Żenująco dobre. Cringe – to pojęcie rządzi w sieci, bo bawi nas wyśmiewanie się z innych
Kilka lat temu, gdy pracowałem w pewnym miesięczniku, wybrałem się na wręczenie nagród przyznawanych przez redakcję. Na tego typu imprezach alkohol zawsze jest darmowy, więc część drinków była wystawiona na barach.
Pamiętam, że barman spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a ja zacząłem bardzo szybko pić drinki, żeby zapomnieć o tej żenującej sytuacji.
To było jakieś 8 lat temu, ale to zdarzenie nadal śni mi się po nocach.
To właśnie jest cringe (to słowo czyta się "krindż", po angielsku oznacza ono "żenujące"). To uczucie zażenowania z powodu własnego zachowania lub wynikające z tego, co robią inni.
Cringe to te sytuacje, które przypominasz sobie po 15 latach i nadal nie możesz przestać myśleć: "Boże, jakim byłem idiotą".
Cringe to nowy król internetu
"Cringe culture” to nic nowego. Ludzie lubią czuć zażenowanie i śmiać się z głupoty innych. Jednak w ciągu ostatnich lat cringe wjechał na wyższy poziom.Zjawisko "Cringe Culture" nie jest niestety łatwe do opisania. W dużym stopniu opiera się ono na wyśmiewaniu innych ludzi z powodu głupot, które zrobili.
Wielu osób uważa, że jest ona szkodliwa i zachęca ludzi do znęcania się nad innymi. Youtuberzy, którzy często tworzą cringe’owe kompilacje, stykają się z zarzutami, że nie mają zrozumienia dla innych ludzi i dokładają cegiełkę do internetowego hejtu czy nękania.
Idea cringe’u nie ogranicza się tylko do Internetu. Gdy oglądaliśmy "Idola" w telewizji, widzowie woleli śmiać się z dziwaków niż oklaskiwać muzyczne talenty.
Cringe rządzi na Youtubie
Ostatnie lata pokazały, że humor opierający się na niezręcznych sytuacjach może być fundamentem wielkich telewizyjnych hitów.Najlepszym przykładem jest oczywiście serial "The Office". "The Room" także zyskało status kultowy ze względu na brak jakości oraz fakt, że każdy, kto oglądał ten film, czuł zażenowanie związane ze względu na poziom scenariusza i aktorstwa.
Reakcje na cringe’owe kompilacje na Youtubie często prowadzą do dręczenia osób występujących w tych filmikach. Nawet jeśli PewDiePie czy Pyrocynical proszą swoich widzów, by dali tym osobom spokój, widzowie mają problem ze zrozumieniem, kiedy przekraczają granicę tego, co akceptowalne.
Zamiast zaśmiać się z głupoty kogoś z komentujących, zaczynają szukać prywatnych informacji na temat tej osoby. Chcą znać imię, mail, konto na Twitterze, a nawet miejsce zamieszkania, aby atakować i drwić bez ograniczeń.
Cringe niestety przyciąga "alt–rightowych" hejterów, którzy lubią wyśmiewać wszystko, co inne. Ludzie w filmikach Youtuberów są przez nich postrzegani nie jako osoby z krwi i kości, a jako karykatury, które pokazano po to, by oni mogli zaspokoić swoją sadystyczną potrzebę szydzenia z innych.
Nie dziwi więc, że kolejne wielkie cringe’owe subreddity są zamykane przez Reddita w związku z tym, czego dopuszczają się tam ich użytkowników.
Jednak w samym cringe’u nie ma nic złego, przynajmniej w tej jego podstawowej formie. Każdemu zdarzają się sytuacje, których się potem wstydzi.
Jeśli w zdrowej i przyjaznej atmosferze nauczymy się z nich śmiać, będzie to dobry sposób na to, by radzić sobie ze lękami czy niepewnością.
Czego więc potrzebuje cringe, żeby nie być rakiem niszczącym społeczności w Internecie? Przede wszystkim tego, by ludzie starali się zrozumieć innych i nie oceniali ich przez pryzmat tej jednej głupiej rzeczy, którą ktoś zrobił ileś lat temu. Cringe musi dorosnąć, bo śmiać się z innych możemy tylko, jeśli oni śmieją się razem z nami.