Sport to wspólnota, a nie wojna. Oto, czego fani piłki nożnej muszą nauczyć się od kibiców e-sportu

Paweł Bielecki
Gdy miałem 5 lat, po raz pierwszy poszedłem na mecz piłki nożnej. Oczywiście nie pamiętam w ogóle tego wydarzenia. Znam jedynie historie, które usłyszałem od moich bliskich. Jedna z nich opowiada o tym, że poszliśmy z tatą na mecz derbowy w stolicy, a ja, wiedziony nienawiścią do Polonii Warszawa, rzucałem małymi kamyczkami w kibiców tego zespołu. Oczywiście poloniści byli daleko poza zasięgiem mojego rzutu, ale starałem się ich dorwać.
Fot: Florian Olivo/Unsplash
To było ponad 25 lat temu. Jednak tego typu zachowanie dziecka nie byłoby niczym dziwnym, gdybyśmy dzisiaj zobaczyli je na stadionie. Bycie kibicem futbolu nadal opiera się nie tylko na kibicowaniu swoim, ale również na nienawiści do przeciwników.

Nie zrozumcie mnie źle. Kocham Legię, uwielbiam jej kibicować i zdarza mi się powiedzieć kilka cierpkich słów pod adresem sędziego liniowego czy zawodnika drużyny przeciwnej.

Jednak ciężko mi jest się pogodzić z tym, że zabierając na stadion mojego siedmioletniego syna, narażam go na szybką lekcję agresji i nienawiści.


Niestety na tym w Polsce opiera się kibicowanie na stadionach. Najgorsze jest to, że sam w sumie nie chcę tego zmieniać, bo uważam, że pewna forma "antydopingu" uderzającego w przeciwnika jest dopuszczalna.

Problem jednak zaczyna się, gdy dziecko po raz pierwszy usłyszy, jak jeden kibic grozi drugiemu, że znajdzie go w nocy i "zatańczy" mu na głowie.

Czytaj też: Półmaraton z dzieckiem w wózku. Ci ojcowie–biegacze na treningi zabierają zabawki i pieluchy

Dzieci mają to do siebie, że nie rozumieją, czy to tylko durna przyśpiewka, czy też, gdy pójdą do przedszkola, mają prawo powtórzyć zachowania, których nauczyły się na stadionie.

Oczywiście podobny problem ma też wierchuszka kibicowskiej Legii, która też nie rozumie, że śpiewać jest fajnie, ale bicie nastolatków na mieście to już fujka.

E-sport to święto sportu i kibiców


Mój syn po raz pierwszy był ze mną na stadionie, gdy miał niecałe trzy lata. Od tego czasu obejrzeliśmy wspólnie kilka meczów. Jego ulubionym motywem jest oczywiście stadionowa pirotechnika. Marzy, aby móc trzymać racę i wymachiwać nią, wrzeszcząc przy tym, że Arka Gdynia to "kupa, świnia".

Na dobrą sprawę Włodek nie interesuje się sportem. Czasami coś tam obejrzy ze mną w telewizji, ale głównie po to, aby nie iść spać. Na meczach skupia się na jedzeniu popcornu i piciu coli, a gdy się zaczyna nudzić, zakłada słuchawki i ogląda bajki. I tutaj pojawia się temat e–sportu.

Gdy dwa lata temu po raz pierwszy zawitałem na mistrzostwa Intel Extreme Masters w Katowicach, byłem w szoku. W okolice Spodka dotarłem ok. 7 rano i zobaczyłem tysiące osób czekających na otwarcie drzwi hali.

Gdy otwarto bramy, wszyscy piszczeli ze szczęścia, że będą mogli oglądać swoich ulubionych graczy. Rodziny z dziećmi zajadały przekąski, testowały gry, nastolatki wrzeszczały i kupowały koszulki ulubionych teamów, fani StarCrafta dyskutowali o rzeczach, które rozumieją tylko oni.

Wszystko to odbywało się w atmosferze sportowego święta. Każda z tysięcy osób obecnych w Spodku była tam z jednego prostego powodu – chciała popatrzeć, jak ludzie ze sobą konkurują w świecie ich ulubionej gry.

Gdy pierwszy raz usiadłem na trybunach Spodka, rozglądałem się z pobłażaniem. W końcu to tylko gra komputerowa i tyle, o co tyle szumu? Wokół mnie podnosiła się coraz większa wrzawa. Jeśli któryś z zawodników trafił trudnego "headshota", kibice wybuchali w radości, a ja czułem się tak jak wtedy, gdy jako czternastolatek oglądałem, jak Legia pokonuje Wisłę Kraków 4:1.

Nie było tam nienawiści na trybunach, wszędzie widziałem dobrą zabawę i radość z udziału, w tym, co wszyscy na widowni po prostu uwielbiają.

E–sport ma coś, czego nie daje kibicom futbol


Wczoraj Wojciech "Carmac" Blicharz, organizator Intel Extreme Masters, który zaczyna się 28 lutego, ogłosił, że w tym roku na trybunach katowickiego Spodka zabraknie fanów. Powód: zagrożenie koronawirusem.

Człowiek, który współtworzył sukces katowickiej imprezy, znanej obecnie na całym świecie, miał dosłownie łzy w oczach, gdy musiał poinformować tysiące ludzi, że nie będą mogli wziąć udziału w tym wydarzeniu.

Przez lata to właśnie żywiołowa publiczność powodowała, że IEM urosło do rangi jednego z najpopularniejszych turniejów wśród światowej czołówki graczy.

Reakcja społeczności gamingowej była wspaniała, pełna zrozumienia i wsparcia dla ludzi, którzy od lat z myślą o nich tworzą wydarzenie sportowe najwyższej rangi.

Kocham Legię i uwielbiam jej kibicować, ale gdybym miał wybierać, na jakie zawody chciałbym wybrać się z moim dzieckiem, byłyby to mistrzostwa w Counter Strike’a. Sport powinien sprawiać, że ludzie stają się wspólnotą i cieszą się życiem, a właśnie takie uczucia zapewnia dzisiaj świat e–sportu.