Ostatnie tygodnie to prawdziwa domowa rewolucja dla milionów rodziców. Próbujemy ogarnąć naukę zdalną i opanować całkowicie nowe narzędzia do edukacji przez internet. Kupujemy drukarki, instalujemy aplikacje, końca nie widać.
Wielu rodziców zaczęło się zastanawiać, czy można zrobić to inaczej. Idea edukacji domowej, do niedawna bardzo niszowego sposobu nauczania, jeszcze nigdy nie była tak popularna w Polsce.
Obecnie w Polsce w systemie edukacji domowej uczy się 10969 dzieci. Po pandemii może ich być znaczenie więcej. Wielu rodziców, przyglądając się niewydolnemu systemowi nauki zdalnej stworzonemu na kolanie przez Ministerstwo Edukacji Narodowej, zastanawia się, czy nie można lepiej zorganizować nauki w domu. W sumie przecież właśnie to robią od kilku tygodni.
Czasem impuls do zmiany sposobu nauczania podsuwają same dzieci, które odkrywają, że nauka w domu jest fajniejsza, niż w szkole.
Domowe liceum
– Moja córka do normalnej szkoły już nie wróci – deklaruje Marcin. – Po tych kilku tygodniach nauki zdalnej zauważam, że dużo lepiej wychodzi jej nauka. Przede wszystkim nie jest tak zmęczona, jak to miało miejsce, gdy wracała ze szkoły.
Nadia jest w pierwszej klasie szkoły średniej. Chce zdawać na medycynę. – Na początku, gdy wspomniała o tym, że chciałaby zrezygnować ze szkoły na rzecz edukacji domowej, załapałem się za głowę. Jak to, w środku liceum? Wydawało mi się, że edukacja domowa jest dla małych dzieci – mówi Marcin.
Tymczasem według statystyk edukację domową na poziomie szkoły średniej kontynuuje w Polsce nawet 1500 nastolatków.
Córka podsunęła Marcinowi artykuły o nauczaniu domowym i wywiad z byłą absolwentką. – Ta rozmowa zrobiła na mnie duże wrażenie. Ta dziewczyna zaczęła pracować, gdy miała 18 lat i teraz rozwija swoją karierę. Przede wszystkim jednak bardzo pozytywnie mówiła o nauce w domu i sama też przeszła na takie nauczanie w liceum – opowiada Marcin.
– Bardziej niż moja córką martwię się tym, jak ona poradzi sobie bez koleżanek –
śmieje się Marcin – Wydawało mi się, że kontakty z rówieśniczkami w tym wieku to priorytet dla nastolatki. Ale Nadia powtarza, że jej koledzy i koleżanki tylko ją rozpraszają podczas zajęć – żartuje.
Najważniejsze dla Marcina jest zadowolenie dziecka, a dostrzegł, że tradycyjna szkoła wypłukuje z jego córki energię.
Gdyby przeszła na edukację domową, nie musiałaby marnować czasu na godziny wychowawcze, religię i inne zajęcia, które nie przybliżają jej do studiów medycznych.
– Ona i tak dużo materiałów opracowuje sama. Przegląda kursy uniwersyteckie i szuka dodatkowych informacji w sieci, które mogą pomóc jej w zdaniu rozszerzonej matury z biologii i matematyki – tłumaczy Marcin – Zawsze byłem z niej dumny, bo dobrze się uczyła. Teraz widzę, że jeśli dam jej szansę na samodzielny rozwój, to sobie bez problemu poradzi.
Wszystkie informacje o tym, jak przejść na edukację domową wyszukała jego córka.
– To dla mnie ostateczny dowód, że ona tego naprawdę chce. Nie będę stał jej na przeszkodzie – mówi Marcin.
Ten system źle działa
– Nasza decyzja nie ma związku z obecnym bałaganem. Podjęliśmy ją z uwagi na kulawy system edukacji w Polsce – mówi bez ogródek Natalia.
– Nauczanie bez polotu, byle "przerobić" materiał. Nauczanie na ocenę, a nie dla siebie czy dla wiedzy. Niemal każde dziecko z klas od 4. do 8. chodzi na korepetycje. To świadczy albo o braku kompetencji nauczycieli, albo o niewydolności systemu – wylicza Natalia.
– Zniechęcanie uczniów do rozwijania pasji, duża liczba prac domowych i przeciążanie nauką w domu. Brak ruchu i kontaktu z przyrodą. Do tego dochodzą przepełnione klasy i sale niedostosowane do potrzeb uczniów, szczególnie w klasach 1-3.
Syn Natalii chodzi o leśnego przedszkola. Od września miałby zacząć naukę w szkole podstawowej, ale rodzice podjęli decyzję o edukacji domowej. – Nasza praca pozwala nam na takie sprawowanie opieki.
W tym czasie uczą syna w domu, korzystając z materiałów udostępnianych przez przedszkole i placówki z zajęciami dodatkowymi, z których korzystał ich syn przed pandemią. Organizują mu zabawy na balkonie, czytają o przyrodzie, razem tańczą w ramach zajęć wychowania fizycznego.
Tomkowi w edukacji domowej spodobały się materiały dodatkowe udostępnianie przez rodziców zrzeszających się na grupach o edukacji domowej.
– Gdy zaczęła się ta nauka zdalna z powodu koronawirusa, MEN niby podsuwał rodzicom jakieś materiały online, nauczyciele wysyłali linki do filmików na YouTubie. Gdy przejrzałem, co udostępniają rodzice, których dzieci uczą się w domu, byłem zachwycony. Sam dużo się nauczyłem – śmieje się.
Tomek porównał to z zajęciami online, które prowadziły nauczycielki ze szkoły jego dzieci. – Pani od historii zaplanowała zajęcia o 8 rano, a następnie w ogóle nie pojawiła się na czacie. W tym czasie polonistka wysłała 5 zadań opisowych do zrobienia na następny dzień. To obłęd – narzeka.
– O matematykę się nie martwię. Boję się za to, czy ogarnę polski, historię i geografię. – Ale przed nami jeszcze długa droga. Na razie nie działają publiczne poradnie psychologiczne, a musimy uzyskać opinię, której dołączenie jest wymagane dla uzyskania zgody dyrektora szkoły na edukację domową– dodaje Marcin.
– Cały czas biję się z myślami. Korci mnie ta edukacja domowa, bo w sumie dobrze jest mieć dzieci przy sobie. Mówię to w pełni świadomie, po miesiącu kwarantanny wspólnie z nimi – śmieje się.