W ostatnich dniach szczególnie myślałam o zdaniu, które mój tata powtarza mi, odkąd pamiętam. Nie jest to głęboka filozoficzna refleksja, wyszukane i przemyślane hasło, a raczej najzwyklejsze, normalne i intuicyjne słowa: zawsze ci pomożemy.
To właśnie te najzwyklejsze, normalne i intuicyjne słowa i ich realne wprowadzenie w życie, sprawiły, że moim fundamentem jest poczucie bezpieczeństwa. Nawet teraz, gdy nasz kraj się gotuje, mimo wszystko nie czuję strachu, dominuje we mnie spokój.
Gdy miałam problem w szkole. Gdy zrobiłam coś złego i wpadałam w kłopoty. Gdy już później przeprowadziłam się do Warszawy i zachorowałam tak, że nie mogłam ręką ruszyć. Gdy wydałam więcej, niż miałam i potrzebowałam wsparcia finansowego. Gdy rozstałam się z długoletnim partnerem i sobie nie radziłam. Gdy zaraziłam się koronawirusem i szybko musiałam zorganizować opiekę dla psa.
We wszystkich tych sytuacjach tata udowadniał, że "zawsze mi pomoże". Oczywiście ponosiłam konsekwencje, często bałam się odpowiedzieć na pytanie, "co się stało". Jestem dorosła, a to "są moje problemy", jednak świadomość, że nawet jak się pokłócimy, nawet jak się nie zgadzamy, nawet, jak rodzice głośno wyrażają dezaprobatę, wiem, że się ode mnie nie odwrócą.
Na przestrzeni lat moje relacje z rodzicami układały się różnie, w wielu kwestiach się nie zgadzamy, mamy inne poglądy. Kłócimy się. To normalne i czuję, że ważne jest, żeby i rodzice, i dzieci to zrozumieli. Zmieniamy się, spotykają nas różne sytuacje, wpadamy w związki i z nich wychodzimy, chorujemy. Świat pędzi, dlatego tym bardziej istotny jest fundament — nie bez powodu użyłam tego słowa — fundament nas samych i naszych relacji.
Fundament bezpieczeństwa
Fundament, czyli mocna podstawa, która utrzyma nas w każdej, nawet najbardziej kryzysowej sytuacji.
"Zawsze ci pomożemy" sprawia, że nie boję się ryzykować, czuję, że mogę próbować i nie jestem sama. Często wcale nie potrzebujemy realnej pomocy (konkretnej rady, pieniędzy czy gotowego rozwiązania), a poczucia, że ktoś jest. Budujcie to poczucie w swoich dzieciach, bo paradoksalnie to ono sprawia, że będą podejmować wyzwania, że ruszą w świat pewne siebie, ale i gotowe na porażkę, świadome, że może nie wyjść.
Poczucie wsparcia daje moc, która wspomaga nas w poszukiwaniu rozwiązań — bo moi rodzice nie rozwiązywali problemów za mnie. Pokazywali mi, jak to robić. Często zgadzali się na rzeczy z góry skazane na porażkę (jak wtedy, gdy uparłam się, że wyjdę z domu w kaloszkach, gdy był mróz; już nie lubię kaloszków). Pozwalali mi szukać, sprawdzać, uczyć się na błędach, odpuszczali, gdy się upierałam.
— Wędrowałeś wszędzie i w końcu zdałeś sobie sprawę, że nigdy nie znalazłeś tego, czego szukałeś: odpowiedzi na pytanie, jak żyć. Nie znalazłeś tego w sylogizmach, w pieniądzach, sławie czy pobłażaniu sobie. Nigdzie. Więc gdzie to można znaleźć? Robiąc to, czego wymaga natura ludzka. W jaki sposób? Przez podstawowe zasady. Które powinny rządzić twoimi intencjami i działaniami — pisał Marek Aureliusz.
Te podstawowe zasady Marek Aureliusz nazwał "epitetami dla siebie". I obiecywał: "Jeśli utrzymasz swoje prawo do epitetów, nie przejmując się, czy inni zastosują je do ciebie, czy nie, staniesz się nową osobą, prowadzącą nowe życie". Sprowadza się to do ustanowienia swojego fundamentu, który pomoże nam podejmować decyzje według kodeksu złożonego z bliskich nam wartości.
Mam taki kodeks. Złożyłam go z lekcji, które przekazali mi rodzice, z doświadczeń, z emocji, z relacji (tych budujących i pięknych, ale i przykrych) z innymi, z wiedzy. Stworzyłam go ze wszystkiego, co jest dla mnie ważne i nieważne — bo należy określić nie tylko to, czego chcę, ale i czego nie chcę.
W związku z ostatnimi wydarzeniami, lękiem i niepokojem, który pojawił się we mnie na chwilę, wiem, że ktoś "zawsze mi pomoże". Tata przecież już nie raz udowodnił, że nie rzuca słów na wiatr.