Oto błędy, które my, mężczyźni, najczęściej popełniamy w związkach. Które z nich poznajesz?

Kamil Rakosza
Jeśli po kolejnym rozstaniu oskarżasz cały świat o swoje miłosne niepowodzenia, może czas zastanowić się, czy to z tobą wszystko jest w porządku. W rozmowie z dad:Hero terapeutka Joanna Godecka, autorka m.in. książki "Szczęście w miłości" wytknęła nam wszystkie błędy popełniane przez mężczyzn w związkach.
Dajemy od siebie za mało, innym razem za dużo, a dodatkowo bywamy totalnie nieobecni – terapeutka opowiedziała nam o najczęstszych grzechach mężczyzn w związku. Fot. Vera Arsic / Pexels
Kobiety często skarżą się, że mężczyźni za mało dają od siebie w związku. A co, jeśli ktoś daje od siebie bardzo dużo, a mimo to jego kolejne relacje się sypią?

Z pewnością błędem jest dawanie od siebie zbyt mało. Dzieje się tak, gdy mężczyzna w ten czy inny sposób izoluje się ze swoim życiem i robi w związku tylko to, co uważa za swoją powinność, ale nic ponadto. Kobieta ma wówczas wrażenie, że jej partner jest niezaangażowany.

Dawanie zbyt dużo też nie jest dobre. To może budzić w kobiecie poczucie, że nie będzie umiała tego odwzajemnić. Kluczowe jest właśnie zdefiniowanie tego, co oznacza "za dużo" – czym innym jest dawać "dużo", a czym innym "zbyt dużo". To zaburza równowagę. Jeżeli zatem mężczyzna jest zawsze na zawołanie, może to stać się przytłaczające dla partnerki.
"Za mało" oznacza natomiast, że kobieta musi swojemu partnerowi o wszystkim przypominać, bo bez jej próśb i wyraźnego artykułowania potrzeb nic się w związku nie dzieje. Albo wielokrotnie jest zmuszona prosić swojego faceta o to samo. Jeśli jej prośby notorycznie są lekceważone, kobieta zaczyna czuć się nieistotna. To wielki błąd popełniany przez mężczyzn.


W jaki sposób zdarza nam się jeszcze zawalić w związku?

Pojawia się też coś, co wynika z dumnej męskiej natury – emocjonalna niedostępność. To brak umiejętności dzielenia się swoimi uczuciami. Może to wynikać z wciąż mocno pokutującego przekonania, że "chłopaki nie płaczą" czy też z rodzinnego wzorca męskiego – ojciec nie okazywał uczuć, więc nie było się od kogo nauczyć wyrażania emocji.

To sytuacje, na które kobiety często się skarżą. Przykładowo ich facet przychodzi do domu z nietęgą miną, a na pytanie: "co się stało?", odpowiada...

"Nic".

No właśnie. I co to powoduje? Po pierwsze kobieta traci poczucie bezpieczeństwa. Nie wie, co się wydarzyło więc zaczyna się martwić. Po drugie ma wrażenie, że nie jest dopuszczana do ważnych obszarów życia swojego faceta. Jeśli taka sytuacja często się powtarza, staje się to coraz bardziej dokuczliwe.
Nie wie, o czym jej partner myśli oraz co tak naprawdę czuje. Jeśli on uparcie nie chce się dzielić swoimi uczuciami, u kobiety pojawia się poczucie odrzucenia.

A co, kiedy dochodzi do sytuacji, w której role się odwracają? To kobieta zaczyna się izolować i żadne słowa nie potrafią zatrzymać tego procesu zamykania się w sobie.

Zazwyczaj dobieramy się w pary według pewnego klucza. Bardzo możliwe, że w głowie takiej kobiety funkcjonuje inne wyobrażenie męskości niż to, które jest bliskie jej partnerowi. Być może jej ojciec albo poprzedni mężczyzna był tzw. "samotnym wilkiem", który nie zdradzał swoich emocji. W takich wypadkach ona może sobie nie radzić z emocjonalną otwartością.

Zdarza się również, że to kobieta jest tą bardziej zamkniętą w sobie osobą w związku. Ma problem z ujawnianiem swoich lęków czy obaw ale także z dzieleniem się przyjemnymi uczuciami. To błąd, ponieważ wyrażanie emocji jest czymś, co buduje związek. Również tych trudnych.

Załóżmy, że mężczyzna stracił pracę. Wraca do domu zmartwiony, ale mimo to twierdzi, że nic się nie stało. W takiej sytuacji jego kobieta traci poczucie bezpieczeństwa, o czym już wcześniej wspominałam. Druga rzecz – mężczyzna pozbawia się w ten sposób szansy na uzyskanie wsparcia. Jego partnerka nie ma jak go pocieszyć, podnieść na duchu. Unikając wymiany informacji, jednocześnie traci on szansę na prawdziwą bliskość. Bo o bliskości mówimy wtedy, kiedy możemy wszystkim podzielić się z drugą osobą, a ona odniesie się do tego z otwartością. W dobrym związku bliskość daje obojgu partnerów poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że jest się kochanym.

Wiele mówi się o kryzysie męskości w związku. Kiedyś podział na role męża i żony był jasno określony. Dzisiaj natomiast wyemancypowane kobiety oczekują od facetów czegoś innego. Czegoś, czego my często nie potrafimy odczytać.

Rzeczywiście da się zauważyć coś takiego jak kryzys wzorca męskiego. Jeszcze niedawno role były mocno usztywnione. Gdy kobiety mocniej zaczęły stawiać na siebie, pewne zachowania, do tej pory przypisywane mężczyznom – autorytatywność, decyzyjność – rozmyły się. Przestały być tak wyraźnie kojarzone z płcią. Pojawiła się zatem konieczność tworzenia elastyczności w związku.

I to jest właśnie ten próg, na którym często zdarza nam się widowiskowo wywrócić.

Zamiast próbować na siłę bronić tradycyjnych ról trzeba zawierzyć intuicji i dobrej woli. Załóżmy, że mężczyzna jest związany z pewną siebie kobietą, która ma swoje zdanie, jest zaradna i nie lubi żyć pod czyjeś dyktando. Wtedy pojawia się wybór – albo szanuję niezależność partnerki i przestaję się wtrącać, albo szukam sobie takiej, która będzie potrzebowała opieki.

Warto dobierać się w życiu w taki sposób, żeby każdemu było wygodnie. Kiedy próbujemy narzucać nasze standardy pozbawiamy komfortu obie strony. Jeśli mężczyzna forsuje bliski sobie model (np. wyniesiony z domu), może w końcu poczuć się niepotrzebny ze swoją decyzyjnością czy inną dominującą cechą charakteru. Z kolei partnerka odczuwa presję, ponieważ znalazła się w sytuacji, która jej nie odpowiada. Kobieta, która potrafi o siebie zadbać, nienawidzi być traktowana jak dziecko. Z własnej praktyki znam przypadki, kiedy mężczyźni próbowali "infantylizować" swoje partnerki, ponieważ czuli się zagrożeni. Ich kobiety miały dobre wykształcenie, dobrą pracę, a mężczyzni na każdym kroku starali się umniejszać ich osiągnięcia.

Warto zatem za każdym razem zastanowić się, czego partnerka od nas oczekuje. Należy uszanować potrzeby drugiej strony na etapie definiowania ról w związku. Jeśli tego nie potrafimy, nie stworzymy komfortowej relacji i nie pozostanie nam nic innego, jak poszukać kolejnej, bardziej odpowiedniej dla nas osoby.

Tylko co, jeśli kogoś kręcą właśnie silne i niezależne kobiety?

To wcale nie musi oznaczać, że miejsce mężczyzny w takim związku jest pod pantoflem.

Mam na myśli sytuację, w której dwie silne osobowości budują udany związek oparty na wzajemnym szacunku. Kurczę, jak siebie słucham teraz, to brzmi to jak bajka.

Kiedy w związku pojawiają się dwie silne osobowości, drogą prób trzeba ustalić granice własnych terytoriów, a następnie respektować je. To nie mogą być dwa układy zamknięte. Na pewno jest coś, co stanowi wspólny mianownik w takiej relacji, co sprawia, że się kochamy i, że jesteśmy razem. Jakie potrzeby za tym stoją? To jest klucz do zrozumienia relacji. Spełniajmy swoje potrzeby. Musimy jednak wcześniej ustalić ich listę.

Fatalnym błędem jest próba przypisywania ról na podstawie płci, bo "kobieta powinna robić to, a mężczyzna to". To się nie uda. Kiedy bowiem każda z osób będących w związku ma konkretną wizję siebie, musimy dogadać się między sobą.

Jakich innych grzechów my, mężczyźni, nie potrafimy uniknąć w związkach?

Częstym błędem jest podział na fazę zalotów i fazę "powrotu do status quo". Facet, który na początku naprawdę się stara – wymyśla niebanalne randki, stara się zaimponować kobiecie – przestaje to robić, kiedy widzi, że ta jest już jego. Traci inicjatywę i przechodzi do trybu, który wydaje się zaprzeczeniem tego, co działo się na początku.

W takiej sytuacji kobieta zaczyna czuć się jak usidlona zdobycz. Została upolowana więc mężczyzna nie musi się już wysilać.

Kolejnym błędem jest też sytuacja, kiedy w życiu mężczyzny istniej coś znacznie ważniejszego niż związek. Przykładowo jest tak bardzo pochłonięty pracą, że nawet w czasie wspólnej kolacji przy świecach, w myślach robi jakiś bilans kwartalny. Pojawia się więc rodzaj nieobecności spowodowany tym, że inne rzeczy są na pierwszym planie.