Kto z nas tego nie słyszał i nie słyszy do dziś. Czapka - mityczny przedmiot, który chroni przed wyziębieniem, przeziębieniem i leżeniem tygodniami w łóżku. Tylko czy to naprawdę ma sens? Czy jesienią nasze głowy zaczynają parować jak oszalałe i pozbawiać nas ciepłoty ciała?
Niektórzy naukowcy (i babcie) twierdzili, że głową ucieka aż 80 proc. ciepłoty ciała.
Tak naprawdę głowa odpowiada za utratę ok. 7-9 proc. ciepła.
O wiele gorsze dla naszego organizmu są wilgoć i wiatr niż brak czapeczki.
Wielu naukowców przez lata pochylało się nad tym zagadnieniem, bo frapowały ich rady babci, aby bez czapki na mróz nie wychodzić. Niektórzy z nich zakładali, że głową ucieka aż 80 proc. ciepłoty ciała. Oznaczałoby to, że zimna głowa grozi hipotermią, a Jack Dawson powinien przeżyć katastrofę Titanica, skoro jego głowa zanurzona nie była i gdyby Rose pożyczyła mu czapeczkę.
W 2008 roku naukowcy z University of British Columbia zaprosili badanych na 45 minut kąpieli w chłodnej wodzie o temperaturze 17 st. Celsjusza. Część z nich była zanurzona tylko do szyi, część razem z głową.
Naukowcy starannie przyjrzeli się wszystkim parametrom - zużyciu tlenu, temperaturze wydychanego powietrza, utracie ciepła. Monitorowali temperaturę ciała badanych wewnątrz przełyku.
Ci, którzy byli zanurzeni po czubek głowy, stracili o 11 proc. więcej ciepła, niż ci którzy stali w wodzie po szyję. To prowadzi do wniosków, że utrata 80 proc. ciepła przez głowę jest fałszem, a ucieka go przez nią tyle, ile warta jest sama głowa na tle całego ciała, czyli 7-9 proc.
Niemniej czapka dobrze nam zrobi na jesieni i w zimie, bo głowa niemal pozbawiona jest izolacyjnej warstwy tkanki tłuszczowej. A jednak znajduje się w niej sporo dobrych rzeczy - mózg, zmysł wzroku, węchu, smaku i wiele innych.
Nosić czapkę powinny w szczególności dzieci i osoby starsze. Dzieci, bo ich głowa jest proporcjonalnie większa, niż reszta ciała, a więc więcej ciepła będzie przez nią uciekać. Staruszkowie, bo ich mechanizm regulacji ciepłoty ciała nie jest już taki jak za młodych lat.
Ale tak naprawdę organizm wykańcza nie goła głowa, ale wiatr i wilgoć, których jesienią nie brakuje. One wpływają na odczuwanie temperatury, a osłabiony organizm, który nie jest w stanie wyregulować ciepłoty ciała (bo np. słabo się odżywiamy), będzie bardziej podatny na działanie wirusów.