Drażni cię pieprzona szklanka na blacie? Przerażają cię weekendy bez zadań do wykonania? Nie, o nic ci nie chodzi, wszyscy się ciebie czepiają. Pewnie nie pomyślisz, że możesz być chory na depresję. Tymczasem "męska depresja" to agresywny zabójca, który w zeszłym roku odebrał życie tysiącom Polaków.
Coraz częściej mówimy o depresji. O tym, że nie trzeba się jej wstydzić i wyciągać rękę o pomoc. A jednak dalej zaburzenia psychiczne mężczyzn to temat tabu. A "męska depresja" jest inna niż ta kobieca. Łatwo ją przeoczyć, nawet jeśli mieszkamy z chorym pod jednym dachem.
Według danych przedstawianych przez Fundację "Twarze Depresji" w ubiegłym roku 68,5 tysiąca mężczyzn leczyło się na depresję w ramach publicznej służby zdrowia. Dla porównania aż 205 tysięcy kobiet odważyło mówić o swojej chorobie lekarzowi.
O tym, czym jest "męska depresja" i jak rozmawiać z chorym, aby udzielić mu realnego wsparcia, rozmawiamy z doktorem Sławomirem Murawcem, psychiatrą i psychoterapeutą, który pracuje w Warszawskim Ośrodku Psychoterapii i Psychiatrii.
Czy istnieje coś takiego jak "męska depresja"? Czym różni się od kobiecej?
"Męska depresja" różni się rozłożeniem akcentów. Gdy naukowcy przygotowywali definicję depresji, która znalazła się w podręcznikach, opisali głównie smutek, brak aktywności, apatię, bezsenność, itp. To jest jądro depresji, zgadza się. Jednak w tym opisie nie ma wielu objawów, które zgłaszają pacjenci w praktyce. Brakuje na przykład emocji lęku i złości.
Męski wariant choroby przenosi często akcent na złość, drażliwość, agresję, wściekłość. Takie objawy często są widoczne na pierwszym miejscu. Niekiedy też gdy mężczyzna ma depresję popada w pracoholizm, żeby ukryć zaburzenie przed samym sobą, chce być ciągle zajęty. Tacy pacjenci mówią, że najgorsze są dla nich weekendy, kiedy zostają sami ze sobą i swoimi emocjami, a głowa nie jest zajęta bieżącymi sprawami.
Mężczyźni w trakcie epizodu depresji mają też tendencję do zwiększania ilości pitego alkoholu, brania nielegalnych substancji, ryzykownych zachowań, jak szybka jazda samochodem. Nie mówimy tu o stałym zwiększonym zainteresowaniu alkoholem, lecz określonych okresach, gdy jego picie ma podłoże w łagodzeniu depresyjnego cierpienia.
Żyjąc pod jednym dachem z partnerem, który z dnia na dzień staje się agresywny i drażliwy, nie podejrzewamy, że może być to depresja. Raczej, że coś go denerwuje albo szwankuje nasza relacja.
Ważne jak zinterpretujemy jego zachowanie. Ostatnio miałem pacjenta, który przyszedł, bo uderzył swojego syna. Nie wie dlaczego. Opisywał, że tylko w domu krzyczy, wkurza się. Po rozmowie okazało się, że stany depresyjne dotyczą jego strefy zawodowej. Jego sytuacja w pracy była obarczona poczuciem, że stracił ważne cele swojego życia, żałobą po sobie samym, jakim był kiedyś i jakim pragnął być.
Praca stresuje, szczególnie w okresie "covidowym", gdy niemal każdy z nas martwi się, czy ją utrzyma. Łatwo przeoczyć depresję, gdy partner mówi, że tak dużo pracuje, aby utrzymać rodzinę, robi to dla "nas".
Dla mężczyzn sfera osiągnięć, pozycji, finansów i odpowiedzialności jest bardzo ważna. To niemalże potrzeba podstawowa. Gdy sytuacja dotycząca jego pozycji jest niepewna albo mężczyzna ma poczucie, że nie robi tego, co by chciał, jego praca nie ma sensu, nie realizuje się, to prowadzi do stanu "podminowania", które może być widoczne jako denerwowanie się z błahych powodów. To stan, w którym "coś gryzie" z tyłu głowy, coś powoduje stały niepokój i frustrację. Nie ma mowy o spokoju, zrelaksowaniu się, zapomnieniu o trudnym problemie.
Jak długo mężczyzna musi wysyłać niepokojące sygnały, abyśmy mogli podejrzewać stany depresyjne? Jak powiedzieć, że potrzebuje pomocy, by nie zostało to odebrane jako atak?
Musimy znać swojego partnera. Jeśli lubi on auta, a właśnie popsuł mu się samochód i wkurza się o to, to jest to sytuacja normalna. Nawet jeśli trwa tydzień. W przypadku, gdy ten stan jest permanentny i denerwuje się z drobnych powodów, ucieka w pracę, pojawiają się sytuacje ryzykowne, możemy podejrzewać zaburzenia psychiczne, depresję, lęk..
Zwłaszcza jeśli czujemy albo widzimy, że tam głębiej jest smutek, ból psychiczny, że stracił chęć do życia albo że odczuwa lęk. Ale może to się ujawniać drażliwością, jakimiś wybuchami gniewu z błahych przyczyn. Należy zauważyć, że nie chodzi o ten konkretny ręcznik na podłodze czy brudną szklankę, ale coś głębszego, czego awantura naczynie jest tylko przejawem.
Nie pytajmy "co się stało", bo klasyczną odpowiedzią będzie "nic", ani "czy masz jakiś problem?", to brzmi konfrontacyjnie, bo pytamy tak, gdy chcemy kogoś zaczepić. Raczej "czy jest coś, co cię niepokoi, gryzie?".
Czy zaproponowanie terapii nie zaogni sytuacji?
Zależy, jak to zrobimy. On może czuć się sfrustrowany, a nawet przerażony, bo obniżyli mu pensję i nie wie czy wywiąże się z obowiązków finansowych dotyczących rodziny. A więc tak naprawdę ma bardzo pozytywne intencje i jest odpowiedzialny. Rozmawiając, najpierw zwróćmy uwagę na podłoże sytuacji, dopiero potem mówmy o terapii.
Każde słowo i jego ujęcie ma znaczenie. "Martwisz się o nas, może porozmawiasz z kimś spoza pracy ani rodziny, z kimś niezaangażowanym bezpośrednio w naszą sytuację?".
Unikajmy słowa "konflikt". Choć sytuacja w domu może być napięta. Jeśli tak powiemy, mężczyzna może potraktować terapeutę, jako delegata żony, który ma go uspokoić. Pacjenci często mówią, że przysłała ich partnerka. Stawiają opór, jakby terapeuta był agentem żony, który ma przywrócić go do właściwego funkcjonowania określonego przez nią.
Jakie sytuacje życiowe mogą wywoływać stany depresyjne?
U mężczyzn bardzo ważne są kwestie pozycji, finansów, znaczenia, poczucia sensu tego co się robi. Na stan psychiczny może wpłynąć też oczywiście rozstanie z partnerką. Czasami olbrzymie znaczenie może mieć utrata czegoś niematerialnego, jak plany na przyszłość, jakieś wartości.
Jeśli tracimy osobę bliską, przeżywamy żałobę, smutek. Ale bywają sytuację, gdy tracimy jednoczenie i bliskość kochanej osoby i poczucie własnej wartości. Gdy kobieta mówi "byłeś dla mnie ważny, to były cudowne lata", mężczyzna będzie przeżywał żałobę po rozstaniu. W przypadku, gdy dostanie komunikat "byłeś nikim, pomyłką", to jest to sytuacja, która może prowadzić do powstania objawów depresyjnych. Wtedy sytuacja jest obarczona podwójnie: z jednej strony utarta tej osoby, a z drugiej utratą czegoś ważnego w sobie, swojego poczucia wartości.
Jak wspierać mężczyznę w czasie długotrwałego leczenia? Nie jest to sytuacja obojętna także dla partnerki.
Kobieta może poczuć się zagrożona, że partner stanie się innym człowiekiem, odkocha się, zmieni, zacznie inaczej zachowywać się wobec dzieci. Nie ma jednoznacznej rady, co należy robić, ale musimy być otwarci na to, co zmiany mogą przynieść, zamiast robić założenia i plany. Terapia może zmienić system funkcjonowania rodziny, ale musimy skupić się na tym, jakie jej rezultaty dostrzegamy, a nie tworzyć scenariusze, które nie wiadomo czy się spełnią.
Czy może być tak, że partner w depresji będzie szukał w swojej partnerce nie żony, a matki, do której się zwróci i będzie mógł się przytulić?
Tak. Nazywamy to regresywnym cofnięciem do wcześniejszych okresów życia. Taka postawa do szukanie bezwarunkowej akceptacji, tej matczynej, bliskości fizycznej, ale nie seksualnej, ale kojącego przytulenia. Wiele osób tego doświadcza w trudnych okresach życia.
Jeśli terapia będzie działała, partner będzie czuł się coraz lepiej i będzie odzyskiwał wcześniejszą dojrzałość, to relacja partnerska powinna zostać odbudowana.
Co zrobić, gdy partner odrzuca po raz kolejny terapię?
Jeśli mężczyzna neguje i rzuca psychoterapię, trzeba mu powiedzieć, że być może ta pierwsza okazała się nieskuteczna, ale to nie oznacza, że terapia nie może być pomocna. Z terapeutą trzeba się dobrać, być może poszukać kogoś z innym podejściem, specjalizującego się w depresji, może mężczyznę, a może właśnie kobietę. Różnie bywa.
Zdecydowanie nie należy antagonizować partnera i nie mówić "znowu zawiodłeś". Jeśli ma depresję, taki komunikat będzie kolejnym ciosem dla jego poczucia wartości, potwierdzeniem, że znowu czemuś nie podołał i jest do niczego.
Co zrobić, jeśli partner ciągle nas przeprasza, mówi, że powinniśmy zostawić go i szukać szczęścia gdzie indziej, że na nas nie zasługuje?
Po pierwsze mówimy, że ma prawo do uczuć. Musimy też zwrócić uwagę na kontekst przeprosin. Zaakceptujmy jego uczucia. Za tym może kryć się odpowiedzialność, obniżenie poczucia wartości, brak nadziei co do przyszłości, a nawet rozpacz. W drugim etapie spróbujmy wspólnie z tą osobą zobaczyć, co wynika z jej działań, a na ile obiektywna sytuacja wpłynęła na to, gdzie jest. Pomyśleć "na zimno" o sytuacji.
Na przykład, gdy firma, w której on pracuje, zleca restrukturyzację zatrudnienia podmiotowi z zewnątrz. Korporacja z Szanghaju czy Nowego Jorku nie ma pojęcia o istnieniu Kowalskiego i jego sytuacji wewnętrznej i zobowiązaniach rodzinno-finansowych. Nie ma w tym wypadku żadnej jego odpowiedzialności za utratę pracy. Obwinianie samego siebie prowadzi wtedy do pogłębiania obniżenia nastroju. Warto wtedy jasno ocenić sytuację.
Uczy nas tego, chociażby wybuch pandemii koronawirusa. Można być najlepszym pilotem w najlepszej linii pasażerskiej na świecie albo idealnym dyrektorem prestiżowego hotelu. Pojawia się decydujący czynnik zewnętrzny, niezależny od pilotów i dyrektorów i cała branża turystyczna wpada w dołek.
Mężczyźni skuteczniej popełniają próby samobójcze. Skąd wiedzieć, że nasz partner może o niej myśleć?
Czynnikiem ryzyka popełnienia skutecznego samobójstwa jest płeć męska. Jeśli mężczyzna miał już próbę samobójczą bądź w jego rodzinie był przypadek samobójstwa, to trzeba to traktować bardzo poważnie. Jeśli wujek lub ojciec partnera targnął się na życie, to pokazuje chłopcu, a potem mężczyźnie, że jest to pewne rozwiązanie. Oczywiście nie jest to żadne rozwiązanie, a jeśli pojawiają się myśli samobójcze, trzeba poszukać fachowej pomocy.
W kontekście samobójstw ważne jest pojęcie bólu psychicznego. Istnieje ból fizyczny, gdy się zranimy, neuralgie, gdy bolą nerwy, na przykład półpasiec i uszkodzenie nerwów.
Ból psychiczny związany jest z odczuciem rozdźwięku, dysonansu, czasami przepaści. Na przykład pomiędzy tym, kim miałem być, a nie jestem. Kim byłem w przeszłości, a kim czuje się teraz. Gdy mężczyzna mówi "ta sytuacja mnie boli", to absolutnie jest to sygnał ostrzegawczy, bo z bólem trzeba coś zrobić, jak najszybciej go zakończyć. Wtedy pomoc specjalistów jest nieodzowna.
Jak mówić o depresji, żeby jej nie infantylizować?
Kiedyś widząc kolegę ze zwieszoną głową, powiedzielibyśmy, że jest smutny, teraz, że ma "deprechę". Popularyzacja tego słowa nie skreśla faktu, że jest to choroba związana z wielkim autentycznym cierpieniem.
Z drugiej strony jednak nie chcemy słuchać tego, że ktoś jest chory. Pamiętam, że Marek Plawgo, lekkoatleta, w trakcie konferencji prasowej kampanii "Twarze depresji. Nie oceniam, akceptuję" mówił otwarcie o tym, że ma depresję. Opowiadam, że kiedy ujawnił złe samopoczucie, jego koledzy odpowiadali "weź się w garść", "nie chcemy o tym słuchać".
Takie wyznania nadal nie spotykają się z akceptacją w męskim gronie. Chorzy słyszą: "idź się napić, idź na panienki", zamiast otrzymać wsparcie. Warto więc spojrzeć głębiej, spojrzeć za kurtynę męskich zachowań, czy nie kryje się tam dojmujące cierpienie.