Za nami pierwszy weekend, w którym świat stał się trochę bardziej normalny, bo w telewizji znowu pojawili się piłkarze. Nie mówię o zawodnikach z ligi białoruskiej, bo ta nikogo nie obchodzi, a o drużynach Bundesligi. W ten weekend do rozgrywek wróciła liga w Niemczech, a wraz z nią Robert Lewandowski, Łukasz Piszczek, Jadon Sancho i Serge Gnabry.
Przed pierwszym gwizdkiem, fani wychwalali szefów niemieckiego związku piłkarskiego za to, że jako pierwsi spośród głównych lig europejskich, zgodzili się wznowienie rozgrywek.
Jednak reakcje kibiców po tym weekendzie dowodzą, że wielu straciło umiejętność czerpania radości z oglądania piłki nożnej. Wolimy obserwować spektakle telewizyjne, sycić się oprawą wizualną, muzyką i wrzaskami kibiców na trybunach.
Juergen Klopp zapytany o to, jak będzie wyglądał futbol bez kibiców, przypomniał dziennikarzom, że każdy z fanów, piłkarzy i trenerów zakochał się w tym sporcie nie na wielkich stadionach, a na małych boiskach bez publiczności.
Wiele osób narzeka na mecze Bundesligi, ale większość zarzutów można sprowadzić do jednego: brak kibiców na stadionach sprawia, że mecze nie mają atmosfery.
Czy jesteśmy fanami futbolu, jeśli aby go oglądać, potrzebujemy telewizyjnych opraw, wrzeszczących facetów i śmiesznych przyśpiewek?
– Nie dało się tego oglądać. Kompletna cisza, a do tego ci faceci krzyczący po niemiecku do siebie. Nie miałem żadnej frajdy z oglądania tych meczów – opowiada mi Michał.
Piłka nożna to sport, w którym 22 facetów biega za piłką. Mimo pozornej prostoty to skomplikowana gra. Gdy piłkarze wchodzą na boisko, w ich głowach są dziesiątki, a czasami setki schematów taktycznych, które mogą wykorzystać w czasie gry.
Oczywiście jakość zespołów i umiejętność przełożenia trenerskiej taktyki na boiskowe wydarzenia bywa marna. W Polsce na przykład oglądanie meczów Arki Gdynia brzmi jak przepis na szybką depresję.
Jednak odpalając najwyższą klasę rozgrywkową w Niemczech, można się spodziewać czegoś więcej. Można oczekiwać przemyślanych zagrań, ciekawych pomysłów na futbol i umiejętności technicznych piłkarzy, które przecież nie są gorsze, tylko dlatego, że na trybunach nie ma fanów.
Ostatni weekend pokazał, jak bardzo różni są fani piłki nożnej na świecie. Z jednej strony mamy kibiców-analityków, którzy oglądają mecze, by podziwiać taktykę. Innym chodzi o to, by wypić piwko przed telewizorem w towarzystwie kumpli, a potem wspólnie wyklinać zawodników drużyny przeciwnej.
– Jest coś ekscytującego w tym, że słyszysz kopnięcia piłki, dźwięk futbolówki uderzającej o poprzeczkę, a co jakiś czas pada przekleństwo – ekscytuje się Artur, który też spędził weekend na oglądaniu meczów Bundesligi. Jego zdaniem wystarczy się przyzwyczaić do tego, że piłka nożna będzie teraz prezentować się nieco inaczej niż dotąd.
– Stoimy przed wyborem. Piłka bez wrzeszczących chłopów na trybunach albo jej brak. Decyzja jest oczywista – dodaje.
Według niego nie warto dyskutować z ludźmi, którzy uważają, że piłka bez kibiców nie ma sensu. – Część z nich to głupki, które nie wierzą w pandemię. Inni myślą, że są ważniejsi niż profesjonalni sportowcy – mówi Artur.
– Pamiętam, jak Legia Warszawa grała w Lidze Mistrzów i zremisowała 3:3 na pustym stadionie – wspomina. – Wszyscy się tym jarali, nikomu nie przeszkadzał brak kibiców. Tak samo będzie teraz z futbolem. Zanim wrócimy na trybuny, minie pewnie kilka miesięcy.
Na razie pozostaje nam kibicować przed telewizorami drużynom Bundesligi, w ciszy, z uśmiechem na ustach. Do momentu, gdy 29 maja ruszy Ekstraklasa i znowu będzie trzeba oglądać Arkę Gdynia w meczu z Koroną Kielce.