Mój syn ma pewne problemy behawioralne, więc niestety nie chciały przyjąć go podstawówki, które dla niego wybraliśmy – mówi Michał. Razem z żoną poświęcili kilka miesięcy na poszukiwanie idealnej szkoły. Chodzili na egzaminy, spotykali się z psychologami, ale w kluczowym momencie poszukiwań stało się coś, czego nie mogli przewidzieć – szkoły się zamknęły.
– Tomek ma problemy w kontaktach z rówieśnikami. Kłóci się, obwinia o rzeczy, które mu nie wychodzą, nie radzi sobie z porażkami – tłumaczy Michał.
– Zaczęliśmy z nim chodzić na TUS-y, to "Technika Umiejętności Społecznych", zajęcia, które pomagają osobom nieprzystosowanym w radzeniu sobie w szkole czy w pracy.
– Zdążyliśmy pójść tylko na jedno spotkanie, tydzień później wszystko zamknięto z powodu pandemii. Te zajęcia miały pomóc w negocjacjach ze szkołami, które odmawiały przyjęcia ich syna.
– Mogliby dać mu szansę, bo widzieliby, że pracujemy z nim nad jego problemami. Pandemia sprawiła, że wszystko zostało zamknięte. Od dwóch miesięcy moje dziecko siedzi w domu i dziczeje – rozkłada ręce Michał.
Ostatnie tygodnie przedszkola dla każdego dziecka są stresujące. Zarówno wychowawcy, jak i rodzice przygotowują kilkulatki do wejścia w świat szkolny.
Dzieci wiedzą, że czeka je wielka zmiana. Z sal, w których bawią się z przyjaciółmi, mają przenieść się do ławek i zacząć naukę. W przypadku kilkulatków z problemami behawioralnymi te ostatnie tygodnie przedszkola są szalenie istotne.
– Chodzi o przygotowanie ich do tego, co je czeka. Dla wielu dzieci pójście do szkoły to szok – mówi Michał i dodaje, że w mediach rzadko się mówi się o najmłodszych w tym kontekście.
– Wszyscy dyskutują o problemach ósmoklasistów czy maturzystów, ale maluchy też napotykają na problemy. Zwłaszcza te, które muszą sobie radzić z ADHD czy będące na spektrum autyzmu.
Praca w domu oczywiście może pomóc dzieciom w przygotowaniu do rozpoczęcia nauki. To nie edukacja jest największym problemem w tym przypadku.
– Łatwiej uczyć 7-latka matematyki czy czytania niż siedzieć z nastolatkiem nad fizyką. Natomiast strona mentalna to koszmar – opowiada Michał. Jego zdaniem są takie sytuacje, w których bez wsparcia profesjonalisty kilkulatek nie jest w stanie sobie poradzić.
– To nie powód do wstydu – dodaje mój rozmówca. – Staram się być dobrym ojcem, ale nie jestem psychologiem. Nie znam się na pewnych aspektach dziecięcej psychiki, kocham mojego syna i dlatego szukam wsparcia w ludziach, którzy mają odpowiednią wiedzę.
W marcu Michał rozmawiał z trzema szkołami podstawowymi. Mieli pojawić się na spotkaniach z psychologiem, aby ocenić, czy jego syn się nadaje. – Niestety wszystkie szkoły odwołały spotkania i nie ma możliwości, aby się do nich dostać.
Michał jest przerażony. Ma świadomość, jakie ryzyko wiązałoby się z czekaniem, aż kwarantanna w Polsce zostanie ostatecznie zniesiona. – Jeśli będziemy zwlekać z podjęciem decyzji, nasz syn nie dostanie się do żadnej szkoły. Będziemy w dupie – mówi wprost.
Zależy mu, aby jego syn wiedział, do której szkoły będzie chodził. – On potrzebuje poczucia pewności. Jeśli miałby się dowiedzieć o swojej nowej szkole w lipcu albo sierpniu, dla niego byłaby tragedia.
– Dla Tomka szalenie ważna jest świadomość tego, że przyszłość jest przewidywalna. Potrzebuje jasnych planów, których nie wolno zmieniać. Nawet małe zmiany powodują u niego furię – tłumaczy Michał.
Chciałby puścić syna do szkoły publicznej, ale wie, co to oznacza. – Dla Tomka, dla kolegów z klasy i dla nauczycieli to byłby po prostu koszmar. Jesteśmy w uprzywilejowanej pozycji, że możemy szukać szkół prywatnych, przynajmniej do niedawna mogliśmy.
Michał nie wie, co zrobić, jest w kropce. – Chciałbym po prostu wybrać miejsce, które będzie odpowiednie dla mojego dziecka. Nie wiem, czy teraz to w ogóle wykonalne.