Jest coś magicznego w oglądaniu złych filmów. Oczywiście każdy z nas woli spędzić czas wpatrując się w jakieś arcydzieło kinematografii, ale tych niestety jednak jest ograniczona liczba, dlatego czasami warto pozwolić sobie na obejrzenie czegoś z drugiej strony świata kina. Czegoś beznadziejnie napisanego, tragicznie nakręconego i źle zagranego. Oglądanie złych filmów w towarzystwie przyjaciół jest wspaniałym doświadczeniem. Tania, bezmyślna rozrywka, która wzbudza we wszystkich śmiech, zmieszanie i radość.
W końcu ile razy można oglądać śmierć grającą w szachy, problematyczne rozmowy o tym, jaki jest sens życia czy poważne rozprawy na temat ludzkiej seksualności. Czasami chcesz spojrzeć na ekran telewizora i zobaczyć na nim tornado, które jest wypełnione rekinami albo pomidory, które zaczynają zjadać ludzi.
I chociaż każdy z nas ma jakieś ukochane złe filmy, wymienienie ich wszystkich jest niemożliwe. Dlatego przygotujcie się na listę tych, które przykuły mnie do ekranu najbardziej. Zarazem nie pojawią się w nich produkcje, których budżet wynosił 13 złotych i które zostały nagrane w garażu czyjejś babci. Tutaj przyjrzymy się filmom, które mogły być hitami, ale które okazały się po prostu żenująco, wspaniale złe. I nie... nie będzie "The Room", nie będzie też świadomych siebie klasów klasy "B", będą hollywoodzkie hity, które miały być dobre, a wyszło jak wyszło.
Luźny Gość
Film noszący w oryginale tytuł "Freddy Got Fingered" był pierwszą próbą zaistnienia na wielkim ekranie Toma Greena, który napisał, wyreżyserował i był gwiazdą swojego projektu. W trakcie filmu bohater stymuluje seksualnie konia, zamieszkuje w zwłokach jelenia, które zostają przejechane przez samochód, zarzuca, że jego ojciec strzelił palcówkę bratu, a to tylko czubek góry lodowej. "Luźny Gość" to jeden z najbardziej randomowych i obrzydliwych filmów w historii. Ale wydaje się, że w swojej obrzydliwości świadomy tego, czym jest.
Wielu recenzentów w ostatnich latach zaczęło sugerować, że Green celowo nagrał beznadziejny film i traktował ten projekt jako swoje "kaufmanowskie" dzieło. Zapewne nigdy nie dowiemy się, czy to prawda, czy był to sposób, aby wyśmiać świat kina i pokazać, że jeśli tylko znajdziesz inwestora, nawet najgorszy projekt może trafić do kina. Jeśli jednak dotąd nie obejrzeliście tego kretyńskiego filmu, zrobionego przez kretynów dla kretynów, warto to nadrobić. Zwłaszcza jeśli macie wśród znajomych fanów Tarkowskiego — niech się męczą.
Zdarzenie
Dawno, dawno temu, M. Night Shyamalan był postrzegany, jako zbawca Hollywood. Człowiek, który na własną rękę stworzy dziesiątki filmowych arcydzieł, które będą zadziwiały, zaskakiwały i zachwycały. Niestety… wyszło, jak wyszło. "Zdarzenie" to film, w którym ludzie zabijają się bez powodu, a bohaterowie starają się dowiedzieć, z czego to wynika. Okazuje się, że winne są… roślinki. Wielkim twistem tego filmu Shyamalana jest fakt, że jeśli masz w domu paprocie, to chcesz się zabić.
Scenariusz to oczywiście jeden problem, jednak aktorzy, którzy pojawili się w produkcji to kolejny level dna. Mark Wahlberg wygląda, tak jak zapewne wyglądał w szkole, starając się dodawać, a Zooey Deschanel, którą kochamy jako "manic pixie girl", pokazuje, że jednak nie ma wystarczających umiejętności aktorskich, aby grać kogokolwiek poza… "manic pixie girl". "Zdarzenie" jest głupie, ale jest to filmowa porażka, od której człowiek nie umie oderwać wzroku.
Pierwszy Śnieg
Gdy szedłem na ten film, moje oczekiwania były wielkie. Nie jestem może gigantycznym fanem fali detektywistycznych książek ze Skandynawii, ale słyszałem o nich wystarczająco dużo, aby mieć nadzieję, że scenariusz na nich oparty będzie interesujący. Dodajmy do tego, że na ekranie pojawiają się Michael Fassbender, J.K. Simmons i Val Kilmer i trudno nie mieć oczekiwań, że otrzymamy solidny film o morderstwie, który będzie wciągał i mroził krew w żyłach.
Zamiast tego dostaliśmy jeden z najgłupszych i bezsensownych filmów, jakie widziałem w życiu. Historia, która ma tak wiele dziur, że łatwiej wymienić to, co się w niej nie zgadza, niż to, co jest logiczne. Reżyser filmu Tomas Alfredson przyznał, że nie miał czasu, aby nakręcić wszystkie sceny, które znalazły się w scenariuszu, dlatego wiele rzeczy, które miały być pokazane widzom, po prostu zniknęły. Nie dziwne więc, że "Pierwszy Śnieg" stał się jednym z najśmieszniejszych i żenujących filmów, jakie nakręcono w ostatniej dekadzie.
Karate na Cztery Łapy
Pat Morita, Chevy Chase i Jon Voight — trzy prawdziwe legendy aktorstwa. Każdy znany z czego innego — genialny komik, aktor dramatyczny i mistrz sztuk walk. I cała trójka jakimś cudem stwierdziła, że powinni pojawić się w filmie o psie, który zna karate. Żaden z nich w momencie czytania scenariusza nie stwierdził, że może pieniądze nie są najważniejsze na świecie i że "Babe Świnka z Klasą" była projektem twórcy Mad Maxa George’a Millera, a "Karate na Cztery Łapy" przez… autora jednego z najbardziej kultowych filmów świątecznych w historii Boba Clarka.
Jak widzicie, zrozumienie, dlaczego ten film istnieje, nie jest łatwe. Obejrzenie go raczej nie pomoże wam rozwiązać tej zagadki. Jednak produkcja, w której pies Cho Cho mówi głosem Clarka Griswolda, bez wątpienia zapadnie w waszej pamięci na wiele lat.
Punisher: War Zone
Stworzony w czasach gdy filmy komiksowe nie były dobre, Punisher wybijał się na tle tej słabości, jako film jeszcze gorszy. 4 lata wcześniej do kin trafił "The Punisher" z Thomasem Janem, który został przy tej okazji zastąpiony przez Raya Stevensona, co niestety nie wyszło nikomu na dobre.
Dla Punishera niczym nowym nie jest, że twórcy decydują się brać jego fascynującą historię i robić z niej powód do śmiechu. Chociaż od tego czasu Frank Castle doczekał się swojego własnego serialu, to fani największego bydlaka wśród superbohaterów nadal czekają, aby go podziwiać na wielkim ekranie. Nadzieje niestety na to są marne. Trudno spodziewać się, aby Marvel miał zamiar brać się za produkcje, które rozsławiły w ostatnich latach Netflixa. Zamiast tego będą zapewne skupiać się na rozwijaniu innych postaci. A szkoda, bo każdy chciałby obejrzeć chociaż jeden dobry film o Punisherze.
Agenci Bardzo Specjalni
Bardzo specjalnym trzeba być, aby w dzisiejszych czasach nadal być fanami braci Wayans. W "White Chicks" Wayansowie postanowili powyśmiewać się z bogatych białych kobiet w stylu Paris i Nicky Hilton. I chociaż potencjał do śmiechu jest gigantyczny, niestety w wykonaniu większości widzów był to raczej śmiech z zażenowania, że ktoś zdecydował się z własnej woli obejrzeć ten film.
Jednak im głębiej w las, tym łatwiej poczuć dziwne przywiązanie do beznadziejnych dowcipów, które zawsze opierają się na pierdzeniu i tragicznym makijażu, który przeraża i przywodzi na myśl późnego Michaela Jacksona. No i dodatkowo film ratowany jest obecnością Terry’ego Crewsa, który według mnie nie jest w stanie popełnić filmowego błędu. Nawet jeśli gra w takiej produkcji.
Kobieta Kot
Widzicie… Kobieta Kot nie tyle zasługuje na miejsce na tej liście, ile mogłaby posłużyć jako cała lista, jeśli tylko byśmy wybierali najgorsze sceny. W historii świata DC w rolę Catwoman wcielały się prawdziwe legendy — Ertha Kitt, Michelle Pfeiffer i nawet świetna Anne Hathaway, dlaczego więc zdobywczyni Oscara Halle Berry nie udźwignęła ciężaru tej roli?
Może dlatego, że z jakiegoś powodu montażyści filmu uważali, że żadna scena nie może istnieć w filmie, jeśli nie będzie w niej co najmniej 15 ujęć? A sceny akcji nie tylko będą wyglądały slapstickowo, ale będą po prostu nudne i irytujące. Na szczęście nikt nam już nigdy nie zabierze możliwości oglądania z otwartymi ustami i zachwytem najlepszej sceny gry w koszykówkę w historii kina.