Do Chorwacji na wakacje z małym dzieckiem? Da się – i to bez godzin płaczu (albo bajek) w aucie

Piotr Rodzik
12 czerwca 2023, 16:08 • 1 minuta czytania
Niektórzy z przekąsem nazywają Chorwację "turystycznym rajem Polaków". Można się z tego śmiać, ale czy miliony fanów Roberta Makłowicza, zakupów w Konzumie i dalmatyńskich szczytów schodzących prosto do morza mogą się mylić? Myślę, że nie. A co ważne, do Chorwacji można się łatwo dostać także z małym dzieckiem. Nie rozumiem dlaczego większość z nas zapomina, że do tego pięknego kraju można po prostu… polecieć.
Do Chorwacji warto wybrać się samolotem. MICHAL ADAMOWSKI/REPORTER
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

W Chorwacji do tej pory byłem na urlopie dwukrotnie. W tym roku będę trzeci raz. Raz byłem samolotem (bez dzieci), potem samochodem (bez dzieci) i szczerze? Bardzo, ale to bardzo sobie chwalę ten sposób lotniczy. Zwłaszcza że – i tutaj wielki plot twist – samolotem wcale nie wychodzi… drożej.


A przynajmniej nie jakoś znacząco, chociaż oczywiście w pewnych ramach – bo im dłuższy zaplanowany wypoczynek, tym bardziej będzie opłacał się samochód. W moim przypadku się to po prostu sprawdza, ale każdy z nas urlopuje inaczej, więc traktuj ten tekst nie jako wyrocznię, a inny punkt widzenia. Może coś z niego wyciągniesz.

I okej, jeśli jedziesz upchany w piątkę (czy to ze znajomymi, czy po prostu z trójką dzieci) w jednym samochodzie z konserwami (nie ma w tym nic złego, po prostu konserw do samolotu nie weźmiesz... chyba), to w podniebnej podróży nie znajdziesz dla siebie żadnej alternatywy. Ale jeśli chcesz się wybrać do Chorwacji ze swoją partnerką i na przykład jednym dzieckiem, to serio przemyśl samolot. Zwłaszcza jeśli pociecha nie ma dwóch lat i leci na kolanach.

My tak robimy w tym roku i to będzie nasza trzecia podróż do Chorwacji, a pierwsza wspólna z córeczką (nieco ponad półtora roku). Sam pomysł na Chorwację pojawił się dość przypadkowo – po prostu szukaliśmy jakiejś taniej opcji na wypoczynek bez przemęczania dzieciaka. Odpadały więc i długie podróże (czyli raczej samolot i to na krótkim dystansie), i egzotyczne kierunki.

Oglądałem raczej loty do Włoch czy Grecji, a stanęło właśnie na Chorwacji (i tak, tam też są piaszczyste plaże, chociaż nie tyle co nad Bałtykiem, ale nie o tym tekst... taki będzie za jakiś czas). Dość przypadkowo, ale udało mi się złożyć klocki do kupy i osiągnąć całkiem satysfakcjonujący efekt.

Jak to więc zrobić?

Tanie linie nie tylko z nazwy

Lotów do Chorwacji jest od groma, w sezonie lata tam także LOT (a przynajmniej latał, w 2018 roku lecieliśmy z Warszawy do Dubrownika w lipcu), ale na potrzeby tego tekstu skupimy się na tanich liniach. Dlaczego? Bo tym razem wyjątkowo są serio tanie, a do tego loty są oferowane z różnych miast w Polsce.

I nie, nie mam na myśli słynnych lotów za 49 złotych (albo nawet za złotówkę), którymi przed laty mamiono klientów. Jeśli jednak jestem w stanie dotrzeć na miejsce w kwocie porównywalnej do samochodu (w przeliczeniu na pasażera), to uznaję to za tani lot. A nawet jeśli trochę dopłacę – nie spędziłem kilkunastu godzin w drodze, a moja córka nie ryczała przez X godzin / nie obejrzała Y bajek. To też kosztuje, prawda?

A więc przykłady. Wizzair lata na przykład z Wrocławia do Splitu oraz do Dubrownika. Weźmy pod lupę połączenie z Dubrownikiem. Podróż w terminie 20-27 czerwca, a ceny biletów sprawdzam 10 czerwca. Czyli taki prawdziwy last minute.

Od osoby 508 złotych, a w klubie zniżkowym Wizzaira 410 złotych (i jeśli sporo latacie, to ten klub się opłaca, pamiętam jeszcze sprzed lat, kiedy byłem wolny i żądny podróży). I żeby nie było, że sobie wybrałem jakiś jeden tani termin – jest ich sporo w podobnej cenie.

Tylko z Wrocławia? No to z Poznania… w lipcu, czyli w szczycie sezonu. Cena regularna to 418 złotych, a ze zniżką… 320 złotych od łebka. 

I nie tylko Wizzair, bo to nie reklama. Ryanair lata na przykład do Zadaru. Z podwarszawskiego Modlina od 14 do 21 czerwca wychodzi 690 zł za osobę. Okej, trochę więcej, ale z Modlina generalnie płaci się więcej, bo pół Warszawy się tam tłucze. Taki klimat.

Ale już z Krakowa dzień później (15-22 czerwca) trzeba zapłacić 495 złotych.

Tak, do tego trzeba jeszcze dorzucić bagaż i miejsca w samolocie. To już zależy od waszych indywidualnych potrzeb, ale my latamy z jednym dużym bagażem nadawanym i… tyle. Zakładam, że umiesz się spakować (albo twoja partnerka, no już trudno). Pierwszeństwo wejścia na pokład z małym dzieckiem i tak masz, a że zapewne pchasz ze sobą wózek, to nie masz ochoty się mocować jeszcze z dwiema walizkami podręcznymi. Uwierz mi, bo zrobiłem to sobie z roczną córką w 2022 roku. Cenowo to i tak wyjdzie podobnie.

W naszym przypadku za loty z Warszawy do Zadaru (w czerwcu) zamknęliśmy całość w półtora tysiącu złotych. Wykupione miejsca w samolocie oraz bagaż rejestrowany.

Drogo? Z Warszawy do Zadaru jest 1300 kilometrów (i 13 godzin grozy w aucie z małym dzieckiem). Siedem litrów na sto kilometrów (o ile nie masz jakiegoś paliwożernego SUV-a, ja mam niskie auto, liftbacka), paliwo po 6,50 zł za litr (chociaż za granicą jest droższe) i już masz 600 złotych za benzynę w jedną stronę. Diesel nie wyjdzie dużo taniej, bo zakładam, że nie gnasz z małym dzieckiem jak wariat lewym pasem, więc i benzyna dużo więcej nie spali.

Czytaj także: https://dadhero.pl/291593,jakie-auto-dla-rodziny-od-jednego-do-piatki-dzieci

W dwie strony to 1200 złotych. Ale do tego dolicz winiety (zdzierusy w Słowenii znowu podnieśli ceny). Bramki na autostradach. Jedzenie po drodze. W Austrii na stacji benzynowej nawet siku nie zrobisz bez euroska. 

Nie, nie wyjdzie taniej, wyjdzie podobnie. 

Jedyny punkt, gdzie zyskujesz, to już na miejscu. Bo masz auto. Oczywiście ten problem można rozwiązać – znam wiele osób, które tłuką się przez pół Europy, parkują auto pod apartamentem i… po prostu korzystają z życia. Nigdzie już nie jeżdżą, odpoczywają, plażują. W takim wypadku po prostu podjedziesz taksówką czy nawet autobusem miejskim. I tak jesteś kilka godzin do przodu.

A jeśli chcesz kawałek tej Chorwacji zobaczyć, to jednak musisz wynająć auto. Rzecz w tym, że… one wcale w Chorwacji nie są takie drogie. Czemu? Bo do Chorwacji każdy jeździ samochodem. I koło się zamyka. Ale tak, w tym momencie tracisz pieniądze. Ja bardziej zwracam uwagę na oszczędzony czas i bezstresową podróż córki, więc nie mówię, że to jedyny słuszny sposób rozumowania, ale pokazuję mój punkt widzenia.

Przykładowo w Zadarze w terminie 15-22 czerwca (to krakowski przykład sprzed kilku akapitów) auto można mieć nawet za… 557 złotych za tydzień. Okej, to malusieńki samochód miejski, ale większy (choć wciąż mały) kompaktowy SUV to raptem 740 złotych.

Do tego oczywiście dochodzi fotelik, a to koszt mniej więcej 300-400 złotych, ale… możesz zabrać swój, jeśli masz taki, który jest montowany do pasów bezpieczeństwa. Linie lotnicze pozwalają na zabranie za darmo dwóch przedmiotów dla małego dziecka. Więc jeśli jeden to wózek, to drugim może być fotelik. Tak, to takie proste.

W każdym razie nawet z dwiema stówkami za ubezpieczenie (warto) i za fotelikiem taki samochód to mniej więcej 1300 złotych.

I tak, akurat tych pieniędzy nie wydasz jadąc swoim samochodem, ale… czy aby na pewno? Pojawia się amortyzacja własnego auta. Zużycie zawieszenia, oleju silnikowego (to długa podróż w gorących temperaturach), a nie daj Boże jeszcze ci się samochód zepsuje po drodze. Niemożliwe? Znam dwie takie osoby i obie utknęły na chorwackich wioskach czekając, aż miejscowy majster sprowadzi części. Nic przyjemnego.

Generalnie – nie twierdzę, że podróż samolotem do Chorwacji nie ma minusów. Jeśli wszystko ci się dobrze ułoży w podróży własnym autem, to taka podróż oczywiście będzie tańsza (zwłaszcza jeśli będzie dłuższa niż tygodniowa). Ale różnica w cenie nie jest na tyle duża, żeby chociaż tego nie rozważyć.

Mam znajomych którzy przed laty porwali się z mniej więcej dwulatką na podróż do Chorwacji autem. I nie wspominają tego dobrze. Do przemyślenia.