Korzystanie z Facebooka i Instagrama to nałóg. Oni z tym zerwali. Nie było łatwo, ale nie żałują

Aneta Zabłocka
Nie ma cię na Facebooku czy Instagramie? To znaczy, że nie istniejesz. Tak nadal uważa wiele osób. Co, gdybyś jednak rzeczywiście postanowił zniknąć? Jak poradzić sobie z uczuciem odcięcia od tego, co ważne? I co zrobić z czasem, który zyskasz dzięki takiej decyzji? Zapytałam o to ludzi, którzy zdecydowalia się na eksperyment i zniknęli z mediów społecznościowych.
Fot. Robin Worrall/Unsplash
– Nie ogłosiłem w mediach społecznościowych, że znikam z Facebooka, po prostu usunąłem konto. Wielu znajomych dopiero po kilku miesiącach zaczęło dopytywać, dlaczego zniknąłem. To mi uświadomiło, że moja obecność w tym serwisie nie ma dla nich znaczenia – mówi Dominik, który dwa lata temu zniknął z Facebooka.

Zaczął od dwumiesięcznego detoksu. Nie zaglądał na Fejsa i nic nie publikował. Spodobało mu się to, ale uznał, że jeszcze nie jest gotowy na całkowitą rezygnację. Nie miał już swojego profilu, ale przeglądał wiadomości na komórce żony.

Czytaj też: To mógł być polski Facebook, nie wyszło. Grono.net nie istnieje od dekady, ale milenialsi tęsknią


– Gdy pierwszy raz odstawiłem media społecznościowe to rzeczywiście na informację o tym, że coś fajnego pojawiło się w sieci, odruchowo sięgałem po telefon. Zacząłem jednak zdawać sobie sprawę, że nie po zdecydowałem się na rezygnację z sieci społecznościowych, żeby dalej nieustannie być online. Przy okazji odkryłem, do ilu osób nie mam numerów telefonów, bo kontaktowałem się z nimi tylko przez Facebooka – dodaje.

Z sieci znikał stopniowo, przez prawie rok. – Najwięcej czasu zajęło mi wyszukiwanie serwisów, w których założyłem konto, żeby skorzystać z nich tylko raz.

Teraz ma konto jedynie na służbowym e-mailu. – Gram też regularnie w LOL z kumplami. To jedyne moje odstępstwo normy – śmieje się.

Fantomowe wibracje telefonu

Badacze z Uniwersytetu Stanowego w Kalifornii zauważyli, że jednym z objawów odstawienia internetu jest tzw. FOMO (ang. Fear of Missing Out), czyli strach przed tym, że omija ich coś, o czym powinni wiedzieć. Do innych skutków należą nomofobia, czyli lęk przed wyjściem z domu bez telefonu czy "fantomowe wibracje" – wrażenie, że telefon wibruje z powodu powiadomienia.

Zdaniem naukowców odcięcie się od sieci sprawia, że spada poziom hormonu stresu w organizmie. Mózg odpoczywa, bo nie jest atakowany bodźcami czy długotrwałą ekspozycją na niebieskie światło emitowane przez ekran telefonu. Meik Wiking, szef Instytutu Badań nad Szczęściem przeprowadził test wśród 1095 osób z Danii. Badania pokazały, że już po tygodniu bez Facebooka 88 procent badanych stwierdziło, że jest zadowolonych ze swojego życia.

Dominik w czasie urlopu nie tylko nie robi zdjęć, na dwa tygodnie wyłącza telefon i odpoczywa. – Gdyby coś się stało, po pogotowie zadzwoni żona ze swojej komórki – mówi.

– W podjęciu takiej decyzji pomogło mi to, że moja praca nie wymaga korzystania z social mediów, czy bycia nieustannie pod mailem – mówi Dominik, z zawodu koordynator do spraw BHP.

– Jeżdżę na budowy i rozmawiam z ludźmi. Czytałem o tym, że osoby, które nie korzystają z sieci, są lepszymi słuchaczami i dzięki temu poprawiają się ich relacje z innymi ludźmi. Trudno mi powiedzieć, czy moja decyzja pomogła mi w pracy, ale na pewno pozytywnie wpłynęła na związek – śmieje się.

Wylogować się do życia

Przemek, drugi z moich rozmówców, zaczął rezygnować z mediów społecznościowych w czasie pandemii. Dzisiaj uważa, że to pozwoliło mu przetrwać kwarantannę w dobrym zdrowiu psychicznym. – Nie zalewały mnie informacje o tym, ilu jest nowych zakażonych, ani jak pandemia rozprzestrzenia się na świecie – opowiada. – Czasami oglądałem telewizję, trochę skakałem po serwisach informacyjnych w sieci. To wystarczyło, bym dowiedział się o nowych obostrzeniach i sytuacji w kraju.

Pytam go, co zrobił z czasem, który zyskał dzięki decyzji o rezygnacji z social mediów. Mówi, że przeznaczył go na nadrobienie zaległości książkowych i filmowych. – Początkowo było tak, że gdy włączałem komputer, żeby popracować, odruchowo uruchamiałem zakładkę z Facebookiem. W końcu ściągnąłem App Block, która blokowała mi dostęp do mediów społecznościowych w godzinach pracy.

Po problemie? Nie, bo chęć obejrzenia śmiesznych filmów w internecie w ramach odstresowania po pracy jeszcze długo za nim chodziła. – To zabawne, bo mój kumpel postanowił sabotować mój detoks i regularnie wysyłał mi linki do filmów na YouTubie.

Przemek nie pamięta, kiedy ostatnio korzystał z Facebooka. Wydaje mi się, że w maju – mówi. – To chyba znak, że już nie potrzebuję konta w tym serwisie.

Cyfrowy detoks to proces

– Polecam aplikację Moment. Monitoruje ona, ile czasu spędza się na korzystaniu z telefonu, analizuje też czas poświęcony na każdą aplikację – tłumaczy Karol, kolejny z moich rozmówców na detoksie. – Dzięki niej usunąłem z komórki wszystkie programy, z których nie korzystałem w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

Moment pozwala na uruchomienie funkcji, która wyłącza dostęp do mediów społecznościowych, gdy przekroczymy ustanowiony limit dzienny. – To świetna funkcja. Krok po kroku zbliżam się do tego, żeby całkowicie wyeliminować media społecznościowe.

– Gdy pracuję na komputerze, włączam w komórce tryb samolotowy, żeby nie dostawać dwa razy tych samych powiadomień – mówi Karol – W dodatku zmieniłem tryb rozmowy ze znajomymi. Już nie wysyłam tego samego linku do kilku kolegów, tylko kontaktuje się z tymi, którym mam coś do powiedzenia. Informacje nieistotne omawiamy, gdy spotykamy się na żywo.

Detoks Karola trwa dopiero od dwóch tygodni i jest stopniowy, ale jego zdaniem, to wystarczyło, by poczuł się lepiej sam ze sobą. – Oczywiście, zanim zdecydowałem się na odcięcie od social mediów, sporo czytałem o tym, jak się będę czuł. Nie uważam, że ten, kto siedzi bez przerwy z nosem w telefonie to idiota oderwany od rzeczywistości. Poza tym nie odciąłem się całkowicie od social mediów, pracuję nad tym, żeby z nimi zerwać, ale to proces – stwierdza.