„Moja żona zarabia 3 razy tyle, co ja”. Jak wyglądają związki, w których kobieta płaci za wszystko

Anna Majcher
Globalne statystyki wyglądają tak: na każdego dolara zarobionego przez mężczyznę, kobieta dostaje jedynie 52 centy. To oczywiście nie oznacza, że w każdym związku sytuacja wygląda tak samo. Czasem bywa całkiem na odwrót – to kobieta zarabia więcej. Bywa – że dużo więcej. Jak w takiej sytuacji odnajdują się mężczyźni? Jak udaje im się wywalczyć utrzymanie równowagi w związku i zachować poczucie, że wciąż są mężami czy partnerami – a nie jedynie utrzymankami?
Fot: Jonathan Borba/Pexels
Finanse w związku to tabu. Jedno z największych, bywa że większe niż seks. I właśnie przez to tabu ten tekst o mały włos w ogóle by nie powstał. Który facet przy zdrowych zmysłach przyzna, że jego partnerka zarabia kilka razy więcej od niego?

Albo jeszcze gorzej, że zarabia duże pieniądze, podczas gdy on nie pracuje tylko siedzi w domu. Oto dwóch odważnych, którzy zgodzili się ze mną porozmawiać o swoich związkach, w których to kobieta jest żywicielką rodziny.

Zbyszek, 44 lata, chwilowo jest bez pracy. Konrad, 35-latek, prowadzi firmę. Co ich łączy? Ich partnerki zarabiają więcej od nich. Dużo więcej. O tyle więcej, że każda z nich mogłaby za swoją pensję kupić nowy model faceta z „kaloryferem” na brzuchu, który w inny sposób rekompensowałby jej brak „wkładu własnego”. Ale czy taki brak równowagi w relacji między kobietą a mężczyzną rzeczywiście jest przekleństwem dla którejś ze stron? A jeśli tak, to dla której?


„Żona traktuje mnie jak podwładnego”

– Siedem lat pracowałem w międzynarodowym koncernie. Zarabiałem przyzwoite pieniądze. Trochę więcej niż moja żona, która jest szefową marketingu w korporacji — mówi Zbyszek. Zmiana strategii firmy sprawiła, że któregoś dnia został bez pracy. — Od razu zacząłem szukać nowej posady, ale jak dotąd nie znalazłem nic sensownego. Moja żona dobrze zarabia, pośpiechu nie ma - śmieje się.

Wesołość to jednak tylko fasada. Znam żonę Zbyszka i wiem, że sytuacja, w której ona pracuje i zarabia, a on siedzi w domu i sprząta, bardzo go męczy. Zbyszek pochodzi z patriarchalnej rodziny, w której ojciec zawsze „nosił spodnie”.
Fot: Nathan Cowley/Pexels


—Chciałbym wrócić do pracy i dokładać się do wspólnego życia. Siedzenie w domu i zajmowanie się dziećmi, podczas gdy moja żona pracuje jest na dłuższą metę męczące. Traktuję tę sytuację jako przejściową - dodaje.

Czy chodzi tylko o to, że musiał zająć się domowymi obowiązkami? — Nie tylko. Do tego dochodzi podejście mojej żony, która zaczęła traktować mnie jak podwładnego. Korzysta z każdej okazji, by jeździć po mnie jak po łysej kobyle - śmieje się Zbyszek, ale czuję że to niekoniecznie żart.

—Wchodzi do domu i od razu zaczyna wydawać polecenia - wyrzuć śmieci, wyłącz telewizor, odrób z dziećmi lekcje. Wcześniej się tak nie zachowywała - wypomina Zbyszek. —Zawsze tak było, znasz mnie, lubię rządzić - mówi mi jego żona, gdy ją pytam o pretensje Zbyszka.

Te słowa to raczej sygnał, że Zbyszek wraz z pracą stracił pewność siebie i zauważa rzeczy, które w jego mniemaniu mają związek ze zmianą rozkładu sił w małżeństwie – kto ma pieniądze ten rządzi.

Oboje przestali też wychodzić do restauracji, w takich sytuacjach brak pensji i własnych pieniędzy doskwiera Zbyszkowi najbardziej. —Nigdy żadna kobieta nie zapłaciła za mnie w restauracji i nigdy tak się nie stanie — zarzeka się.

Mógłby wprawdzie oszukać system i płacić kartą „podpiętą” do ich wspólnego, małżeńskiego konta, ale uważa, że to byłoby oszustwo. —Skoro nie wpłacam do domowego budżetu, to nie mogę też wypłacać. Mam wyrzuty sumienia, gdy płacę w sklepie, a co dopiero w restauracji — oburza się.

Żona kibicuje mu w znalezieniu pracy, dla własnego dobra. —Boję się myśleć co będzie, gdy przyjdą ferie i jak co roku będziemy chcieli pojechać na narty. Skończy się tak, że pojadę z dziećmi sama. Jego zranione ego chwilami doprowadza mnie do szewskiej pasji. Jak go znam to pewnie pewnie zostanie w domu - mówi. Wcale mu się nie dziwię.

„Zawsze składaliśmy się po równo, ale sytuacja się zmieniła”

Konrad od ponad dziesięciu lat prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą. —Na początku szło mi dobrze, sporo zarabiałem. Ale z czasem rynek drukarek się nasycił i sprzedawałem coraz mniej.

Z kolei moja żona, Agnieszka, z każdą zmianą pracy zarabiała coraz lepiej. Teraz wyciągam chyba nie więcej niż dziesięć procent jej pensji - mówi. Chyba – bo nie rozmawiają o pieniądzach. —Mamy oddzielne konta, zawsze składaliśmy się na wszystko po równo. Sytuacja się zmieniła, więc się zmieniły też proporcje tego, kto ile daje – wyjaśnia.
Fot: Anurag Sharm/Pexels

Zmieniły się też nastroje w domu. Gdy pytam, czy nie zastanawiał się nad zmianą branży, albo o pójściu do pracy na etat naskakuje na mnie. — Myślisz, że to takie proste? Całe moje zawodowe życie to moja firma, włożyłem w nią serce. Poza tym nie pójdę do kogoś do pracy, nie będę pracował jak trybik w maszynie. Nie nadaję się do korporacji – wyjaśnia poirytowany.

Nie wiem, jak sytuację postrzega żona Konrada, Agnieszka, i jak ona czuje się w relacji, w której stała się główną żywicielką rodziny. Z tego, co mówi Konrad, bywa z tym różnie.

— Z reguły nie komentuje sytuacji, po prostu dokłada więcej ze swojej pensji. Ale zdarza się, że w złości potrafi mi dowalić. Na pewno też jest jej trudno, chociaż nie tak jak mnie.

Czy Konrad ma wyrzuty sumienia z powodu tej sytuacji? — Tak. Czuję wyrzuty sumienia oraz wstyd. Na przykład gdy ona siedzi po nocach w pracy i z tego powodu nasza córeczka prawie jej nie widuje. Ostatnio, gdy kładłem się spać, siedziała przy komputerze. Gdy się obudziłem, znów pracowała - spała może ze trzy godziny. Trzeba mieć serce z kamienia, żeby nic nie czuć w takiej sytuacji – mówi. I stalowe nerwy, żeby radzić sobie w sytuacji, która uwiera ego mężczyzny.

Imiona bohaterów zostały zmienione na ich prośbę