To mógł być polski Facebook, nie wyszło. Grono.net nie istnieje od dekady, ale milenialsi tęsknią

Kacper Peresada
Pamiętam dzień, gdy mój kolega zaprowadził mnie do piwnicy w domu rodziców. Tam stał jego komputer, a on powiedział, że musi coś sprawdzić "na Gronie". Był 2005 rok, a ja nie miałem jeszcze komputera w domu, więc rozumiałem, o co mu chodzi.
Fot: Austin Distel/Unsplash
Wtedy nie wiedziałem jeszcze wielu rzeczy o internecie. Nie miałem pojęcia, czym jest Kazoo, skąd ściąga się porno, no i najważniejsze – nie miałem konta na Gronie. Tego dnia, w kilka minut nadrobiłem wszystkie zaległości.

W ostatnich dniach internet zalewają memy, w których 30-latkowie wspominają z rozrzewnieniem, jak wyglądał internet, gdy dorastali. Na Zachodzie liczył się przede wszystkim MySpace. Jego twórca, Tom Anderson, w 2005 roku sprzedał serwis za ponad pół miliarda dolarów i stał się bardzo bogatym emerytem.

Wiele osób widzi go jako internetowego celebrytę, niektórzy porównują go do Marka Zuckerberga, ale uważają, że Anderson to lepsza, bardziej "ludzka" wersja twórcy Facebooka.


Na Twitterze też wyraźnie widać przejawy nostalgii za czasami niewinności internetu. Użytkownicy wspominają swoje pierwsze kroki w świecie HTML–u, opisują odkrywanie Twittera i wspominają do dziś dla mnie niezrozumiały fenomen zespołu Arctic Monkeys, który popularność zawdzięczał serwisowi MySpace.

Polacy też mają co wspominać. Założony w 2004 roku portal Grono.net był dla wielu początkiem w drodze do zrozumienia, jak wiele możliwości oferuje internet. Grono.net było ewenementem. Serwis, założony przez trzech znajomych, Piotra "Bronka" Bronowicza, Tomasza "Czarodzieja" Lisa i Roberta "Gizmufa" Rogacewicza, początkowo miał pomóc im budowaniu internetowej sieci kontaktów. Jednak to, co zaczęło się, jako poboczny projekt trzech entuzjastów, szybko przerodziło się w jedną z najważniejszych stron w historii polskiego internetu.

Grono: klub z selekcją

Do Grona nie można było tak po prostu dołączyć. Trzeba było dostać zaproszenie od któregoś z użytkowników. Dzięki temu gronowicze przynajmniej na początku, czuli się wyjątkowi. Zwłaszcza ci młodsi mogli czuć się w pewien sposób wyróżnieni.

Czytaj też: Magowie, wiedźmini i rycerze biegają po parku. Ta zabawa jest jak gra wideo, ale dzieje się naprawdę

W pierwszym roku działalności Grona konta miało tam jedynie 30 tysięcy osób. Jednak pomysł na serwis był tak oryginalny, że Grono rosło jak na drożdżach. Zwłaszcza że było to jedno z tych miejsc w sieci, w których użytkownicy czuli się jak w klubie z solidną selekcją. Nie było tam tysięcy irytujących dzieciaków, dominowały osoby w podobnym wieku i o podobnych zainteresowań.

Mniej więcej w tym samym czasie, co Grono, powstała Nasza Klasa, ale wielu internautów postrzegało ją, jako portal gorszy ze względu na swoją dostępność, bo na Naszej Klasie konto mógł mieć każdy.

Selekcja użytkowników, chociaż mogła wydawać się ryzykowną decyzją, nie przeszkadzała Gronu w bardzo dynamicznym rozwoju. W 2005 roku serwis miał pół miliona użytkowników, w 2006 był to już ponad milion osób.
W międzyczasie Grono, z projektu założonego przez kolegów, stało się biznesem, a kłótnie między założycielami doprowadziły do rozpadu ich współpracy.

Od rozmowy do domówki

Na Gronie użytkownicy zazwyczaj podawali prawdziwe imiona i nazwiska, więc gdy zaczynałeś studia czy szkołę, serwis był idealnym miejscem, aby nawiązywać nowe znajomości. Na profilach można był sprawdzać, jakie zainteresowania mają inni użytkownicy, to ułatwiało stalkowanie, a także upewnianie się, że ktoś, z kim dobrze ci się gada, lubi hip-hop tak, jak ty.

Grono funkcjonowało na podobnej zasadzie co Reddit. Nie było tam jednego irytującego feedu, na który trafiały wszystkie posty znajomych. Składało się za to z wielu różnych społeczności, w których ludzie dyskutowali o tym, co było dla nich istotne – piłce nożnej, motoryzacji, serialach czy muzyce.

Na Gronie rodziły się przyjaźnie, znajomości i relacje między osobami, które normalnie nie miałyby jak się spotkać. Większość czasu w serwisie spędzałem na gronie dotyczącym hip-hopu. Na początku nie znałem tam nikogo, później z tymi ludźmi spotykałem się na koncertach, albo zapraszałem ich na swoje domówki.

Użytkownicy Grona byli bardzo lojalni i chętnie wracali do tego serwisu właśnie ze względu na więzi, które tam zbudowali. Najwierniejszą grupę stanowili studenci, którzy dzięki Gronu organizowali imprezy, wymieniali się notatkami z zajęć, a także obgadywali swoich wykładowców.

Gorsza wersja Facebooka

Wszystko zaczęło się psuć w okolicach 2009 roku. Wtedy twórcy Grona zdecydowali się na rozbudowę portalu i rezygnację z zaproszeń, czyli czegoś, co wyróżniało ten portal. Gdy w Polsce pojawił się Facebook, na szefów Grona padł strach. Za wszelką cenę chcieli się bronić i nie dopuścić do ucieczki użytkowników.

Niestety poszli w złą stronę. Grono zmieniło szatę graficzną na taką, która przypominała Facebooka. Twórcy serwisu, obawiając się, że ludzie będą poszukiwać czegoś nowego, postanowili zrezygnować ze wszystkiego, co dotąd decydowało o wyjątkowości Grona.

Kto jednak chciałby korzystać z marnej kopii Facebooka, skoro mógłby założyć konto w serwisie Marka Zuckerberga?
Grono zaczęło się wykrwawiać. Oczywiście niektóre fora funkcjonowały trochę dłużej niż inne, ale użytkownicy coraz częściej zapominali o zaglądaniu do serwisu.

Coraz więcej osób widziało w Gronie jedynie podróbkę zagranicznych serwisów. Pamiętam, jak sam zaczynałem myśleć o przenosinach na Facebooka. W amerykańskim serwisie odrzucała mnie szata graficzna i niewygodna nawigacja. Ostatecznie jednak podobnie jak miliard ludzi na świecie, poddałem się i dzisiaj to Facebook, a nie Grono, odpowiada za moje kontakty ze znajomymi.

Gdy w 2012 roku Grono ostatecznie przestało działać, mało kto zainteresował się tym faktem. Licząca osiem lat historia serwisu dobiegła końca. Gdyby Grono było człowiekiem, skończyłoby życie w przytułku, biedne i zapomniane przez rodzinę oraz bliskich.