O takich historiach, jak moja, trzeba mówić – podkreśla Tomasz. Ma żonę i dziecko, ma pracę, ale przede wszystkim jest narkomanem. Nie wygląda jak człowiek, który się stoczył. Przez lata maskował chorobę przed bliskimi i kolegami z pracy. Nie budził podejrzeń, to pozwalało mu systematycznie rozwalać sobie życie. Najpierw jednak swoje życie, na jego oczach, rozwalili sobie rodzice Tomasza.
– Miałem jakieś 13 lat, gdy połapałem się, że moi rodzice są uzależnieni – opowiada Tomasz. Jego ojciec był właścicielem firmy, często pracował po 12 godzin dziennie. Rzadko bywał w domu, matka wychowywała dwójkę synów, ojciec jeździł na spotkania i zarabiał pieniądze.
– Mieliśmy komfortowe życie – przyznaje. Tomasza zawsze było stać na wszystko. Jeśli miał dobre stopnie, dostawał od rodziców pieniądze. – Nie byłem głupim dzieckiem. Zdarzały się oczywiście potknięcia, ale z reguły miałem dobre oceny.
Gdy Tomasz miał 13 lat, zaczął zauważać coś dziwnego u swoich rodziców. Ich zachowanie zmieniało się niekiedy z sekundy na sekundę. Matka ze smutnej i rozdrażnionej zmieniała się najszczęśliwszą osobę na świecie. Tomaszowi zdarzało się też zastać matkę w bezruchu na kanapie, nie była wtedy w stanie z sensem złożyć zdania.
Ojcu zdarzały się podobne sytuacje. Tomasz słyszał, gdy późno wraca do domu, a potem siedzi w salonie całą noc. Czasami budził syna trzaskaniem drzwiami o 6 rano.
– Gdy miałem 13 lat, zaczęło do mnie docierać, że oni nie zachowują się normalnie – mówi Tomasz. Rodzice nigdy nie byli agresywni w stosunku do niego czy do jego brata. Nie byli też agresywni w stosunku do siebie, ale ich relacja wydawało mu się pusta. Nic w niej nie było.
Któregoś dnia znalazł w kuchni duże ilości leków opioidowych. Sprawdził w sieci, co to za specyfiki, po czym uznał, że je wypróbuje.
Tylko jeden raz
– Chciałem sprawdzić, o co chodzi w tym wszystkim. I sprawdziłem – przyznaje Tomasz.
Przez następnych kilka lat łączył naukę z picie, a także z zażywaniem narkotyków. Nie miał z tym problemu. Wychował się w domu, w którym zażywanie narkotyków było częścią codzienności.
– Im byłem starszy, tym więcej rozumiałem – mówi. Wiedział, kiedy ojciec wracał do domu "po kresce". Potrafił rozpoznać, kiedy matka wzięła leki. Dostrzegał, jak oboje próbują ukrywać swój nałóg.
– Byli nieszczęśliwi, szukali ucieczki od siebie. Ja z kolei próbowałem uciec od świadomości, że wszystko to rozumiem.
Najgorsze były wakacje. Rodzinne wyjazdy z konieczności stawały się przymusowym odwykiem dla całej rodziny. Tomasz wtedy próbował "ratować" się alkoholem.
– Nie widziałem nic dziwnego w tym, jak żyjemy jako rodzina. Byłem oczywiście nieszczęśliwy, ale narkotyki na chwilę poprawiały mi humor. Dlaczego miałbym z nich nie korzystać? – mówi.
Wychodził z założenia, że skoro jest w stanie łączyć ćpanie i naukę, to nie ma się czym przejmować. Dopiero gdy poszedł na studia, w jego życiu zaczęły się pojawiać problemy.
– Zacząłem zawalać coraz więcej przedmiotów. Zazwyczaj jakimś cudem udawało mi się uratować sytuację. Wtedy też zacząłem robić większe przerwy między braniem, żeby mieć pewność, że nie spieprzę zbyt wielu rzeczy jednocześnie.
Tomasz dostał od rodziców mieszkanie, zawsze przesiadywali w nim znajomi. Na każdej imprezie było ćpanie, nikt jednak nie wiedział, że gdy goście wychodzili, Tomasz bawił się dalej, sam.
– Znajomi kończyli imprezę w niedzielę o 8 rano, ja siedziałem sam do wtorku, wykorzystując moje zapasy – przyznaje.
Nie dostrzegałem problemu
Świetnie umiał ukrywać uzależnienie. Jego dziewczyna nie miała pojęcia o tym, że przesadza z narkotykami.
Czasami, gdy jeździli po mieście, Tomasz szedł do toalety w sklepie czy restauracji, bo musiał coś "zarzucić". Czasami jego dziewczyna miała do niego pretensje, że ćpa, ale czepiała się głównie na imprezach, tam nie ukrywał tego, jak się bawi.
– Jakimś cudem udało mi się skończyć studia, znalezienie pracy nie sprawiło mi kłopotu – wspomina. Był przecież duszą towarzystwa. Jego ojciec miał wpływowych znajomych, on nawiązał gigantyczną sieć kontaktów w trakcie nauki, więc z łatwością dostał pracę w dużej firmie.
– Nie zastanawiałem się nad tym, czy powinienem iść na terapię. Nie dostrzegałem problemu – przyznaje.
Zdarzało mu się nie pojawiać w pracy, ale nieobecności tłumaczył chorobą. W inne dni pracował na tyle intensywnie, że przełożeni przymykali oko na jego "choroby". Podobnie wyglądał jego związek. Czasami zapominał na przykład o umówionych randkach.
Gdy dowiedział się, że będzie miał dziecko, nie poczuł nic. Nie był przerażony ani szczęśliwy, było mu wszystko jedno.
– Wiedziałem, jak powinienem się zachowywać w czasie ciąży, żeby nie wzbudzać podejrzeń – opowiada. Wtedy dziewczyna Tomasza po raz pierwszy poprosiła, aby zrezygnował z używek.
– Uważała, że wystarczająco dobrze bawiłem się w życiu. Do tego czasu nawet nie mieszkaliśmy razem, choć byliśmy ze sobą już kilka lat. Gdy pojawiła się informacja o ciąży, dziewczyna Tomasza wprowadziła się do niego, a on postanowił, że robi przerwę od używek.
9 miesięcy i koniec
Wytrzymał do porodu. – Gdy urodził się mój syn, zaprosiłem znajomych na pępkowe – wspomina. Jeden z kolegów przyniósł kilka kresek. – W efekcie syna zobaczyłem dopiero 5 dni później – wspomina.
W domu udawał, że musi pracować. W pracy, że musi zajmować się dzieckiem. Gdy teściowa opiekowała się jego dziewczyną i synem, on siedział w pokoju, który wynajął na Airbnb. Tam ćpał i oglądał telewizję.
— Ludziom wydaje się, że jak jesteś uzależniony, to robisz szalone rzeczy. Ja po prostu siedziałem naćpany i gapiłem się na seriale komediowe – tłumaczy.
Jego nałóg zaczął przybierać inny wymiar. Nie brał już tak często. Robił sobie przerwy, ale gdy w końcu się łamał, znikał na kilka dni w świecie dragów.
W okolicy czwartych urodzin syna dotarło do niego, że coś jest nie tak. – Nie było mnie na nich – mówi. – Obiecywałem sobie, że nie będę nic brał, bo zbliżają się urodziny syna i nie chcę ich przegapić. Zdecydował jednak, że pozwoli sobie na małą kreseczkę, ale na tym się nie skończyło. W dniu urodzin swojego dziecka wyglądał jak śmierć, nie spał od 48 godzin. Zadzwonił do domu i przeprosił, a jego syn zaczął płakać.
– Wtedy po raz pierwszy naprawdę poczułem się źle z tym, kim jestem – opowiada dzisiaj Tomasz. Wcześniej wydawało mu się, że otaczający go ludzie i świat są jedynie utrudnieniami, które musi pokonać na drodze ku narkotykom. W tamtym momencie, 4 lata po narodzinach dziecka, po raz pierwszy dotarło do niego, że ta mała istota go kocha i potrzebuje.
Nie chciał być odpowiedzialny za stworzenie kolejnego bezuczuciowego robota, który wypełnia swoją rolę społeczną, aby w weekend wypchać sobie nos białym proszkiem.
Rak, który niszczy rodziny
Tomasz rzucił dotychczasową pracę, odciął się też od większości znajomych. – Wiele osób mnie "triggerowało". Wiele zdarzeń pchało mnie w stronę narkotyków. Musiałem uciec od świata, który znałem.
Ma świadomość, że jest rzadkim przykładem szczęściarza, który mógł sobie na to pozwolić. Uważa jednak, że takie historie jak jego muszą być opowiadane. – Ludzie nie rozumieją, że uzależnienie może mieć różne oblicza. Jest wiele idealnych rodzin, które niszczy ten rak, a my nic o tym nie wiemy.
Tomasz przyznaje, że kilka razy się złamał. – Czasami dostajesz SMS-a od dawnego znajomego i pojawia się myśl, że może warto spróbować. Miesiące pracy idą na śmietnik.
Od trzech lat chodzi na terapię. Nie jest w stanie spotykać się ze swoimi rodzicami. Zmienił pracę na taką, która nie wymaga bycia w rozjazdach i pozwala mu wracać do domu każdego wieczora.
Przyznaje, że czasami nie czuje dosłownie nic. Patrzy na swojego syna albo na żonę i czuje pustkę, jakby lata zażywania narkotyków wyżarły w nim zdolność kochania i doceniania tego, co ma.
– Po długotrwałym zażywaniu narkotyków mózg ma problem z produkcją endorfin – mówi Tomasz. Na szczęście w jego przypadku zmiany nie były nieodwracalne.
Dzisiaj, gdy patrzy na siebie, nie widzi ojca czy męża. – Jestem ćpunem, który ma żonę i dzieci – podkreśla Tomasz. Wierzy, że to się w końcu zmieni. Na razie jednak musi walczyć o to, aby znowu poczuć, że jest sobą.