Mężczyźni są twardzi, oni nie chodzą do lekarza. A już szczególnie gdy dopadnie ich grypa lub przeziębienie. Będą leżeć w łóżku, dopóki nie wyzdrowieją, lecząc się na własną rękę. Skąd zatem mit "męskiego przeziębienia", który robi z nich maminsynków, gdy dzielnie walczą z wirusami? Sami i bez wsparcia...
Utarło się, że mężczyźni gorzej przechodzą grypę i przeziębienie.
Mit męskiego cierpiętniczego chorowania wynika z badań laboratoryjnych oraz naleciałości popkulturowych.
Tak naprawdę syndrom "męskiego przeziębienia" nie istnieje. A powoływanie się na niego jest krzywdzące dla mężczyzn.
Wszystkiemu winne badania...
Jest kilka badań, które trochę namieszały, choć wcale w jasny sposób nie udowadniają wpływu żeńskich hormonów na łagodniejszy przebieg grypy u kobiet.
W badaniach probówkowych komórek nosa zakażonych grypą estradiol zmniejszył reakcję immunologiczną organizmu na zakażenie. Słabsza reakcja równa się łagodniejsze objawy.
Sabra Klein, profesor immunologii w Johns Hopkins Bloomberg School od Public Health, zauważył w swoim badaniu z 2015 roku, że związki na bazie estrogenu utrudniają wirusowi grypy zakażanie komórek.
Mężczyźni częściej niż kobiety są hospitalizowani z powodu grypy. Więcej z nich przypłaca też chorobę życiem.
Gdy obie płcie poddano szczepieniu przeciwko wirusowi kobiety miały więcej reakcji skórnych i ogólnoustrojowych niż mężczyźni. A więc reakcja ich organizmu na szczepionka była silniejsza.
Lekarz Robert H. Shmerling z "Harvard Health Publishing" napisał, że może tu grać rolę poziom testosteronu, ponieważ mężczyźni z najwyższymi jego poziomami mają tendencję do słabszej odpowiedzi przeciwciał. A więc nawet zaszczepieni faceci mają cięższe objawy grypy niż kobiety.
Jednak wszyscy badacze podkreślają, że powtarzanie tych obserwacji może być szkodliwe. Ich wyniki są prawdziwe, ale nadal przegląd medyczny jest zbyt skąpy, by mówić o zdrowotnych podstawach do kategoryzacji przeziębienia na wersję męską i żeńską.
... i normy kulturowe
Prawdziwy facet panicznie boi się lekarza. Choć w dadHero walczymy z tym stereotypem i zachęcamy do badań profilaktycznych mężczyzn w każdym wieku, to równie często w rozmowach ze znajomymi facetami spotykamy się z odpowiedzią "nic mi nie jest, po co się badać?".
Kobiety uważniej, niż panowie przyglądają się swojemu zdrowiu. Wynika to także stąd, że zachodzą w ciążę i przez blisko rok wykonują szereg badań, które sprawdzają ich kondycję.
U mężczyzn niechodzenie do lekarza jest niemal tradycją pokoleniową. Ojciec, dziadek i stryjowie zwykle chwalili się, że nie byli u lekarza od urodzenia, a dożyli sędziwego wieku.
Świadomy mężczyzna będzie jednak wiedział, że wizyta u lekarza to nie wstyd, a powinność każdego ojca.
Odpowiednia kuracja i dobrze przepisane przez lekarza leki wspomogą organizm w walce z chorobą. Im szybciej wyzdrowiejemy, tym mniej obciążymy organizm. Mężczyźni deklarują, że potrzebują dłuższego czasu rekonwalescencji niż kobiety.
Co z tego wynika?
Oto i mamy miks - facet, którego organizm silniej walczy z przeziębieniem, nie decyduje się na wspomaganie medyczne. W związku z tym choruje dłużej, a jego organizm jest mocno osłabiony. To musi przełożyć się na jego złe samopoczucie.
Do tego dochodzi popkulturowe i wieloletnie powtarzanie zwrotu "męskie przeziębienie", które stało się synonimem marudzenia i skwaszonej miny.
Normy kulturowe mają wpływ na nasze zachowanie. Może być tak, że nawet jeśli facet znosi przeziębienie lepiej, niż jego partnerka, sam fakt chorowania będzie przez nas odbierany jako słabość.
Przede wszystkim określenie "męskiej grypy" jako zespołu wyolbrzymiania objawów i nieustannego marudzenia jest krzywdzące dla mężczyzn.
Jak pokazują badania wcale nie są wtedy mięczakami. Gwałtowniejsza i bardziej agresywna reakcja na wirusa wskazuje na to, że nieźli z nich twardziele. A po każdej spektakularnej walce, należy się wojownikowi odpoczynek.