Przy tacie nie ma marudzenia przy obiedzie, dzieci bawią się grzecznie w pokoju, nie biją się i zakładają buciki na właściwe nogi. Przy mamie... płacz, złość i "nie chcę". Jak to się dzieje?
– To ty tak na nie działasz. Ze mną byli grzeczni – nie powiem nawet, ile razy słyszałam to zdanie z ust mojego męża, gdy wchodziłam do domu po pracy, a dzieciaki rzucały się na mnie w progu i domagały się czekoladowych jajek, zobaczenia rysunku, wyżalenia się z ilości razów wymierzonych im przez rodzeństwo i ukradzionych zabawek. Potem zwykle czekały mnie dramy przy kolacji i wielogodzinne usypianie.
– Gdybym ja to robił, zajęłoby o wiele mniej czasu – mówi zwykle mąż.
I ma cholerną rację. Dzieciaki przy matce, a dzieciaki przy ojcu to dwa różne zjawiska przyrodnicze. Nauka ma na podorędziu kilka badań, które wyjaśniają fenomen opieki ojcowskiej.
Kanadyjscy badacze przeprowadzili eksperyment na 107 rodzinach. Badali, jak poziom zaufania do rodziców przekłada się na zachowania społeczne dzieci.
Wniosek był dość prosty – ojcowie są bardziej zdecydowani, zarówno w czasie zabawy, jak i wydawaniu poleceń. Stąd też dzieciaki wiedzą, że jeśli tata "powiedział coś", to tak będzie. Gdy tymczasem strategia wychowania matek jest dużo bardziej płynna i pozwala na niekończące się negocjacje dotyczące tego, co wolno, a czego nie wolno.
Bywa, że opieka sprawowana w 100 procentach przez ojców przez kilka dni jest wynikiem nieobecności matki. Jako rozwiązanie tymczasowe traktowane jest przez dzieci jako świetna okazja do zabawy i ponownego badania granic rodzica.
– Jak Marta jedzie do SPA, a ja mam z dzieciakami dwa dni weekendu, to w ogóle się nie powstrzymuję, tylko organizuję wycieczki na salę zabaw i rozpieszczam je jedzeniem na mieście – mówi mi Piotrek, tata dwóch chłopaków (4 i 5 lat).
To też sprawia, że tata wydaje się fajniejszy, bo na talerzu nie ląduje rozmoczony brokuł, tylko ulubiony hot dog na obiad. I pozwala na zabawę w nieustanne skakanie na sypialnianym łóżku, dopóki dzieciom nie zakręci się w głowach.
Płakać mamie w rękaw
Portale parentingowe tłumaczą zmianę zachowania dzieci emocjonalnym uwolnieniem. Oznacza to, że w przypadku sprawowania opieki przez tatę, dzieci hamują swoje popędy i emocje. To nie oznacza, że nie kochają taty. Mama jest dla nich bezpieczną przystanią, przy której mogą "puścić tamy wezbrane", jak śpiewała wybitna wokalistka Ania Wyszkoni.
Może być tak, że dzieci instynktownie czują, że matka rozwiąże wszystkie ich problemy, także te emocjonalne, z którymi sobie nie radzą. Obarczanie tym jedynie matki jest częścią kultury, która przypisuje kobietom większą inteligencję emocjonalną. Ojcowie mogą nieświadomie odwoływać się do niej, jako wychowankowie pokolenia zadaniowości rodziców – tata zarabia na rodzinę, mama sprząta dom i wychowuje dzieci.
– Zgodzę się z tym. Jeśli mój syn płacze, a ja nie potrafię go uspokoić, a on powiedzieć, czemu właściwie wpadł w histerię, mój wzrok pada na Martę, bo ona umie pytać w ten skomplikowany psychologiczny sposób – żartuje Piotrek.
Dla małych dzieci matka jest pierwszą osobą, która w pełni odpowiada na jego potrzeby. Począwszy od kamienienia, na reagowaniu na złość i frustrację kończąc. Potrzebują czasu, by zachowywać się swobodnie wobec innych osób ze swojego otoczenia. Także, jeśli chodzi o ojca. Niemniej, tato, opiekujesz się dziećmi dobrze. Ich potrzeba wypłakania się w ramionach matki wraz z upływem czasu, przejdzie również na ciebie. Wystarczy być.