Babcia
Teściowa zaopiekowała się naszymi dziećmi, a my pojechaliśmy nad morze. fot. Dassel/Pixabay
REKLAMA

"Nie spodziewałem się, że rodzicielstwo będzie tak trudne, że będzie wymagało takiego poświęcenia. To nieustanna opieka, gotowanie, sprzątanie, zaprowadzenie na zajęcia i odprowadzanie do domu potrafią zmęczyć. Od prawie 9 lat nie mieliśmy czasu dla siebie, chwili wytchnienia, odpoczynku. Nie mówiąc już o jakichś momentach spędzonych tylko we dwoje, jak mąż i żona. Wakacje mieliśmy wyjątkowo ciężkie. Nawracające infekcje, choroby, marudzenie, niezadowolenie. I tak na przemian.

Organizacja i porządek

Dotrwaliśmy do rozpoczęcia roku szkolnego. Mała chodziła trochę do żłobka, także z adaptacją nie powinno być problemu. Miałem rację, minął tydzień przedszkola, a nasza malutka dziewczynka dzielnie kroczyła z ulubionym misiem w ręku. Chłopcy do swoich obowiązków także wrócili bez problemu. Wszyscy szybko się dostosowaliśmy do nowego. Taka organizacja, dokładne zaplanowanie, wpływa na nas korzystnie.

Czas dla nas

Zmęczeni ostatnimi latami, wydarzeniami, chorobami i napiszę wprost – rodzicielstwem, postanowiliśmy z żoną wreszcie zrobić coś dla siebie. Pomyśleć o sobie, swoim małżeństwie.

Potrzebowaliśmy pobyć ze sobą, tylko ze sobą. Pragnęliśmy bliskości i intymności. Po wieczornej rozmowie o życiu, rodzinie, obowiązkach i pracy doszliśmy do wniosku – wyjeżdżamy. Przecież zasłużyliśmy na chociażby trzydniowy wyjazd tylko we dwoje. Tak by zregenerować siły i nacieszyć się sobą. Ale co z dziećmi? Kogo poprosić o pomoc?

Teściowa mieszka kilka bloków dalej, jest zdrową i w pełni sprawną kobietą. Byliśmy przekonani, że się zgodzi, że zrozumie. Kontakt z wnukami i wnuczką ma naprawdę dobry, nie powinno być żadnego problemu.

Stało się

Bez większego entuzjazmu, ale się zgodziła. Teściowa zajmie się naszymi dziećmi przez trzy dni, które my spędzimy nad morzem. Przygotowaliśmy wszystko, skompletowane ubrania, szczegółowe rozpiski, plan dnia. Żona ugotowała nawet trzy obiady, tak by odciążyć babcię. Jej głównym zadaniem było ‘tylko’ zaprowadzanie i odprowadzanie dzieci do szkoły i przedszkola.

Chłopcy uczęszczają do tej samej placówki, przedszkole córki znajduje się po przeciwnej stronie ulicy. Wszystko blisko. Dzwoniliśmy kilka razy dziennie. Teściowa zapewniała nas, że wszystko jest w porządku, że nad wszystkim ma kontrolę. Nasz wyjazd minął naprawdę szybko. Dopiero co przyjechaliśmy, a już musieliśmy wracać. Niezależnie od wszystkiego było wspaniale! Naładowaliśmy energię na kilka najbliższych lat.

Bolesny powrót

Od razu po powrocie pojechaliśmy po dzieci. Kupiliśmy teściowej upominek znad morza, takie podziękowanie za pomoc w opiece nad dziećmi. Podziękowała, mówiła, że niepotrzebnie, że to była sama przyjemność.

Przyznam szczerze, byłem z niej dumny i byłem jej wdzięczny. Chyba po raz pierwszy wzbudziła we mnie taki podziw i uznanie. Jak się okazało, nie na długo. Po kilku godzinach czas prysł. Poszedłem do pobliskiego sklepu, by zrobić zakupy. Po drodze spotkałem koleżankę teściowej i takiego naszego dalszego wujka mieszkającego nieopodal.

Wymieniliśmy kilka zdań, chyba o kilka za dużo. Zaczęło się we mnie gotować, wrzeć. Nie wiedziałem, co robić, co mówić. Usłyszałem, że teściowa chodziła po osiedlu i opowiadała znajomym i rodzinie, jakimi jesteśmy wyrodnymi rodzicami. Jak mogliśmy zostawić dzieci i wyjechać na trzy dni. ‘Tak nie postępują dobrzy, kochający i uczciwi rodzice’ – wujek zacytował jej słowa.

Słyszałem, że to zapewne był mój pomysł, bo żona nigdy by do tego nie dopuściła. Ona nie porzuciłaby dzieci jak ja. Jezu, co za kobieta. Co za fałszywa baba! I co ja mam teraz zrobić? Udawać, że nic się nie stało? Powiedzieć żonie, co jej mamusia o nas mówi, czy samemu wybrać się do niej i załatwić sprawę? No babcia na medal!".

Czytaj także: