Fot. Eleanor Gwen Stewart /Pexels
Reklama.
  • Dzieciom przedstawiasz tylko osobę, z która łączy cię poważna relacja.
  • Im młodsze jest twoje dziecko, tym łatwiej będzie ci wprowadzić nową osobę do jego otoczenia.
  • Zapoznawanie dzieci z nową partnerką to powolny proces, bo fundament patchworku musi być stabilny, by dzieci mogły poczuć, że pozszywana rodzina daje im prawdziwe oparcie.
  • Nie wszystko wyszło idealnie i nie obyło się bez dramatów. Z czasem wiem jednak, że moje kroki związały nas w całkiem fajny patchwork i nikomu nie zrobiłem krzywdy swoimi posunięciami. Chciałbym podzielić się z tobą moja historią.
    Na początek dwa ważne założenia. Dzieciom przedstawiasz tylko osobę, z która łączy cię poważna relacja. Przypadkowe dziewczyny i krótkie związki namącą dzieciom w głowie. Dojdzie kolejna nic nieznacząca "ciocia".
    Po drugie, im młodsze jest twoje dziecko, tym łatwiej będzie ci wprowadzić nową osobę do jego otoczenia. Nie możesz oznajmić, że od dziś jest "nowa mama" i musi się z tym pogodzić. To powolny proces, ale wart przeprawy, bo fundament patchworku musi być stabilny, by dzieci mogły poczuć, że pozszywana rodzina daje im prawdziwe oparcie.
    Zaznaczę jeszcze tylko, że cały proces odbywał się przy większym lub mniejszym wspomaganiu psychologa. Co i tobie radzę, zanim zaczniesz wywracać świat dzieci do góry nogami.

    Powoli

    Zacząłem od powiadomienia mojej byłej żony o tym, że chcę przedstawić naszemu dziecku moją dziewczynę. Nie powiem, żeby była zadowolona, ale nie sprzeciwiała się. Od kiedy wyprowadziłem się z domu, minęły cztery miesiące. Sprawa rozwodowa już się odbyła. Młoda chodziła już do szkoły, mieliśmy z jej matką uregulowany tryb opieki.
    Uznałem, że córka odzyskała poczucie bezpieczeństwa na tyle, że mogę przedstawić ją mojej partnerce. Zabrałem w weekend córkę na wycieczkę do zoo. Powiedziałem, że pojedzie z nami moja koleżanka. Córka była bardzo podekscytowana. Jest bardzo kontaktowa.
    Na nasze nieszczęście było potwornie zimno i humory szybko przestały dopisywać. Młoda oczywiście najpierw zadawała E. dużo pytań i chciała się przypodobać. A moja dziewczyna patrzyła na mnie za każdym razem, gdy coś jej odpowiadała, jakby chciała się upewnić, że tak właśnie rozmawia się z dziećmi. Widziałem, że jest zestresowana. Z czasem już tylko snuliśmy się po alejkach bez celu. Nie był to sukces, ale i nie porażka.

    Lubię ciocię

    Z każdym spotkaniem dziewczyny miały coraz lepszy kontakt. Dobrze się bawiły, gdy wychodziliśmy na salę zabaw i do parku. Choć mieszkaliśmy już wtedy z moją dziewczyną, na czas, gdy nocowała u mnie moja córka, E. wracała do swojego mieszkania. Kilka razy pojawiła się u nas na obiedzie i wspólnej zabawie. Nie zostawała na noc.
    W końcu usłyszałem słowa, na które czekałem: "Lubię ciocię". Tu wkroczyliśmy na kolejne pole minowe. Moja córka zapytała E. czy zostanie jej "nową mamą". Cytując generała Ackbara z "Gwiezdnych wojen": "To pułapka!". I cieszę się, że moja dziewczyna powiedziała "nie". Niezależnie od tego, jak dziecko chce nazywać twoją partnerkę, nie może ona zastępować jej mamy, nawet w warstwie językowej. Powtarzam to, bo psycholog też to podkreślał.

    Dramat za dramatem

    I gdy już odpływałem w kierunku krainy szczęśliwości, zaczęły się problemy. Moja dziewczyna zaczęła robić się nerwowa. Ciężko jej było trwać w zawieszeniu, a to przełożyło się na coraz częstsze kłótnie. Wydawało mi się, że chociaż córka dobrze znosi proces, ale gdy się widzieliśmy, mówiła tylko o mamie.
    Ale katastrofa dopiero nadciągała. By przeskoczyć do kolejnego etapu, wyjechaliśmy w trójkę na ferie zimowe. Wynająłem domek w agroturystyce i myślałem, że będzie wspaniale. W rezultacie utknęliśmy na 19 metrach, przeziębieni, ze sklepem odległym o 7 km. Moja córka na wszystko mówiła "nie", moja dziewczyna na wszystko mówiła "to ty nas tu przywiozłeś", a ja chciałem wyjechać i je zostawić na wzajemne pożarcie.
    Powrót do domu był jak odżywczy oddech. Znów wszyscy się lubiliśmy. Ale był to dla mnie sygnał, że zbyt wcześnie zdecydowałem się na wspólny wyjazd.
    Od chwili, gdy przedstawiłem córce moją dziewczynę do zamieszkania razem minął prawie rok. Długo, ale dzięki temu mogliśmy się poznać i nie nadepnąć sobie na odcisk.
    Długi czas adaptacji będzie także sprawdzianem dla twojej partnerki. Jeśli nie będzie chciała przyspieszać, naciskać, kazać ci wybierać - trafiłeś na tę odpowiednią. Choć, tak jak wspominałem, między mną a moją partnerką nie obyło się bez kłótni, to ciężkie momenty tylko nas wzmocniły w decyzji, że chcemy ze sobą być. A dobro mojego dziecka było dla nas obojga najważniejsze.
    Gdy zamieszkaliśmy razem z moją dziewczyną i córką, na początku młoda co rano pakowała nam się do łóżka. Myślę, że z jednej strony chciała nas trochę rozdzielić sobą, ale też dawało jej to poczucie przynależności do nas jako rodziny.
    Trzy lata później i z dwójką dzieci mamy już swoje zwyczaje. Teraz co weekend w rano smażymy naleśniki, moja córka ma brata, którego uwielbia i mówi o nas "rodzina". O niczym innym nie mogłem marzyć.