Więcej do wody już nie wskoczy...
Do takiej właśnie tragedii doszło w ostatnią niedzielę (7 sierpnia) nad jeziorem Paprocany w Tychach. Młody mężczyzna po skoku do wody doznał poważnego urazu kręgosłupa i już sam z wody nie wyszedł. Nieprzytomnego wyciągnęli świadkowie zdarzenia, którzy następnie zawiadomili odpowiednie służby ratunkowe. Jak podaje TVN24, powołując się na słowa wiceprezesa śląskiego WOPR Marcina Marcaka, jezioro w najgłębszym miejscu mierzy zaledwie dwa i pół metra. To stanowczo za mało, by oddać bezpieczny skok.
W wyniku niefortunnego skoku mężczyzna doznał paraliżu. 26-latek został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej i przetransportowany do centrum urazowego w Sosnowcu. Jest w ciężkim stanie, niewydolny krążeniowo i oddechowo, leży pod respiratorem.
Lekcja, z której nie chcą korzystać
Niestety podobnych przypadków każdego roku jest cała masa. Brawura, lekkomyślność, a także alkohol lub inne używki - to one najczęściej pchają młodych mężczyzn do takiej zabawy. Niestety jej konsekwencje mogą być niezwykle poważne. Ratownicy przypominają, by podczas letniego wypoczynku nie ryzykować zdrowia i życia. Jeden niefortunny skok może skutkować złamaniami, uszkodzeniem rdzenia, niedowładem kończyn, ogólnym paraliżem, a nawet śmiercią.
Skoki z brzegu, pomostu, kajaku lub łódki a ostatnio także z hotelowych balkonów do basenu, dla wielu to ostatni sok, jaki wykonają w życiu. Ostrzegają nie tylko ratownicy. Przestrzegają także osoby, które same zapłaciły zdrowiem za taki "wyczyn".
Warto więc samemu w ten sposób się nie bawić, a także nauczyć tego swoje dzieci. Sami ratownicy zachęcają, by skoki na główkę wykonywać tylko w dostosowanym do tego basenie lub po uprzednim sprawdzeniu dna, pamiętając, że dno w naturalnym zbiorniku wodnym może się dynamicznie zmieniać.