W życiu każdego ojca nadchodzi taki moment, gdy potomek woła "Tato, jestem głodny". Wiesz, że najlepiej byłoby mu zrobić pożywną zupę, ryż z kurczakiem i warzywami, ale nie masz na to czasu i siły. Ani ochoty niczego zamawiać, bo znowu przyjedzie nie wiadomo kiedy, na dodatek zimne. Co wtedy?
Reklama.
Reklama.
Tak było i u nas. Mama w pracy, my dwaj w domu. I postępujący, grożący omdleniem głód u pięciolatka, bo przecież ostatnią rzecz skończył jeść godzinę temu. Ustaliliśmy więc, że zrobimy przegląd lodówki oraz zamrażarki i coś wykombinujemy.
Uwagę młodego przyciągnęły dwa kartony mrożonej pizzy. Podczas ostatnich większych zakupów wrzuciłem do wózka pizzę mrożoną Hortex. Jedna to klasyczna margherita, druga to placek z szynką i pieczarkami. Takie najbardziej lubi mój synek.
Już dawno przekonałem się, że dzieci uwielbiają pizzę, ale prostą, bez przesadnie wyszukanych składników. Ideałem są właśnie margherita, pieczarki z szynką, ewentualnie hawajska. Moje dziecko nie jest wyjątkiem.
Szybko przejrzeliśmy skład produktów – wyglądał całkiem w porządku. Szczególnie ciekawi byliśmy "sosu pomidorowego własnej produkcji" i przypraw. Poza tym wiadomo – Hortex, polska firma z tradycjami. Znamy przecież doskonale ich mrożonki i soki. Mieliśmy nadzieję, że pizza również okaże się pyszna. I nie zawiedliśmy się.
Ale po kolei. Ustaliliśmy, że upieczemy obie pizze, żeby zostało jeszcze dla mamy, która wkrótce miała wrócić z pracy. Mój synek od dawna aktywnie pomaga w kuchni, ale tak łatwego zadania chyba jeszcze nie miał. Rozpakował kartony, ściągnął folię i próbował skosztować, jak smakuje pizza na zimno. Musiałem przekonać go, że to nie jest najlepszy pomysł i że zamrożona pieczarka wygląda dobrze, ale lepiej zjeść ją po upieczeniu.
Szybko włączyliśmy piekarnik i wyłożyliśmy obie pizze na blachy. Od razu wzbudziła nasze zaufanie: po pierwsze ma cienkie, klasyczne ciasto. Po drugie jest wstępnie wypiekana w kamiennym piecu, co widać po jej brzegach.
Stwierdziliśmy, że będziemy piec z termoobiegiem. Ta metoda pozwala na szybsze pieczenie, jest bardziej ekonomiczna. Pizza z zasady i tak ma się piec dość krótko, za to w wysokiej temperaturze. W przypadku pizzy Hortex czas pieczenia wynosi 10-12 minut w temperaturze 200 stopni z termoobiegiem albo 225 stopni bez termoobiegu.
Kiedy uczycie dziecko gotować, pamiętajcie, żeby zachować szczególną ostrożność. Po otwarciu działającego piekarnika bucha z niego gorące powietrze, dziecko musi stać w bezpiecznej odległości. Nigdy nie przenoście nad dzieckiem gorącej patelni albo gorącego napoju.
Zagrożenia nie niesie za to przyglądanie się piekącej się pizzy. Ach, widok roztapiającego się sera, złocącego się ciasta, to w jaki sposób ono pracuje, oddycha… To wszystko jest piekielnie fascynujące. Aż szkoda wyciągać pizzę z pieca 🙂
Wszystko poszło podejrzanie szybko. Piekarnik grzał się kilka minut, potem 12 minut pieczenia i można wyciągać. Krojeniem już zajęliśmy się razem. I już podczas tej czynności przyjemnie się zaskoczyliśmy. Nasza pizza była chrupiąca, ale ani nie zbyt twarda, ani gumowata. A to dwa najczęstsze grzechy mrożonej pizzy. Składniki pięknie się przypiekły, ser rozpuścił.
Szybko przystąpiliśmy do konsumpcji. Okazało się, że ciasto jest świetne, lekko chrupie, ale nie kaleczy dziąseł. Sos pomidorowy na pizzy Hortex jest pyszny, bardzo esencjonalny, ma lekko ziołowy posmak.
Zresztą zioła, tak charakterystyczne dla włoskiej kuchni, są doskonale wyczuwalne, ale nie dominują nad smakiem pozostałych składników. Po raz pierwszy od dawna miałem wrażenie, że nic bym w tej pizzy nie zmieniał.
Wtedy pojawił się pewien problem. Chyba obaj byliśmy głodni, bo pizzy zostało bardzo, bardzo niewiele. Musieliśmy szybko zadzwonić do naszej wspólnej mamy-żony i poprosić, by kupiła jeszcze jedną, jeśli ma ochotę na coś ciepłego. W sumie w pieczeniu mamy już duże doświadczenie.
Reasumując: kiedyś przyrządzając mrożoną pizzę, musiałem dokładać do niej sera, szynki i innych składników. W przypadku pizzy Hortex nie ma takiej potrzeby. Jest świetnie skomponowana, nic nie brakuje, nie ma też zbytniego przepychu zaburzającego proporcje. Mój pięciolatek uznał, że możemy jeść ją częściej. I w sumie przyznałem mu rację.