"Nie rozumiem, dlaczego mój ojciec to zrobił". Samobójstwa w Polsce to nie tylko problem młodych
Redakcja dadHERO
29 października 2021, 14:13·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 29 października 2021, 14:13
Gdy się dowiedziałem, miałem nadzieję, że to zły sen, a ja się zaraz obudzę – wspomina Michał. Jego ojciec 3 lata temu popełnił samobójstwo. – Podciął sobie żyły w wannie. Nie mogę przestać o tym myśleć. Cały czas wyobrażam go sobie, jak leży w tej wannie i jak uchodzi z niego życie.
Reklama.
W Polsce problem prób samobójczych w największym stopniu dotyczy ludzi młodych oraz seniorów. Ze statystyk Policji wynika, że chociaż osoby w wieku 30-34 lat najczęściej próbują odebrać sobie życie, to najskuteczniejsze w tych staraniach są osoby w wieku 60-64 lata.
Powodem jest fakt, że osoby starsze są najczęściej bardziej zdeterminowane w swoich zamiarach. W ich przypadku rzadko chodzi o zwrócenie na siebie uwagi, co często ma miejsce w przypadku osób młodych. Brzmi to strasznie, ale seniorzy po prostu nie chcą dłużej żyć.
Nadal nie wiem, dlaczego to zrobił
Michał miał 21 lat, gdy jego ojciec popełnił samobójstwo. W miesiącach poprzedzających jego śmierć, Michał mieszkał z grupą znajomych i głównie imprezował. Nie zwracał uwagi na to, że ojciec ma problemy. Albo po prostu nie był ich świadom. – Nie chodził do terapeuty, nie brał żadnych leków, nie miał długów, nie był alkoholikiem ani narkomanem. Po prostu odebrał sobie życie, a ja nadal nie wiem, dlaczego to zrobił – przyznaje.
Agnieszka ma 31 lat. Gdy jej rodzice popełnili samobójstwo, była 19-latką. – Pracowali wtedy w Irlandii. Odwiedzałam ich od czasu do czasu – opowiada. Jej rodzice byli zawodowymi tancerzami. Odcisnęli wielkie piętno na jej życiu. To właśnie dzięki nim postanowiła pójść do szkoły muzycznej i grać muzykę klasyczną.
Pogorszenie stanu zdrowia psychicznego w Polsce jest widoczne w badaniach przeprowadzanych regularnie przez rząd. A przecież w wielu wypadkach depresja u mężczyzn pozostaje nierozpoznana, gdyż często wiąże się z nadużywaniem alkoholu i narkotyków. W takich sytuacjach lekarze skupiają się na uzależnieniu zamiast na tym, co je wywołuje.
– Byli już w takim wieku, że nie mogli zarabiać tańcem na życie, więc pracowali fizycznie w Wielkiej Brytanii i całkiem dobrze im się wiodło – opowiada Agnieszka. Jednak pewnego dnia po prostu przedawkowali leki i już się nie obudzili.
– Pierwsze dni po ich śmierci były jak sen – opowiada moja rozmówczyni. Dodaje, że czuła, jakby się unosiła i po prostu powoli przepływała przez zdarzenia.
– Nic mnie nie ruszało. Nie czułam smutku ani szczęścia. Po prostu byłam. Świadomość tragedii, która ją dotknęła, miała uderzyć Agnieszkę nieco później, ze zdwojoną mocą.
– Zaczęłam pić i ćpać co tylko się dało – wspomina Agnieszka. Nie miała z kim rozmawiać o swoim bólu. Żadna z osób, które znała, nie przeżyła podobnej tragedii. Z każdym miesiącem coraz bardziej wpadała w autodestrukcyjną spiralę. Najbardziej bolał ją fakt, że nie rozumiała, dlaczego rodzice odebrali sobie życie.
– Byli artystami, więc wiedziałam od zawsze, że to delikatni ludzie. Ale dlaczego mnie zostawili? – pyta.
Mój przyjaciel, ojciec
Michał przyznaje, że gdy dotarła do niego informacja, że jego ojciec się zabił, wrócił do imprezowania. To, co wcześniej było szczeniacką zabawą, nagle stało się dla niego sposobem na zapomnienie o wszystkim, co go spotkało.
– Myślałem często o tym, że ja też powinienem odebrać sobie życie – przyznaje. Nie pojmował, dlaczego jego ojciec go opuścił. Zwłaszcza że zawsze byli sobie bliscy. Ojciec był jego najlepszym przyjacielem, dzwonili do siebie często, gadali o grach komputerowych, chodzili razem na mecze. – Nasza relacja była jak wyjęta z komedii romantycznych o ojcu, który kocha i rozumie swoje dzieci – mówi Michał.
Po jego śmierci uświadomił sobie, jak mało wiedział o ojcu. – Trafiłem w zeszłym roku na terapię. Czułem, że bez niej nie poradzę sobie z tym, co mnie spotkało – przyznaje. Najpierw spędził dwa miesiące w ośrodku odwykowym. Po wyjściu szybko zapisał się do polecanego psychologa. Dzięki temu ma poczucie, że wychodzi na prostą. – Nie oszukuję się, że magicznie ozdrowiałem – przyznaje.
Zdaje sobie sprawę, że czekają go lata walki z depresją. Rozumie, że jego uzależnienie będzie z nim do końca życia.
Agnieszka przyznaje, że ból jest wciąż obecny w jej życiu, jednak jest w stanie go znieść. – Zdarzają się momenty, gdy wspomnienia wracają i dają mi popalić, wtedy nie jestem w stanie wyjść z domu. Od kilku lat całkiem zmieniła podejście do życia. – Gdybym 10 lat temu miała ocenić siebie teraz, to powiedziałabym: nawiedzona.
Chodzi na jogę, non stop opowiada o pozytywnym myśleniu i o nawiązywaniu relacji z otaczającym ją światem, czyta nauki buddyjskie. – Wszystko to pomaga mi w radzeniu sobie z bólem, który w sobie noszę.
Gdy widzi na ulicy rodziców spacerujących z córką, odwraca wzrok. Zdarzyło się jej rozkleić na weselach, na których ojcowie tańczyli z pannami młodymi. Nie jest w stanie jeść niektórych dań, bo kojarzą się jej z rodzicami. – To się zdarza raz na jakiś czas. Bywają gorsze i lepsze momenty.
Nigdy nie będę tym samym człowiekiem
– Mam 22 lata, mój ojciec odebrał sobie życie 13 miesięcy temu – opowiada mi Aleksander. – Tego jak czułem się przez pierwsze tygodnie po jego śmierci, nie da się opisać.
Aleksander uważa, że dopiero teraz wyszedł z szoku po śmierci ojca. Widzi jednak, jak strasznie straumatyzowała go ta tragedia. – Czasami mam wrażenie, jakbym musiał podjąć decyzję czy danego dnia wstanę z łóżka i będę normalnym człowiekiem, czy zostanę w bezruchu jak kupa śmieci – przyznaje. – Powrót do normalnego życia wymaga szalenie dużo pracy.
– Czasami wydaje mi się, że doszedłem do momentu, w którym to jest moje "nowe życie". Ale tak nie jest – dodaje. Nadal jest w trakcie godzenia się ze śmiercią ojca.
Nie umie zaakceptować, że jego życie ma tak wyglądać. – Ludzie wokół mnie próbują mnie zmuszać, abym był dawnym sobą i wziął się za robienie rzeczy, które kiedyś robiłem – opowiada. On jednak czuje, że to nie ten moment, bo potrzebuje czasu.
– Nigdy już nie będę tym samym człowiekiem, którym byłem przed śmiercią ojca – mówi Aleksander. To go smuci. Z drugiej strony wie, że musi iść naprzód.
– Ludzie zmieniają się każdego dnia i nie ma w tym nic złego. Nikt z nas nie jest tym samym człowiekiem, którym był wczoraj. Po prostu moja zmiana została wymuszona. Trzeba iść do przodu, nie można patrzeć wstecz – mówi.