Do rodziców – sto pięćdziesiąt kilometrów. To jeszcze nie brzmi źle. Ale do teściów kilometrów mam już trzysta i dopiero od niedawna droga w większości jest szybkiego ruchu. Dlatego nasze życie to w dużej mierze tłuczenie tysięcy kilometrów w samochodzie, bo chcemy, żeby córka miała kontakt z nimi. I dlatego zupełnie serio uważam, że mogę prowadzić warsztaty z podróżowania z małym dzieckiem. Po tych dwóch latach z córką mamy to naprawdę dopracowane.
Reklama.
Reklama.
Dwie godziny do moich rodziców, do teściów trzy albo i więcej. W święta (czytaj korki) zdarzało się spędzać w aucie po cztery-pięć godzin. Nie daj Boże jakiś wypadek – kiedyś te nieszczęsne trzysta kilometrów od teściów jechaliśmy z żoną… siedem godzin. Na szczęście nie mieliśmy wtedy jeszcze dzieci.
W każdym razie jako dwa rasowe słoiki ja i małżonka od zawsze byliśmy przyzwyczajeni do podróży do rodziców. Dziś nasi rodzice są też dziadkami i cóż – nasza już ponad dwuletnia córka też jest przyzwyczajona do tych samochodowych podróży. Bo towarzyszą jej od pierwszych miesięcy życia. Pierwszy raz w taką podróż ruszyła właśnie mniej więcej jako trzymiesięczne dziecko.
I choć samo przyzwyczajenie córki oczywiście wiele nam daje, to mamy kilka sprawdzonych metod, dzięki którym te podróże bywają zawsze w miarę bezbolesne.
Czy to działa? Działa jak najbardziej. Kiedy Maja miała rok, udało nam się z nią z Warszawy do Świnoujścia dojechać w raptem osiem godzin. Czyli tak jak wskazywała nawigacja, z jedną, godzinną przerwą. Te 300-kilometrowe podróże do teściów też nam idą nieźle. Podróże do moich rodziców w tym kontekście brzmią już banalnie. I tak dalej, i tak dalej, bo jeszcze jeździliśmy po Polsce w inne miejsca. Wiele z tych metod sprawdzi się także w... samolocie. Ale nie o tym dziś mowa.
Czytaj także:
No, to jak to robimy?
1. Jeśli możesz, to jedź w porze drzemki
Ta zasada pewnie jest dla wielu osób oczywista, ale też wielu rodziców ją ignoruje. Wielu też twierdzi, że ich dziecko już nie śpi w ciągu dnia. No, nasza dwulatka już też niekoniecznie w ciągu dnia śpi (chyba że w żłobku – tam jak kamień codziennie o 11:30). I rzeczywiście, nie zawsze też zaśnie w aucie, ale to i tak gra warta świeczki.
Jeśli bowiem przyśnie w tym aucie – to większość podróży minie nam w błogim spokoju. A jak nie… no to przecież poza porą drzemki i tak by w tym aucie nie spała, prawda?
2. Jedź tak, żeby uśpić. I tak, żeby nie obudzić
Trochę rozszerzenie punktu pierwszego. Sprawdź, co tak naprawdę sprawia, że twoje dziecko odpływa w samochodzie. Bodźce, które mogą ci pomóc, są najróżniejsze. W dadHERO pisałem już, że z racji wykonywanej pracy jeżdżę co roku dziesiątkami różnych aut. I generalnie – na mojej córce niesamowite wrażenie robią na przykład… auta elektryczne. Uważam je na ten moment za ślepą odnogę motoryzacji, ale... płynność, z którą te samochody się poruszają, robi na niej tak duże wrażenie, że aż ją usypia.
To oczywiście skrajny przykład. Ale na moją córkę działa też zaliczanie każdej dziury w drodze. Twój mechanik będzie zadowolony, bo z czasem zostawisz u niego pieniądze za remont zawieszenia, ale i pewnie twoje dziecko też.
A jak już uśpisz swoje dziecko w aucie, to… jedź tak, żeby go nie obudzić. Moja córka NIE ZNOSI zatrzymywania się w trasie. Jeśli jedziemy przez godzinę po drodze szybkiego ruchu i zjedziemy, żeby przykładowo zatankować, to na sto procent się obudzi. Dlatego przygotuj się do podróży zawczasu, żeby – jeśli tylko uda się uśpić dziecko – nie zatrzymywać się bez powodu. Zrób siusiu wcześniej. Kanapkę przygotuj sobie na drogę, a nie zajeżdżaj na fast foody. I tak dalej.
Przestań też jeździć jak… typowy Polak. Nie siedź nikomu na ogonie, żeby nie być zmuszonym do nagłego hamowania w trasie. W mieście hamuj nawet kilkaset metrów przed czerwonym światłem, żeby powoli zatrzymać auto. Jedź tak, żeby płynąć, a nie szarpać. Jazda powinna być bezobjawowa. Twoje dziecko to polubi. Przez sen.
3. Zabawki. Dużo zabawek
Przygotuj się solidnie do podróży. Oczywiście możesz swojemu dziecku po prostu dać na trzy godziny telefon i niech ogląda bajki, ale… przecież nie do tego dążymy, prawda? Nie będę udawał, że nasza córka w samochodzie nigdy nie oglądała bajek, ale raz, że jednak w małym wieku takie treści są niewskazane.
A dwa to bezpieczeństwo. W razie wypadku czy nawet gwałtownego hamowania działają podstawowe prawa fizyki. I ten niewinny telefon staje się ciężką cegłą, która może roztrzaskać głowę twojego dziecka.
Dlatego stawiaj na inne rzeczy i najlepiej miej ich mnóstwo. Skoro wiesz, jak szybko twoje dziecko nudzi się zabawkami w domu, to dlaczego zakładasz, że na podróż w aucie wystarczą ci dwie ulubione książeczki? My w trasę zawsze zabieramy torbę materiałową wypchaną książeczkami, maskotkami czy puzzlami. Tak, żona (bo to najczęściej ona jednak siada z tyłu z córką) układa z nią w aucie nawet puzzle. Potem będzie dużo sprzątania, ale… no cóż. Tak bywa.
4. W samochodzie nie musisz słuchać ulubionego radia
I nie mam bynajmniej na myśli tego, że masz jechać w ciszy – chociaż my, jeśli córka śpi, jeździmy w ciszy. Zresztą w ogóle polubiłem jazdę w ciszy od kiedy jestem ojcem, nawet gdy jadę sam. Ale to temat na inną rozmowę.
W każdym razie – jeśli dziecko ci dokazuje, to daj mu zostać didżejem. Nasza córka ma już listę swoich ulubionych piosenek. I oczywiście nie jest to Dawid Podsiadło, Queen, Wham! czy cokolwiek w tym kierunku. To kawałki o traktorach/żabkach/autobusach i ich kołach i inne takie.
Czy łeb od tego pęka po dwóch godzinach jazdy z piosenką o traktorze na pętli? Cóż, tak. Ale jeszcze bardziej pęka, kiedy masz w aucie wkurzonego bombelka.
5. Zostaw dziecko. Niech się zajmie sobą
Ten punkt nie musi się udać. Ale może też wypalić. Poza tym docenisz tę umiejętność w swoim dziecku (o ile uda ci się ją zaszczepić), kiedy przyjdzie ci wykonać dłuższą podróż samodzielnie z pociechą.
Otóż – przy założeniu, że ty jesteś kierowcą – zaproś swoją partnerkę do przodu. Dziecko niech sobie jedzie samo z tyłu, oczywiście zwrócone tyłem do kierunku jazdy. Bo tak jest bezpieczniej.
Co to w ogóle ma dać? Plan jest taki, że twoja pociecha, znudzona brakiem drugiej osoby na kanapie, wobec której mogłaby wysuwać swoje żądania dobrej zabawy, po prostu… zaśnie.
Ten punkt naturalnie może skończyć się też nie drzemką, a rykiem. Wtedy nie pozostaje nic innego niż wysłać partnerkę do tyłu. Albo oddać kierownicę i samemu się tam przesiąść.