W polskiej szkole wkurza go to, że mało komu chce się coś więcej. Ale nie jemu. Prowadzi dwa wychowawstwa, wychowuje dwóch synów, jest administratorem informatycznym szkoły, ale zawsze znajdzie czas, żeby wciągnąć swoich uczniów w jakiś międzynarodowy projekt. I dlatego został nagrodzony tytułem Global Teacher Award.
Po prostu dostał miłego maila na skrzynkę i dowiedział się, że został nominowany do nagrody Global Teacher Award. Nauczyciel przedmiotów ścisłych z Niepublicznej Szkoły Integracyjnej w Inowrocławiu, Mariusz Wojciński, zachęca nauczycieli i uczniów, aby wyszli ze swojej strefy komfortu, bo tam, poza nią, czekają projekty, innowacje i ciekawi ludzie, którzy mogą ich wiele nauczyć.
Jak się dowiedziałeś, że należysz do grona najlepszych nauczycieli na świecie?
Dostałem formularz do wypełnienia pod nos. Jeden z kilkunastu jakie dostaję, z informacją, że mam podać nazwiska 5 innych nauczycieli, którzy potwierdzą, że uczę w szkole. To gdzieś poszło i... zapomniałem o tym. Nagle przychodzi fajny mail, że mam dosłać swoje zdjęcie z paszportu, bo dostaję nagrodę.
Trzeba dać serduszko pod jakimś postem, żeby ją otrzymać?
Nie, podobno już jest wygrana (śmiech).
Opowiedz o swojej globalnej działalności.
To nie ja, to moje dzieciaki. Pracuję w szkole integracyjnej, mam dwie klasy wychowawcze, taki przywilej - ósmą i piątą. To są bardzo aktywne klasy.
Jak wygląda twoja klasa?
Mam 15 osób w klasie, 5 z zespołem Aspergera, 2 z niedostosowaniem społecznym, jedną osobę niedowidzącą, jedną niezdiagnozowaną. Więc jest fajnie (śmiech).
Dzięki moim klasom odnoszę sukcesy. Gdy dostałem wychowawstwo, był płacz i lament, bo wprowadzałem surowe zasady. Byłem "wredny, okropny i zepsułem im rodziców, bo teraz każą się uczyć". Dotarliśmy się po pół roku. To jest duży sukces, również dla rodziców, że nie muszą ingerować w życie klasy, bo sami się dogadujemy.
Jak się uczy zdalnie klasę ze szczególnymi potrzebami edukacyjnymi? Dużo się o tym mówiło w kontekście pandemii, głównie o brakach technologicznych i stratach edukacyjnych, ale jak wyglądała nauka w praktyce?
Moi uczniowie świetnie sobie poradzili na zdalnym nauczaniu i z niego tak naprawdę wzięło się nasze globalne działanie.
Choć samo ustawienie lekcji było dla mnie ciężkie, jako administratora IT. Zakładanie wszystkim uczniom maili, wysyłanie informacji do rodziców, odbieranie setek telefonów "a mi nie działa"... Mój telefon o 8 rano był rozgrzany do czerwoności. Ale nie od uczniów mojej klasy. To oni pisali do mnie na Messengerze "Lekcja się zaczęła, ale nauczyciela nie ma".
Informatyka załatwili, bo prowadził lekcję o skrótach klawiszowych, więc podsunęli mu skrót do wywalenia z zajęć.
A globalnie to...
Napisaliśmy z nauczycielami z mojej szkoły książkę o dzieciach autystycznych. Przetłumaczyliśmy ją na angielski z pomocą nauczycieli ze Stanów Zjednoczonych. Potem przyszło zaproszenie na spotkanie organizowane przez Uniwersytet Illinois, było 36 nauczycieli z Europy .
Teraz współpracujemy z Google i Microsoftem. Nienawidzę pracy z podręcznikiem, dla mnie może on nie istnieć, ale niestety jest na to dotacja, więc na biurku musi leżeć.
Moi uczniowie potrafią zwrócić uwagę innym nauczycielom, żeby schowali podręcznik, bo przecież w klasie jest tablica i ekran interaktywny, po co im książka?
Brałem udział w kilku konferencjach międzynarodowych i omawialiśmy działanie polskich szkół integracyjnych. Teraz ruszam z własnym projektem, na który zaprosiłem nauczycieli z Kenii, Argentyny, USA, Australii, Japonii, Macedonii.. A i Palestyna ostatnio się odezwała. A, Pakistan. Totalna mieszanka kulturowa. Będziemy mówić o ICT w nauczaniu, porównywać, jak to wykorzystujemy.
A dzieciaki robią projekt z UNICEFEM i eTwinning o ekologii, przygotowują ankietę i prezentację. Uszyliśmy maskotkę, kropelkę wody, która będzie krążyła po świecie. Poleci do kraju partnerskiego z wizytówką z naszego kraju. Założenie jest takie, że kropelka zwiedza miasto i leci dalej. Wróci do nas z pakietem zdjęć z całego świata. Uczniowie właśnie stawiają stronę internetową, na której można będzie śledzić kropelkę na mapie i ankietą, ile wody zużywa kolejny kraj.
Czekamy trochę na wsparcie wewnętrzne, chociażby pieczątkę z ministerstwa. Nasze władze miasta wspierają nas, ale potrzeba wyższej instancji (śmiech).
W ubiegłym roku robiłeś akcję z nauczycielami z całego świata, którzy wysyłali życzenia do uczniów zamkniętych w domach. Jest z tego filmik na YouTube, grupa na Facebooku dalej działa i widzę, że stała się platformą dla pedagogów do budowania międzynarodowych projektów.
Nagraliśmy filmik na Dzień Dziecka w ubiegłym roku. Chcemy taką akcję powtórzyć, już nie nagrywać życzenia dla dzieci, choć znów zgrać nauczycieli z całego świata i zrobić coś fajnego. Po to, żeby pokazać nauczycielom, że można. Oraz dać bodziec dzieciom, że skoro my nauczyciele robimy projekt w języku, którego nie potrafimy, po francusku czy po niemiecku, to czemu oni nie mogliby poznać ludzi z innych krajów.
Ta grupa była wyjściowa, ale przekuła się w Illinois w spotkania międzynarodowe. Uczniowie brali udział w konkursie wiedzy o Europie w Irlandii. W ten sposób działamy, a moje dzieciaki czują się zmotywowane do wychodzenia poza ramy standardowego nauczania.
W Polsce nauczyciele są zaszufladkowani. Nie tylko systemowo, ale po prostu, bo tego chcą. Idą odklepać lekcje, najlepiej z tego samego tematu piąty rok z rzędu. Ja staram się to przełamać.
Nauczycieli z mojej szkoły zalewam mailami o międzynarodowych projektach edukacyjnych. Najbardziej zdumiewa mnie to, że angliści nie chcą brać udziału w tych kooperacjach. Zapraszam nauczyciela biologii z innej szkoły do projektu, a on mówi "chyba cię pogięło, mi jest dobrze, tak jak jest".
I potem dzieciaki mają problem. Rozmawiałem teraz z ósmą klasą, bo oni pójdą do innej szkoły od przyszłego roku i nie będzie już tak fajnie jak tutaj. U nas są inne relacje, mówimy do siebie po imieniu, mają mój numer telefonu i mogą do mnie pisać o każdej porze.
W innych szkołach może być problem. U mnie zdarza się, że na lekcji jeden uczeń dostanie szału i rzuca przecinkami "kur..., kur...", wywraca ławkę czy kopie w szafę. Ja wiem, co robić, czują się tu bezpiecznie, w szkole, która rozumie ich potrzeby i odpowiada na nie.
Natomiast inni nauczyciele mogą tego nie tolerować. Szczególnie gdy wejdą w edukację systemową, która odmawia paciorek z podręcznika.
Czy normalny system edukacyjny, nieintegracyjny, zabije całą wiedzę i chęć do nauki, którą twoje dzieciaki nabyły w szkole?
Tak. My jesteśmy kompleksem placówek, bo mamy przedszkole, żłobek, szkołę średnią. Dzieciaki z zaburzeniami mogą kontynuować naukę w zakresie jednej placówki. Natomiast są dzieciaki, które mają większe ambicje, chcą iść do profilowanych szkół średnich i na studia.
Ja nie zabijam tych marzeń, wręcz zachęcam ich, aby wyszli z tej szkoły. Natomiast uświadamiam im, że społeczeństwo "tam" funkcjonuje inaczej.
Uczniowie ze spektrum autyzmu różne się zachowują. Mam ucznia, który panicznie boi się zarazków. Nikomu nie wolno dotykać jego książek, zeszytów, nawet ławki, drzwi do sali otwiera sobie w rękawiczkach. I on teraz ma iść do "normalnej szkoły" i funkcjonować jak inne dzieci...
Mam z nim wypracowane umowy, w których ja spryskuję ręce płynem do dezynfekcji, zanim zaczniemy razem pracować. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś w systemowej edukacji to dla niego zrobił.
Pierwsza reakcja, z jaką się spotka to pretensja nauczyciela, który ma 30 osób w klasie, że jest przeszkadzający, rozwalający lekcję i generujący problemy. Mnie on nie przeszkadza, gada na lekcji i spoko, chce śpiewać, śpiewa. Reszta klasy wie, że akurat kolega ma taką fazę, że musi z siebie to wyrzucić i nie zwraca na niego uwagi, nic się nie dzieje.
W innej szkole byłby problemem. I ten ostracyzm, nie tylko ze strony nauczyciela, ale także innych dzieci, może sprawić, że on coś zrobi sobie albo rówieśnikom, bo są to dzieci, u których występują samookaleczenia.
Na godzinach wychowawczych rozmawiamy o tym. Czasem wychodzę jeden na jeden z uczniem na spacer, idziemy do centrum miasta, do "normalnych" ludzi i patrzymy, jak reagują na zachowanie dziecka, oswajam też je z tłumem, patrzymy, i ja, i on, czy inni ludzie go nie denerwują i nie wzmagają reakcji.
Więc czasem te projekty międzynarodowe, w których on też usiądzie przed kamerą i pomacha do kogoś z innego krańca świata albo pogada z nim po angielsku, będą dla niego przełamaniem, wyjściem do ludzi i integracją.
Projekt to nie tylko edukacja, moja fanaberia, ale przy okazji wprowadzanie dzieciom elementów terapii.
Porównujesz szkoły integracyjne w Polsce i nie tylko, a systemy edukacji w innych krajach. Wspominasz Pakistan, Kenię, które kojarzą się raczej z klasą o gołej, glinianej podłodze, a nie o rozwiniętym systemie szkół wspierających uczniów z problemami.
Często dowiaduję się, że nauczyciele z innych krajów mają dzieci ze specjalnymi potrzebami w klasie, ale nie mają narzędzi do współpracy z nimi. Czasami to nawet kilka osób w jednej klasie.
Nasi uczniowie potrafią dużo więcej niż dzieci w krajach nawet wysoko rozwiniętych. W szkołach z glinianych klepek rzeczywiście mają trudniej, ale szkoły z bogatych miast też mają wyposażenie i kasę na rozwój dzieci, a nie robią ułamka tego, co my.
To nie jest kwestia kraju, rozwoju, wyposażenia szkół, ale chęci nauczycieli.
Masz takie poczucie, że po pandemii polskie szkolnictwo jeszcze bardziej zamknęło się na innowacje, wyjście ze standardowej bańki podręcznikowej, szukanie projektów międzynarodowych.
Paradoksalnie tak. Mogłoby się zdawać, że zdalne nauczanie wymusi korzystanie z ICT i technologii, a tu się okazuje, że jesteśmy zmęczeni jako szkoła, uczniowie, nauczyciele. To było fajne na początku, bo mogliśmy bawić się komputerem, zamiast siedzieć nad zeszytem. W momencie, gdy wróciliśmy do szkół, mając tablice interaktywne i sprzęt elektroniczny, wróciliśmy do otwierania podręczników i tyle.
A dla mnie notatka przepisywana na tablicy nie jest notatką do zeszytu, bo szkoda na to czasu, mamy ekrany, możemy notatkę wysłać na maila. Tracimy czas na przepisywanie, zamiast omówić temat w inny sposób, wreszcie pozwolić uczniom go zrozumieć, wreszcie mieć czas na rozmowę.
Dzieciaki przyszły po zdalnym nauczaniu, siedzą w komórkach, grają w gry, ale się nie integrują. Wysyłają sobie wiadomości na Messengerze, zamiast rozmawiać.
Należałoby się skupić na tym, aby technologię z jednej strony wykorzystać, a z drugiej wyizolować, zastąpić żywą rozmową.
Pewnie długo to potrwa, zanim wrócimy do normy, a może nie wrócimy... IV fala przed nami.
I powrót przed komputery?
Jestem przygotowany na to, że tak. Nauczanie zdalne okazało się fajnym ekonomicznym rozwiązaniem. Dla szkół, samorządów, ministerstwa. Koszty utrzymania szkół spadły.
Samorząd nie płacił za energię, zużycie wody, śmieci. W skali roku to są ogromne oszczędności na jednej palcówce. A przeliczmy sobie w skali miasta, gminy...To jest główny czynnik, który może zachęcić rząd do wprowadzenia nauczania hybrydowego.
Twój ulubiony kraj? Edukacyjne eldorado?
Obalę stereotyp, wcale nie super Stany Zjednoczone. Myślę, że fińska szkoła jest dość bliska mojemu podejściu do edukacji. Bardzo mi się podoba Afryka, miałem spotkanie z ministrą edukacji jednego z krajów afrykańskich i ona mówi, że jak mają lekcję o drzewie, to wychodzą pod to drzewo, liczą liście, uczą się o systemie nawadniania, rozpoznawaniu drzew, wyciągają z pojedynczego drzewa jak najwięcej wiedzy. To lekcja fizyczna. Nie mają środków, ale radzą sobie tak, jak mogą.