Zacznę od deklaracji: należę do osób, które nie pojęły dotąd na czym polega fenomen smartwatchów. Choć od wielu lat testuję tego rodzaju urządzenia, żadne z nich nie sprawiło, że byłbym gotów zrezygnować z zegarka mechanicznego. Na rynku pojawiło się właśnie urządzenie, któremu najbliżej do zaspokojenia moich potrzeb – oto Huawei Watch GT 2, najlepszy ze znanych mi "inteligentnych" urządzeń na nadgarstek.
Sprzęt nie dla każdego
Jeżeli szukasz smartwatcha, do którego będziesz mógł doinstalować dowolną liczbę aplikacji czy odjazdowych dodatków, lekturę możesz zakończyć już teraz. Tego rodzaju rzeczy – oczywiste w przypadku urządzeń z systemami Google Wear OS czy Apple watchOS – nie wchodzą tu w grę.
W tym przypadku masz do czynienia z autorskim systemem firmy Huawei (LiteOS), który z założenia utrudnia użytkownikom personalizację zegarka. Producent postawił sprawę jasno: to urządzenie nie dla gadżeciarzy, lecz miłośników sportu (zarówno amatorów, jak i tych na poziomie zaawansowanym) – dopracowane, lecz pozbawione dodatków, które mogłyby utrudniać obsługę, spowalniać jego działanie i obciążać baterię. Kropka.
Czy to wada? Nie. Nosiłem na ręku zbyt wiele smartwatchów, które z założenia miały być urządzeniami wszechstronnymi, lecz w praktyce nic nie działało tak, jak trzeba. Watch GT 2 może być za to alternatywą dla sportowych urządzeń tworzonych przez firmy Garmin czy Fitbit, bardziej niż dla "uniwersalnych" konstrukcji Apple'a czy Samsunga.
Uroda to nie wszystko
Testowana przeze mnie wersja Sport ma kopertę z czarną matową powłoką i silikonowy pasek. Mógłbym tym miejscu zachwycać się niuansami, opisując to, w jak efektowny sposób trójwymiarowe szkiełko przechodzi w ramkę okalającą wyświetlacz. Mógłbym przekonywać, że uważam GT2 za najbardziej urodziwy smartwatch na rynku, łączący minimalizm z wysoką jakością wykończenia, lecz… nie o to chodzi.
Przecież tego smartwatcha nie zakłada się na wieczór w operze – to sprzęt, który ma być dobrym kompanem w trakcie uprawiania sportu. Pod tym względem Huawei naprawdę daje radę: choć średnica koperty wynosi 46 milimetrów, ważące 41 gramów urządzenie zaskakująco wręcz dobrze układa się na ręku. Najwygodniejszy smartwatch, jakiego nosiłem? Tak.
Poprosiłem o konsultację w tej sprawie również osoby o węższych nadgarstkach i wszystkie uznały, że to naprawdę wygodne urządzenie, dlatego nawet osoby o drobniejszej posturze powinny przemyśleć, czy na pewno chcą czekać na mniejszą, 42-milimetrową wersję tego smartwatcha, która zadebiutuje w listopadzie. Owszem, będzie lżejsza (29 gramów), lecz zarazem otrzyma o połowę krócej działającą baterię i wyświetlacz (1,2 cala i rozdzielczość 390x390 pikseli kontra 1,39 cala i 454x454 pikseli w odmianie 46-milimetrowej).
Skoro o wyświetlaczu mowa: ten wykonany został w technologii AMOLED i zapewnia obraz o dobrej ostrości i – co ważne – dobrze radzi sobie także w mocnym słońcu oraz szybko i precyzyjnie reaguje na dotyk. To rzeczy nie do przecenienia, gdy zamierzasz korzystać z tego urządzenia w ruchu i na świeżym powietrzu.
Sport, sport i jeszcze raz sport
Nie przepadasz za bieganiem? Firma Huawei przygotowała mnóstwo trybów dedykowanych zwolennikom innych aktywności. Jest więc nordic walking, wspinaczka, wędrówki w terenie (Watch GT 2 ma precyzyjnie działające kompas, barometr, wysokościomierz, a także latarkę).
Nie zapomniano o kolarzach (również tych, którzy wolą rowery stacjonarne) i pływakach. Aha, wodoszczelność urządzenia wynosi 50 metrów. Coś dla siebie znajdą też triatlonowcy czy miłośnicy ergometrów wioślarskich.
Huawei pomoże ci osiągnąć efekty, na których ci zależy (np. lepsza kondycja bądź utrata zbędnych kilogramów) niezależnie od stopnia zaawansowania – co istotne, urządzenie korzysta z zaawansowanych algorytmów treningowych, opracowanych przez specjalistów z fińskiej firmy Firstbeat Technologies. Szczegóły dotyczące swoich treningów można śledzić przy pomocy aplikacji Huawei Zdrowie (świetnej, ale obarczonej jedną wadą: nie można eksportować danych do innych programów).
Ten zegarek może stać się twoim trenerem idealnym: z jednej strony wymagającym (czyli dbającym o twój progres), z drugiej troskliwym (zadba o to, abyś uniknął przetrenowania). Mądra elektronika wybierze też dla ciebie odpowiedni sposób regeneracji organizmu po wysiłku.
Skoro o odpoczynku mowa: smartwatcha wyposażono także w zaawansowany system monitorowania snu – wykorzystując najnowszą generację technologii TruSeen, śledzi on tętno i oddech, analizując kolejne fazy snu oraz ich jakość, diagnozując ewentualne problemy. Aha Watch GT 2 potrafi też badać poziom stresu, choć zaznaczmy: gdy jest zbyt wysoki, to niestety, nie zastąpi rozmowy z terapeutą, pogłaskania kota, bądź też lampki wina z przyjaciółmi.
Energetyczny cud
O ile z koniecznością codziennego ładowania smartfonów zdążyłem się już pogodzić, to wciąż nie mogę przejść do porządku dziennego nad żałośnie krótkim czasem działania baterii w zdecydowanej większości urządzeń zakładanych na rękę. Tak po prostu mam i już.
Huawei rzucił deklarację wręcz szokującą: Watch GT 2 może działać dwa tygodnie (!) bez ładowania. Oczywiście podszedłem do tych rewelacji z dystansem, aby przekonać się, że… nie zostałem okłamany. O ile nie korzystasz z trybu, w którym ekran jest cały czas jest włączony, uzyskanie wyniku w postaci parunastu dni pomiędzy ładowaniami, jest wynikiem jak w pełni osiągalnym. Szok i niedowierzanie.
Skąd tak fenomenalny czas działania? Odpowiada za niego pewien duet, który naprawdę skutecznie potrafi ograniczać konsumpcję energii elektrycznej: wspominany wcześniej system LiteOS oraz procesor Kirin A1.
Skoro o ładowaniu mowa: Huawei korzysta ze złącza USB-C (szybszego niż standard micro USB), choć szkoda, że w sytuacji awaryjnej nie można dodać mu odrobiny energii bezprzewodowo, przy pomocy smartfona wyposażonego w funkcję ładowania zwrotnego.
Bo liczy się wnętrze
"Na pokładzie" nie zabrakło (również energooszczędnej) technologii Bluetooth 5.1 oraz modułów odpowiedzialnych za pozycjonowanie satelitarne (jest to nie tylko GPS, lecz także rosyjski GLONASS). Brak natomiast modułu Wi-Fi oraz – co boli mnie odrobinę bardziej – możliwości płacenia przy pomocy technologii NFC. Szkoda, gdyż zwiększyłoby to ilość scenariuszy, w których można pójść na trening wyłącznie z tym urządzeniem, zostawiając smartfona (bądź też gotówkę) w szatni.
Jakie to scenariusze? Huawei może wyświetlać powiadomienia, które przychodzą na twój telefon (choć pamiętaj: aby odpisać na SMS-a, musisz już sięgnąć po smartfona), fajnie też, że z nowa generacja Watcha GT może nie tylko sterować muzyką w telefonie, lecz również sama być przenośnym odtwarzaczem: w pamięci urządzenia zmieści się około 500 utworów w formacie MP3, które możemy odsłuchiwać bądź to przy pomocy słuchawek, bądź wbudowanego głośnika. A ten, kolejne miłe zaskoczenie, brzmi zaskakująco dobrze (oczywiście biorąc poprawkę na to, że mamy do czynienia z czymś, co nosimy na ręku).
W połączeniu z wbudowanym mikrofonem umożliwia prowadzenie rozmów telefonicznych nawet wówczas, gdy telefon leży znacznie dalej (łączność pomiędzy urządzeniami odbywa się na dystansie do 150 metrów). O ile oczywiście nie należysz do osób, które uważają, iż mówienie do nadgarstka jest nieco dziwne…
Mała audio-dygresja
Muzyczne możliwości tego smartwatcha sprawdziłem korzystając z dokanałowych słuchawek Huawei FreeLace – tak ciekawych, że warto poświęcić im tutaj nieco uwagi.
Na początek to, co w przypadku urządzeń audio najistotniejsze: oferują naprawdę dobrą jakość dźwięku. Nie, nie mówimy oczywiście o sprzęcie, który podnieci ekstremalnego audiofila (lecz pamiętajmy, że mamy do czynienia ze sprzętem kosztującym 339 zł), jednak o naprawdę porządnych parametrach brzmieniowych.
Biorąc pod uwagę moje osobiste preferencje, naprawdę cieszy fakt, że konstruktorzy nie poszli tutaj w stronę (tak modnego i powszechnego w naszych czasach) podkręcania niskich dźwięków w sposób wręcz karykaturalny. Basów zdecydowanie tutaj nie brakuje, lecz zarazem nie dominują całości; muzyka brzmi naprawdę neutralnie i klarownie.
Do tego słuchawki FreeLace oferują sporo fajnych dodatków: od nieźle sprawdzającej się redukcji szumów zewnętrznych, poprzez wodoszczelność (klasa IPX5) oraz "sprytne" magnesy, które nie tylko zabezpieczają nieużywane słuchawki na szyi, lecz dodatkowo przełączają je w tryb czuwania, aż po możliwość ładowania ich bezpośrednio ze smartfonów wyposażonych w port USB-C lub też bezprzewodowego (choć ta opcja zarezerwowana jest dla posiadaczy smartfonów Huawei wyekwipowanych w funkcję ładowania zwrotnego).
W tym miejscu przechodzimy znów do czasu działania baterii: oto kolejne urządzenie, w którym Huawei zagrał naprawdę po mistrzowsku – jedno ładowanie pozwala na słuchanie ulubionej muzyki przez nawet 18 godzin. To wynik więcej niż rewelacyjny w przypadku niewielkich słuchawek, ważących zaledwie 27 gramów.
Porozmawiajmy o pieniądzach
Moim zdaniem urządzenie wyceniono na kwotę bardzo rozsądną, czyli 899 zł. Oto jeden z tych przypadków, w których można cieszyć się, że "w Polsce jest taniej, niż na Zachodzie" – sugerowana europejska cena tego modelu to 249 euro (ok 1070 zł).
Co ciekawe, nowa generacja GT jest tańsza od swojego poprzednika, który na rynku pojawił się w roku ubiegłym (i od tamtego czasu znalazł grubo ponad 3 miliony nabywców) – on startował z ceną 999 zł.