Hubert "Spięty" Dobaczewski to lider i frontman zespołu Lao Che. Lao kończy działalność, ale "Spięty" się nie zatrzymuje. Rusza z własny projektem. Już niedługo premierę będzie miała jego płyta "Black Mental". Oto, co mówi o nowej muzycznej ścieżce, życiu w czasach zarazy i czułym pożegnaniu z kapelą, z którą grał ponad 18 lat.
Lao Che zawiesza działalność, ale lider zespołu nie zwalnia i rusza z własnym projektem.
16 kwietnia będzie premiera płyty "Black Mental", która napisał i skomponował Hubert "Spięty" Dobaczewski.
Ze "Spiętym" rozmawiam o pożegnaniu z Lao Che, "Black Mentalu" oraz o apokalipsie zombie.
Najwyraźniej wiele lat słuchania w aucie amerykańskiego rapu wreszcie dało owoce. Hubert "Spięty" Dobaczewski, lider Lao Che, odpala kolejny solowy projekt. Jego pragnienie, by robić coś innego niż w Lao się spełnia. Ale nie myślcie, że to zupełny skręt w nieznane.
"Black Mental" płyta Spiętego, która już za chwilę wejdzie na rynek, to nowe, a zarazem dobrze znane oblicze Huberta. Trochę kontynuuje kierunek "Wiedzy o społeczeństwie" ostatniej płyty zespołu z Płocka. A jednak jest to świeży one-man stand Spiętego, który dojrzewał w nim przez lata.
Rozmawiam z nim tuż przed wypuszczeniem singla "Trybuna Małpoludu", który promuje płytę "Black Mental". Gdy czytacie ten wywiad, utwór jest już dostępny. Znajdziecie go też poniżej.
Rano posłuchałam "Wiedzy o społeczeństwie" i wers z piosenki "Nie raj": "serce mnie bije, dusza zabije", to jest to, co czuje większość z nas o poranku.
Bardziej wieczorna jest, chyba, ale zależy.
Jak się wyluzujesz za bardzo winkiem wieczór wcześniej, to poranki też zabijają.
W tym kontekście się zgadza (śmiech).
Chciałam posłuchać nowej płyty, ale nie ma jeszcze singla.
Premiera płyty zapowiedziana jest na 16 kwietnia. Wiemy wszyscy, że sytuacja pandemiczna jest taka, a nie inna, a wszelkie kroki wydawnicze są od niej zależnie. Jak będzie kompletny gnój to będzemy reagować.
Bliżej terminu będzie pojawiało się więcej singli.
Przejrzałam listę, bo na Mystic Production jest już lista piosenek część tytułów jest oczywista - "Bitwa CO2" czy "Nie marudź #metoo". Jestem w stanie się domyślić, o czym one będą. Reszta to enigma. O czym jest ta płyta?
Jest ona w pewnym sensie przedłużeniem "Wiedzy o społeczeństwie". Trochę o jednostce, trochę o społeczeństwie. Łączenie się mas ma swoje dobre i złe strony.
Tutaj zająłem się relacją pomiędzy jednostką, która łączy się w grupy i ich wzajemnych wpływach. Jedni potrzebują autorytarnej roli, inni samostanowienia.
Chciałbym powiedzieć, że to płyta o chorobliwej zależności, ale musiałbym skomentować, że to, co się dzieje jest czymś złym. A im jestem starszy, tym częściej zauważam, że wszystko jest tak, jak być powinno. Nasz taniec społeczno-kulturowy na tej planecie jest niezbędny, bo tak jesteśmy zaprogramowani.
Generalnie chodzi mi o zależności pomiędzy ludźmi, łączenie w grupy, wpływanie na siebie. Poświęcone jest to systemowi. Linii podziału na tych, którzy są autorytarni, ci którzy się im poddają, linię pomiędzy ludźmi jako osobami religijnymi, co wynosi ich ponad zwierzęta, pomiędzy płciami, kolorami skóry...
To druga płyta zaangażowania społecznie. Tworzysz zawsze koncept albumy, które są spójnymi opowieściami. Czy ta bajka kończy się dobrze?
Ta bajka się nie kończy. To jest najlepsze. Trzeba być otwartym. Wpływa to na mnie, mogę powiedzieć, że jestem zły, coś mnie uwiera, boli. W pewnym momencie napisałem piosenki, które były dla mnie fotograficznym ujęciem rzeczywistości i chaosu.
U Kasi Stoparczyk w Trójce powiedziałeś, że już kiedyś ciężko żyło ci się w Polsce. Jak czujesz się teraz?
Tak powiedziałem? (śmiech). To co się w kraju dzieje było inspiracją do tego, aby się systemami zająć. Wiele zależy od tego jak się żyje w głowie, jak tam jest ok, to miejsce nie ma znaczenia.
Tylko czy zdrowe jest poczucie permanentnego szczęścia? Albo czy możliwe jest dążenie do niego? Żyjemy, a chmury nastrojów przepływają wewnątrz głowy. Każdy ma inne terminy, w których przyszło mu żyć, ja mam takie i nimi się zajmuję.
Znowu trochę ruszasz politykę...
To ona mnie rusza. Ja się do polityki nie garnę. To nie jest płyta polityczna, tylko społeczna. To jest domena systemu, że wciąga mnie w grę, w której nie mam ochoty uczestniczyć, a jestem na nią skazany.
Liczysz na to, że uda ci się zagrać jakiś koncert w 2021 roku po wydaniu "Black Mentalu"? Z Lao Che nie możecie się pożegnać, trasa koncertowa znów przełożona.
Mam cichą nadzieję. W przypadku Lao sprawa jest bardziej skomplikowana, bo to jest "wygaszenie reaktora", jak to nazywamy. Zainteresowanie ostatnią odsłoną koncertową Lao Che było bardzo duże przeprowadzenie koncertu na parę tysięcy ludzi w czasie pandemii jest niemożliwe.
Natomiast z projektem moim, nazwę go solowym, ale występować będę z zespołem. Ale do czego zmierzam... Możliwość zagrania koncertów z mniejszym obciążeniem oczekiwań dotyczących publiczności jest bardziej wykonalna.
"Wygaszasz reaktor Lao Che", nowy projekt to odpalenie kolejnej małej elektrowni, która będzie się nazywała "Spięty"?
Ja zacząłem to dwutorowo. Zacząłem wiele lat temu przygotowywać się do solowej odsłony, parę lat się przymierzałem, będąc liderem i frontmanem Lao Che. Chciałbym trochę skręcić w inną stronę.
Parę lat temu obrałem taki kurs. To nie jest tak, że wypuszczę kilka piosenek i zobaczę co się stanie. Nie, zebrałem zespół i chcę robić coś pod swoim szyldem.
Masz do powiedzenia coś innego w muzycznej formie, niż to, co robiliście z Lao Che?
Ja jestem jedną i tą samą osobą. Mogę zmienić sobie koszulę albo gacie, ale zawsze będę tym samym Spiętym. Szukam nowych odsłon i pomysłów na siebie, ale jestem chcąc nie chcąc, na siebie skazany.
Staram się wyłamać ze swojej kondycji, ale musze być wierny sobie. Więc będę dla niektórych kontynuacją tego, co robiłem w Jazzombie, Koli czy Lao.
Czy wracasz do death metalu?
No może niezupełnie, ale od tego death metalu nie dało się nigdy uciec. Część siebie tam zostawiłem i to jest jakaś moja odsłona.
Kolejna twoja twarz to "tata". Słyszałam, że byłeś na tacierzyńskim. Stanowisz promil mężczyzn w Polsce. Jeszcze.
Miałem takie szczęście, bo zawód muzyka pozwala być w domu w tygodniu. Mam dwie córki, jedna 9 lat , druga 12. Spędziłem z nimi mnóstwo czasu, weekendowo urywałem się na koncerty, a tak byłem absolutnie tatą.
W czasie pandemii to "tatowanie" jest zupełne. Siedzę i doglądam.
I nie mówią: "Weź się tato, już wyjdź zagraj sobie koncert"?
Mówią. Jesteśmy skoszarowani, skazani na siebie. To nie pierwsza taka sytuacja w dziejach świata. Po raz kolejny okazuje się, że ludzkość bardzo łatwo adaptuje się do stawianych warunków.
Może gdyby to była epidemia zombie... A wiem, co mówię, bo jestem wielkim fanem tego gatunku.
A oglądałeś "Corona Zombies"? To jest właśnie film z ubiegłego roku opowiadający o epidemii wirusa, który powoduje, że zmarli na niego powstają z martwych.
Nie, akurat tego hitu nie odnotowałem. Może nie był hitem. A jestem w miarę na bieżąco z filmami o zombiakach. Nie wiem dlaczego, ale od czasów nastoletnich mam do nich słabość. Artystycznie to są takie rzeczy z reguły cienkie, ale lubię.
Guilty pleasure, rozumiem. Z drugiej strony skoro grałeś death metal, to nie dało się uciec od makabrycznych okładek płyt.
No właśnie. Death metal mam w sobie i gdzieś się musiał uaktywnić, skoro przestałem grać. Lubię taką stylistykę. Wiele lat temu byłem fanem Mastertona i przeczytałem wszystkie jego książki. [Graham Masterton - pisarz, twórca horrorów - przyp.red].
Tak sobie często rozmyślam, że w ramach sztuki to fajna dziedzina. Traktowana z przymrużeniem oka, a groza jest fajną płaszczyzna do twórczości. Tak się dzieje, że jest czasem karykaturalna. Jeśli jest tak robione celowo to ok, a jeśli niezdarna, bo źle zrobiona, to trudniej ją docenić. Groza i mroczne historie to są rzeczy, które lubię.
Na początku powiedziałeś, że "Wiedza o społeczeństwie" to płyta raczej na wieczór. A "Black Mental"? Czy to płyta na wieczór w czasach pandemicznych?
Ona jest dynamiczna, miarowa i dosyć ekspresyjna. To nie jest płyta na wyciszenia się.
Czyli raczej warto zabrać "Black Mental" na protest?