“Daj buziaka babci”. To zdanie słyszał każdy z nas. Możliwe, że sami słyszeliśmy je od naszych rodziców albo byliśmy świadkami, gdy ktoś z rodziny uważał za stosowne przymusić swoje dziecko do bardziej wyraźnego okazania uczuć. Rodzice często sądzą, że mają prawo decydować o tym, czy dziecko może się godzić na naruszenie ich prywatności, czy nie. W końcu skoro babcia chce buziaka, to nie ma w tym nic złego. Niestety problem takiego podejścia jest o wiele głębszy, bo skoro babcia nie musi się przejmować się granicami wyznaczanymi przez dziecko, to czy jest ktoś, kto faktycznie musi? W oczach dziecka - nie.
Powiedzenie “nie” w pewnych sytuacjach nie jest łatwe dla wielu dorosłych. Wstyd, strach przez sprawieniem komuś przykrości, fakt, że od lat uczono nas, że “nie” jest brzydkim słowem, doprowadza do tego, że dorastając, zaczynamy się go bać.
Postrzegamy je jako coś, czego nie powinno się mówić. Bo to niegrzeczne, bo można kogoś zranić. A co z naszymi uczuciami?
Nie, znaczy nie
Małe dzieci są bardzo świadome tego, na co mają ochotę, a co jest według nich niefajne. Zwłaszcza gdy mówimy o ich ciele i strefie intymnej. Musimy więc robić wszystko, aby nie bały się decydować o nim bez żadnego wpływu osób z zewnątrz.
Chociaż rodzice często ostrzegają swoje pociechy przed obcymi, niestety w większości przypadków osoba, która wykorzystuje seksualnie dziecko, pochodzi z jego rodziny. Dzięki temu jest w stanie manipulować dzieckiem, w taki sposób, aby dać sobie względne poczucie bezpieczeństwa przed tym, że ktoś się dowie o ich zachowaniu.
Badania przeprowadzone przez amerykańskich psychologów dowodzą, że osoby, które wykorzystują dzieci, często na początek stosują mniej inwazyjne sposoby. Najczęściej jest to gilgotanie dzieci i brak reagowania na ich prośby, aby osoba przestała. Gdy dziecko z czasem zaczyna się poddawać napastnikowi, przestaje mówić “nie” i uciekać od niego, dorosły decyduje się na bardziej inwazyjne zachowania.
Psychoterapeuci po rozmowach ze skazanymi za przestępstwa seksualne na dzieciach dowiedli, że w wielu wypadkach osoby te rezygnowały z ataków na ofierze, jeśli ta wyraźnie mówiła “nie”. Jedyny sposób, aby dziecko było w stanie z łatwością powiedzieć te słowa to dawanie mu wsparcia i dowodów, że ma ono prawo stanowić o sobie.
Jednak trzeba na to spojrzeć przez pryzmat tego, jak my jako dorośli czulibyśmy się, gdyby ktoś kazał nam usiąść na kolanach dziadka, gdy po prostu nie mamy na to nastroju. Fakt, że jesteśmy pełnoletni, nie powoduje, że nagle mamy prawo decydować o sobie.
O tym decyduje fakt, że jesteśmy ludźmi i zasługujemy na szacunek. Nieważne, w jakim jesteśmy wieku!
Eksperci podkreślają, że warto porozmawiać z dzieckiem, w jaki sposób chciałoby się witać z członkami rodziny. Od przesyłania całusów, podawania ręki czy przybijania piątki. Podobne zresztą rozmowy trzeba przeprowadzić z pozostałymi osobami w rodzinie, które mogą nie rozumieć naszej decyzji, że to dziecko podejmuje decyzję o formie przywitania.
Moje ciało, moja decyzja
W przyszłości dzieci, które przez lata było przyuczane, że powinny godzić się na naruszanie ich intymności, mogą mieć również problemy z pełnym zrozumieniem słowa “consent”, czyli zgoda. I działać to może w obie strony.
Może to skutkować również brakiem zrozumienia dla ludzi, którzy mówią "nie" i próbami wymuszenia na nich zgody, choćby w sytuacjach seksualnych. Konsekwencją może być też poczucie, że osoba w określonych sytuacjach nie ma prawa wycofać zgody i powiedzieć, że nie jest zainteresowana.
Umiejętność powiedzenia "nie" to jedna z najważniejszych umiejętności życiowych. 4-latek mówiący "nie", gdy nie chce być przytulany przez kolejną ciotkę, 13-latek nie dający się przekonać, aby zacząć pić, gdy koledzy namawiają, czy 18-latka, która nie chce uprawiać seksu ze swoim partnerem.
"Nie" to bardzo potężne słowo, które każdy powinien szanować. Nawet jeśli wkurza nas to do granic możliwości, bo "nie" słyszymy na każdym kroku.