oglądanie. Oryginalnym sposobem na dozowanie bajek podzielił się na jednej z grup dla ojców pan Artur. Wymyślony przez niego system nie wszystkim jednak przypadł do gustu.
Zdaniem ekspertów kilkuletnie dzieci nie powinny spędzać na oglądaniu kreskówek więcej niż 20 minut dziennie fot. Pexels/Karolina Grabowska
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Pomysł pana Artura jest banalnie prosty. Dziecko co tydzień dostaje 9 żetonów (tata robi je samodzielnie). Ilekroć chce obejrzeć bajkę, daje jeden żeton. Wszystkie może wykorzystać jednego dnia lub rozłożyć sobie na cały tydzień. A gdy żetony się skończą albo zgubią, maluch musi czekać do następnego rozdania.


Nauka zarządzania

Ten "system", jak wyjaśnił w swoim poście pan Artur, ma kilka celów. Pierwszy to kontrola nad tym, ile jego dziecko spędza czasu na oglądaniu bajek. Drugi to nauczenie dziecka, jak rozsądnie dysponować tym, co ma, bo to ono decyduje, kiedy wykorzysta swoje żetony, musi jednak pamiętać o tym, że nową pulę dostanie określonego dnia. Trzeci cel to pokazanie, że warto dbać o swoją własność. Jeśli bowiem niewykorzystany żeton zaginie, to tata nie wydaje zamiennika.

Poza tym taki jasno sprecyzowany system pozwala uniknąć kłótni, bo dziecko ma się nauczyć, że nie wymusi na rodzicach seansu krzykiem czy płaczem. A przy okazji może się nauczyć oszczędzania, bo jeśli w danym tygodniu wyda mniej żetonów, to w kolejnym będzie mieć więcej.

Edukacja czy tresura?

Pomysł wywołał lawinę komentarzy – głównie krytycznych. Większość zastrzeżeń dotyczyła tego, że trzylatek (a w takim wieku jest dziecko pana Artura), nie ogarnie tak skomplikowanego systemu. Część komentujących ojców krytykowało też sam fakt zezwolenia dziecku na oglądanie kreskówek, choć autor pomysłu zaznaczył, że wybiera tylko takie dostosowane do wieku malucha.

Innym nie spodobało się za to samo wydzielanie dostępu – pojawiły się nawet porównania z zasadami w korporacji, tresurą zwierząt albo dostępem więźniów do telefonu w zakładzie karnym.

Pojawiły się też jednak głosy, że pomysł jest klarowny i opiera się na konkretnych zasadach, a dzieci zasad i granic potrzebują. Niektórzy docenili też walor edukacyjny tego pomysłu, głównie kształtowanie umiejętności zarządzania swoim "budżetem" i oszczędzania.

Samo podejście do oglądania kreskówek też jest warte uwagi. Wielu rodziców pozwala dzieciom oglądać bajki w nagrodę za dobre wychowanie, z kolei "szlaban" na telewizor jest popularną formą kary. To sprawia, że kreskówka zyskuje rangę jakiegoś szczególnego dobra. W "systemie" pana Artura tego nie ma. Oglądanie bajki jest zwykłą czynnością, do której dziecko ma dostęp, ale na jasno określonych zasadach. 

Czytaj także: https://dadhero.pl/291458,myslisz-ze-kreskowki-twojego-dziecinstwa-byly-lepsze