Nie ma lepszego dnia na ten tekst niż poniedziałek. Ile razy ty wypowiedziałeś dziś słowa: "Ale mi się nie chce?", ile razy usłyszałeś je z ust współpracowników i znajomych? Ten materiał jest dla ciebie i dla nich. Żeby z czasem nawet poniedziałek mógł okazać się całkiem fajnym dniem tygodnia.
Reklama.
Reklama.
Najpierw musisz odpowiedzieć sobie na bardzo ważne pytanie: czemu ci się nie chce? I odpowiedź: "bo tak!", nie jest tą właściwą. Zacznijmy od 3 głównych przyczyn, które zabijają twoją motywację w zarodku.
Przyczyna 1
Może obiło ci się o uszy gdzieś hasło "poczucie sprawstwa". To taki wytrych, którym terapeuci rzucają ci, gdy mówisz, że "czegoś nie możesz zrobić, bo..." i wymieniasz milion fałszywych powodów.
Ale poczucie sprawstwa, to prawdziwa rzecz. A składa się z 3 składowych:
Kontroli - twoje działania przynoszą pozytywny lub negatywny skutek.
Skuteczności - zaplanowałem coś i mogę to zrobić.
Wolności - mogę wybrać, co chcę robić.
Możesz je odczuć w czasie treningu, gdy słyszysz "Dasz radę! Jeszcze jedno powtórzenie!", ale nie dyszy nad tobą trener-kat, tylko podpowiada ci to twoja świadomość.
W gruncie rzeczy poczucie sprawstwa to takie amerykańskie brednie o tym, że można wszystko. Jeśli w twojej codziennej narracji przeważa hasło "Na nic nie mam wpływu", będziesz miał problemy z motywacją. Niby dlaczego cokolwiek miałbyś robić, skoro i tak rezultaty są niezależnie od ciebie? Świat rządzi się swoimi regułami, a pozbawiony poczucia sprawstwa, nie jesteś w jego machinach niczym więcej jak pionkiem. A przynajmniej będziesz się tak czuł.
Przyczyna 2
Więc skoro nie masz na nic wpływu, a jakaś "większa siła" podejmuje za ciebie decyzje, wpadasz w pułapkę wyuczonej bezradności. Świetnym przykładem jest pandemia koronawirusa, która pokazała, że w ograniczony sposób masz wpływ na swoje życie.
Oczywiście były rzeczy, które mogłeś robić, aby poczuć sprawczość: nosić maseczkę, postawić w domu kilka doniczek z kwiatkami, aby zwiększyć przyjazność domowego środowiska, zapisać się na webinary z programowania, aby nie mieć poczucia braku rozwoju w pracy.
Jednak w większej części decyzje zapadały gdzieś tam. I dotyczyło to zarówno kolejnych lockdownów, jak i mutacji koronawirusa.
I tak przez dwa lata udało ci się wypracować wyuczoną bezradność: "Skoro co trzy miesiące zawsze jest lockdown, to na jesieni znowu będzie."
Zapominasz niestety, że kluczem do uniknięcia kolejnych fal koronawirusa było szczepienie na szeroką skalę.
Podobnie będzie w twojej codzienności. To, że nie dostałeś awansu w nowym roku wcale nie oznacza, że utknąłeś na tym stanowisku na zawsze. To, że dopadł cię efekt jojo po zeszłorocznym odchudzaniu, nie oznacza, że "tak już masz".
Wyuczona bezradność prowadzi do:
pogorszenia nastroju,
spadku samooceny,
zakłócenia funkcji intelektualnych,
utraty nadziei,
popadnięciu w marazm.
A im głębszy dołek sobie wykopiesz, tym trudniej będzie ci się z niego wygrzebać. Dlatego warto podejmować nowe wyzwania, nawet jeśli kończą się niepowodzeniem. One ciągle utrzymują się na powierzchni.
Przyczyna 3
Starasz się wmówić sobie, że średniactwo cię satysfakcjonuje, a wcale tak nie jest. Myślisz o tym, że w sumie to nie masz parcia, żeby lecieć na Zanzibar ani kupić nową konsolę do gier, w ogóle to nie potrzebny ci jest kaloryfer na brzuchu, bo lubisz zjeść karkóweczkę od mamusi.
To może być prawda, ale mnie musi. Być może tylko jeden z tych celów jest ci bliski. A podskórnie czujesz, że gdybyś zrzucił parę kilo, to lżej byłoby ci chodzić i czułbyś się lepiej, i wcale nie masz nic przeciwko piciu drinków na zanzibarskiej plaży.
Marazm i nieustanna powtarzalność czynności sprawia, że trudniej wyrwać się z błędnego koła antymotywacyjnego.
Powiedzmy, że godzisz się na pracę w firmie, która daje ci poczucie finansowego bezpieczeństwa, ale jednocześnie masz ochotę wydłubać sobie oczy długopisem, jak tylko siadasz do komputera, bo wypełnianie tabelek wydaje ci się bezsensowne. Niezależnie od profitów, które przynosi.
Na jak długo wystarczy ci motywacji? Możesz wykonać błąd, zmieniając firmę, ale nie zmieniając zajęcia. Możesz też poszukać satysfakcjonujących zajęć poza pracą: sport, teatr, sklejanie modeli. Nierówność pomiędzy czasem spędzonym na zajęciu "beznadziejnym" w stosunku do zajęcia "nadziejnego" i tak da w końcu o sobie znać, bo skaczesz pomiędzy punktami "średnimi".
To nie oznacza, że musisz rzucać robotę. Może wystarczy przenieść się do innego działu, poprosić szefostwo o zmianę stanowiska, zrobienie testu kompetencji.
5 rozwiązań
Nikt nie mówi, że zmiany będą łatwe, a sukces i satysfakcja zapukają do twoich drzwi, jak tylko odpalisz punkt 1. Jednak ten, kto nie próbuje, ten nie pije szampana. A skoro i tak nic nie robisz, to co ci szkodzi, spróbować.
Wyjdź ze strefy komfortu - nikt nie mówi, że strefa komfortu musi być przyjemna. Równie dobrze może oznaczać, że codziennie kładziesz się na dywaniku w łazience i cicho pochlipujesz przez 2 godziny. Zimno, twardo i mokro, ale właśnie tu ci najlepiej. Zerwij z nawykami, które sprawiają, że wcale nie czujesz się lepiej.
"Ja tego nie robię" - błąd! Do tej pory nie robiłeś, ale właśnie zaczynasz. I niezależnie czy będzie to próbowanie po raz pierwszy tofu w swoim życiu, czy lot w tunelu aerodynamicznym, odważ się spróbować.
Jedyna tabelka, która ma sens - zrób listę swoich umiejętności, osiągnięć i mocnych stron. Takie CV, którego nie masz zamiaru wysłać. Przyda ci się, jeśli masz zamiar walczyć o podwyżkę, zmianę stanowiska lub zmienić firmę. Zawrzyj w niej swoje aspiracje, umiejętności niestandardowe oraz wykaz rzeczy, które cię interesują i w które miałbyś chęć rozwinąć.
Prawda w oczy kole - zapytaj swoich znajomych, jak cię widzą i czy naprawdę jesteś w ich oczach człowiekiem sukcesu/nudziarzem, za jakiego sam się uważasz. Stosunkowo łatwo popaść w samozachwyt albo samosabotować swoje ruchy, by nie ruszyć do przodu (vide strefa komfortu), ale podobnie jak w terapii, to trzecia osoba, niezaangażowana w twoje życie, wskaże ci pęknięcia na fasadzie, którą sobie zbudowałeś. Możesz się zdziwić, jeśli kolega ci napisze: "Ciągle narzekasz na pracę, ale nic z tym nie robisz" albo "Uważam, że jesteć super gościem, który mógłby wiele osiągnąć".
Idź na terapię - żaden poradnik z internetu nie da ci tego, co dobry terapeuta. I owszem, będzie ci niewygodnie siedzieć w fotelu u niego w gabinecie przez pierwsze dwa miesiące, ale potem poczujesz, że wreszcie ruszasz z miejsca. I sam sobie zawdzięczasz sukces.