Na wstępie – nie chciałbym, żeby ktoś odebrał ten tekst jako jakiś mój wyraz niezadowolenia z rodzicielstwa. Bo to nieprawda. Natomiast życie na pewno nie jest różowe. Nie jest też czarno-białe, ale w każdym razie w tym tekście chcę omówić jeden z tych ciemniejszych aspektów. Takie po prostu też są.
Pisałem o tym co nieco już przy okazji mojego podsumowania dwóch lat jako rodzica. W skrócie: ja nie wspominam jakoś nadzwyczajnie momentu, kiedy w domu pojawiła się moja córka. I proszę mnie nie zrozumieć źle: jest cudowna i same jej narodziny to była cudowna chwila. Po prostu dostrzegam też inne aspekty.
Bo poza tym, że jestem ojcem, jestem też mężczyzną. I to nie jest tak, że jak w domu pojawia się trzykilogramowa, krzycząca bestia, to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle zmieniasz się o sto osiemdziesiąt stopni. Kobietom może być (nie musi!) trochę łatwiej, bo tam działają hormony, ale z perspektywy mężczyzny nagle w domu pojawia się nowa osoba. I nagle jesteś zmuszony (nawet jeśli chcesz, to wciąż jest pewna forma przymusu) chodzić na jej pasku.
Czytaj także: https://dadhero.pl/291803,to-moj-drugi-dzien-ojca-jakim-jestem-tata-i-jak-sie-oceniamAle ja dziś nie o tym. Ja o tym, co w takiej sytuacji dzieje się. A może być nie tylko pięknie (do tego chyba nie muszę nikogo przekonywać), ale i nerwowo.
Na moim przykładzie: moja córka miała chyba ze dwa miesiące, kiedy zrezygnowała ze smoczka. Po prostu wypluła go i nara. Ktoś powie: super, nie trzeba było go od niej odzwyczajać. Ale w praktyce tym smoczkiem została moja żona. Tak samo nie chciała jeść z butelki mleka – ani jej mamy, ani zastępczego. Więc znowu: wisiała na mojej żonie.
Co to wszystko oznacza? Że dość długo moja żona była dosłownie przywiązana do dziecka. Oczywiście z czasem dziecko rośnie. Zanim jeszcze je twoja partnerka odstawi całkowicie, są też różne etapy. Na przykład mleko tylko do snu. Co dziecko to inna historia.
Jednak fakt pozostaje faktem – moja żona długo miała po prostu przekichane. Co gorsza, w poczuciu obowiązku po prostu się z tym pogodziła. Ale człowiek pozostaje tylko człowiekiem. Jednego dnia to rozumie, drugiego ma dość wszystkiego dookoła.
Ja z braku laku w końcu zacząłem się – jak to sam ująłem w tytule – po prostu z nią "solidaryzować". Czemu cudzysłów? Bo z perspektywy czasu uważam, że to trochę bez sensu. Dzisiaj wiele rzeczy bym rozegrał inaczej. I to właśnie chcę przekazać.
Ale do rzeczy.
W zdrowej rodzinie każdy musi mieć czas dla siebie. To raczej oczywiste. I kiedy ty idziesz na siłownię czy chcesz pójść na piwo, waszym dzieckiem zajmuje się twoja partnerka. I odwrotnie: kiedy ona ma swoją potrzebę, ty siedzisz z dzieckiem.
Ale to wariant idealny. Co zrobiłem sam w sytuacji takiej, jaką rozpisałem wyżej? Według mnie najgorszą możliwą rzecz, ale wiem to dopiero teraz. Zamiast szukać metody poprawy sytuacji mojej żony, wolałem sprowadzić się sam do ”jej poziomu”.
Czytaj zrobiłem z siebie męczennika i tak, może i ograniczyłem sobie rozrywki, ale generalnie – przecież nie pomogłem mojej żonie w żaden sposób. Posiedziałem z nią więcej w domu. Nie sprawiło to, że córka była mniej do niej przyssana.
W gruncie rzeczy jedyne, co zrobiłem, to w jakiś sposób uciszyłem swoje wyrzuty sumienia, że mojej żonie jest ciężko. Ale jej od tego nie zrobiło się lepiej.
A poza tym – jeśli uważasz, że ta metoda jest dobra, to uwierz mi, że prędzej czy później w kłótni jej (partnerce) to wypomnisz. Jesteś tylko człowiekiem. "A ja siedzę w domu z tobą zamiast pójść na miasto". Wow, brawo, bohaterze.
W efekcie dzięki swojemu "poświęceniu" doprowadzasz do sytuacji, w której spędzacie ze sobą czas na okrągło. A to się zawsze kończy kłotnią. Zwłaszcza jeśli macie pod dachem małe dziecko i jesteście po prostu zmęczeni. A zmęczeni będziecie – bo odpocząć przy dziecku to nie znaczy wyspać się, ale po prostu zniknąć z jego otoczenia. Brutalne, ale tak jest.
Tylko w ten sposób możesz rozwiązać trudną sytuację w domu i pomóc swojej partnerce. Ale jak to zrobić?
Po pierwsze: przede wszystkim sprawdź wszystkie te metody, które u nas nie wypaliły. Tak, może nic z tego nie wyjdzie, ale może wasze dziecko będzie bez problemu jeść mleko z butelki i zapominać o mamie? Nigdy nie wiesz, dopóki nie spróbujesz.
Po drugie: nie próbuj być bohaterem. Wytłumacz swojej partnerce, że masz swoje potrzeby. Generalnie: tak, jesteś teraz ojcem, więc i tak spędzasz z nią więcej czasu. Ale świat się nie zawali, jeśli pójdziesz dwa razy w tygodniu na siłownię. Utrzymasz chociaż formę i kiedy ona będzie chciała/mogła do niej wrócić, będziesz miał więcej czasu dla dziecka. Świat się też nie zawali, jeśli raz na jakiś czas pójdziesz ze znajomymi na piwo. Oczywiście jeśli sobie to przedyskutujesz z partnerką.
Ona nie może? To spróbuj jej to jakoś wynagrodzić. A raczej spróbuj pomyśleć za nią, bo to ona budzi się w nocy X razy, żeby karmić twoje dziecko. Może się jej naprawdę już nie chcieć zastanawiać się, czy we wtorek od siedemnastej do osiemnastej może wyskoczyć na masaż, który i tak jest dwie ulice dalej. I tym podobne.
Po trzecie: porozmawiaj. Tak, to brzmi idiotycznie, ale jeśli sytuacja wydaje się patowa, to może pomyślcie o odstawieniu dziecka od piersi wcześniej? Tylko nie sugeruj nic sam – zapytaj partnerkę, co ona o tym sądzi. Bo to powinna być jej decyzja. Ona czuje, kiedy jest na to gotowa. Kwestię dziecka akurat pomijam.
Z doświadczenia mogę powiedzieć, że odstawienie dzieciaka od piersi zmienia wszystko. To niby oczywiste, ale… to naprawdę ulga w funkcjonowaniu rodziny, kiedy okazuje się, że ojciec jest w stanie spędzić z dzieckiem cały dzień. Czy uśpić je na noc. I tak dalej.
W pewnym sensie dziecko, które jest trochę bardziej niezależne od mamy, jest bardziej twoje.
Nawet najbardziej podbramkowa sytuacja w końcu minie, bo dzieci zwyczajnie rosną. Ważne jest, żebyście nawet w tej trudnej chwili nie pozabijali się z partnerką. Najlepiej wbij sobie do głowy, że ona ma gorzej.
Ale nie próbuj mieć tak samo źle. Lepiej pomyśl, co zrobić, żeby ona miała lepiej.
Czytaj także: https://dadhero.pl/293189,powrot-mamy-do-pracy-jak-jako-ojciec-sobie-z-tym-musisz-poradzic