
Reklama.
Na punkcie nowego wrocławskiego Porsche wybuchła gorączka, ale człowiek który kryje się pod pseudonimem Jason, prowadzący profil (i firmę) Transporter nie miał czasu obserwować dyskusji i zachwytów nad tym samochodem, bo zajęty był ładowaniem na lawetę i przewożeniem po Europie jeszcze rzadszego - i wielokrotnie droższego supersamochodu - Bugatti Chiron w wersji przygotowanej przez firmę Mansory.
Ten model Bugatti w takiej wersji istnieje tylko w jednym egzemplarzu. Wiosną tego roku był wystawiany na targach motoryzacyjnych w Genewie. Teraz niespodziewanie znalazł nabywcę. Kim jest ta osoba? Jedno wiemy na pewno, zrobiła sobie niesamowity prezent na święta.
Chiron Mansory Centuria, bo tak nazywa się ten model, kosztuje abstrakcyjne pieniądze - ok. 4 milionów euro czyli jakieś 17 milionów złotych. Ostatnio śmialiśmy się, że za nowy komputer Apple'a w pełnej wersji trzeba dać tyle, co za kawalerkę. Tutaj musisz wybierać - samochód albo cała kamienica.
Bugatti Chiron ma szesnastocylindrowy silnik o pojemności ośmiu litrów, wspomagany przez cztery turbiny. Moc auta to 1500 koni mechanicznych. W wersji podstawowej takie Bugatti kosztuje ok. 2,4 miliona euro. Jest niesamowicie szybkie. Jak bardzo? O, tak:
Ale to nie jest zwykły Chiron, ale wersję na sterydach, model przerobiony przez niemiecką firmę Mansory, specjalizującą się w modyfikacjach luksusowych aut. Ta praca słono kosztuje, bo za Bugatti w tej wersji trzeba zapłacić niemal dwukrotnie więcej.
Dokąd Jason, właściciel wrocławskiej firmy Transporter, specjalista od przewożenia najdroższych i najrzadszych aut, dowiózł to Bugatti? Czy to możliwe, żeby ten samochód trafił do Polski? Tego na razie nie wiemy.
Jason nabiera wody w usta i nie komentuje sprawy, choć zazwyczaj podaje, dokąd dojechał. Tutaj - nic, cisza. Ustalmy jednak fakty - jeśli spojrzeć na instagramowy profil Mansory to w piątek rano Jason odbierał samochód z siedziby firmy w bawarskim mieście Brand. Polak potwierdził na Facebooku, że to jego załadunek widać na Instastory firmy. Do Wrocławia z Bawarii jest niecałe 500 kilometrów.
Chiron pewnie dałby radę pokonać tę trasę w półtorej godziny. Iveco z Bugatti na pace zajęłoby to nieco dużej, ale też jest to całkowicie wykonalne, by wieczorem być na Dolnym Śląsku.
Transporter ma wielu klientów w Polsce i bardzo często przywozi tutaj samochody - choćby tego rzadkiego McLarena Sennę.
Nie jest więc wykluczone, że Bugatti Chiron Mansory przyjechało nad Wisłę, a dokładnie - nad Odrę, do Wrocławia, miasta, które dzięki nieobliczalnym kolekcjonerom samochodów, zyskało miano "Zjednoczonych Emiratów Wrocławskich".
Równie dobrze jednak możemy się nigdy nie dowiedzieć - czasami kolekcjonerzy za wszelką cenę unikają afiszowania się z zawartością swoich garaży, a takie auta traktują jak lokatę kapitału i wolą takie supersamochody trzymać pod kloszem niż pozwolić, by dostawca Uber Eats oparł o nie swój rower.