Będę grał w grę. W tym nietypowym muzeum w Warszawie możesz katować stare konsole i komputery
Aleja Niepodległości w Warszawie. Pasaż handlowy w przejściu podziemnym. To właśnie tutaj, w sąsiedztwie sklepów z elektroniką, działa od niedawna miejsce, które jest mekką dla maniaków klasycznych gier wideo. Biorę głęboki wdech i otwieram drzwi, za którymi kryje się magiczna kraina – wkraczam do Warszawskiego Muzeum Komputerów i Gier.
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
Na początek zostaję asem przestworzy (Mikołaj odpala grę "River Raid" z roku 1982), później przenoszę się na arktyczną wyspę, gdzie walczę na śmierć i życie z podstępnym szpiegiem (o dwa lata młodsza gra akcji "Spy vs. Spy").
Mógłbym tak godzinami! Przeniosłem się w czasie i znów jestem chłopcem z podstawówki, który może zanurzyć się w magicznym świecie ośmiobitowej rozrywki!
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
Skarby, mnóstwo skarbów
– W telegraficznym skrócie: wszystko zaczęło się w roku 2010, gdy powstała Fundacja Dawne Komputery i Gry, organizująca objazdowe wystawy sprzętu elektronicznego, wyprodukowanego przed kilkunastu i kilkudziesięciu laty. W tym roku – nareszcie – udało się znaleźć stałą siedzibę: właściciel Warszawskiej Giełdy Elektronicznej udostępnił nam lokal, w którym niedawno stworzyliśmy muzeum z prawdziwego zdarzenia – tłumaczy Mikołaj.
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
W lokalu o powierzchni około stu metrów kwadratowych ulokowano 22 stanowiska, przy których można zaszaleć przy oldskulowych konsolach (są tutaj m. in. różne odmiany Sega Mega Drive i Nintendo – NES, Snes, 64 oraz Gamecube).
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
To cudo z "dekady gierkowskiej" pozwalało nie tylko pograć w hokeja, tenisa, squasha i pelotę – po podłączeniu pistoletu świetlnego można w naprawdę odjazdowym stylu potrenować strzelectwo. Ależ to musiał być szok dla osób żyjących w szarym PRL-u! Magazyn muzeum kryje wiele podobnych skarbów – w sumie kolekcja to sto kilkadziesiąt maszyn, które tylko czekają na dzień, w którym zostaną podpięte do prądu i zaczną dostarczać rozrywki miłośnikom retrogamingu.
Kto wie, być może kiedyś uda się zwiększyć metraż instytucji? Wówczas zwiedzający dostaliby do dyspozycji również większe maszyny, czyli automaty arkadowe.
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
Czas na chwilę relaksu w kąciku czytelniczym, na półkach zalega mnóstwo fachowych periodyków sprzed lat. Wertuję wydane w latach 80. i 90. numery magazynów "Bajtek", "Komputer", "Enter" i "Amiga", jednocześnie podpytując Mikołaja o ludzi tworzących fundację.
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
Strzeliłem kulą w płot: mój rozmówca jest absolwentem liceum ogólnokształcącego (profil humanistyczny), który obecnie uczy się aktorstwa i pracuje w łódzkim Teatrze Małym.
– Cóż, za duże ego i za słaba głowa do matematyki, żebym mógł myśleć o karierze w branży IT. Nie jestem stereotypowym geekiem-informatykiem, podobnie zresztą, jak większość członków naszej fundacji – śmieje się Mikołaj Bożyk, przy okazji burząc kolejny mit dotyczący świata pasjonatów gamingu: okazuje się, że aż 40 procent osób zaangażowanych w działalność fundacji, to płeć piękna.
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
Dobre dobrego początki
W tym miejscu proszę Mikołaja o pomoc w rozgryzieniu kolejnej nurtującej mnie kwestii: skąd wzięło się zamiłowanie do gier, z których część jest przecież starsza nawet od jego rodziców?
Dlaczego, w przeciwieństwie do większości rówieśników, nie woli podpinać się do szerokopasmowego internetu, żeby "poszarpać" w jakieś gorące nowości w stylu "Call of Duty: Modern Warfare" albo "Fortnite"?
Jak wspomina, wszystko zaczęło się zupełnie przypadkowo, w trzeciej klasie podstawówki, na zimowisku. Pewnego dnia góral – właściciel ośrodka wypoczynkowego – postanowił udostępnić dzieciakom zakurzony automat, stojący w zamkniętym do tej pory pokoju.
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
Po powrocie z zimowiska pożyczył od kolegi starą konsolę – klona popularnego w latach 90. Pegasusa (który, dodajmy, był klonem innego urządzenia, o nazwie Famicon).
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
– Pewnego dnia roztrzaskałem kontroler "Pegasusa" o podłogę, bo – wyobraź sobie tę wściekłość – zarwałem całą noc przy "Super Mario Bros", dotarłem do ostatniego zamku, miałem uratować księżniczkę, tymczasem pojawił się komunikat "game over". Okazało się, że stare gry zapewniają emocje nieporównywalne z niczym, co znałem do tej pory – śmieje się mój 21-letni rozmówca.
Jak dodaje, w jego przypadku istotne były również kwestie ekonomiczne. Nie było go stać na zakup wypasionego komputera i najnowszych gier, a używane kartridże ze świetnymi tytułami sprzed lat można było kupić nawet za 10 zł. – To był ostatni dzwonek, niedługo później przez świat przetoczyła się wielka fala retronostalgii, która sprawiła, że ceny konsol i gier zaczęły lecieć w górę. Jednak nie ma co dramatyzować, ta pasja wciąż nie należy do szczególnie drogich – uspokaja Mikołaj.
Jak dodaje: zwłaszcza wtedy, gdy człowiek osiągnie biegłość w pozyskiwaniu kolejnych elementów do kolekcji. Takie polowanie może być źródłem dodatkowej radości – choć większość dawnych konsol, komputerów i gier zakończyła żywot na wysypiskach, wciąż trafiają się fajne okazje.
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
Jak się to robi?
Strategia pierwsza: pchle targi, giełdy, komisy, lombardy i serwisy aukcyjne. Mikołaj sugeruje – w miarę naszych możliwości – szukać nie tylko w naszym kraju, lecz i za granicą.
Mówimy o rynkach znacznie większych od polskiego; dekady temu dysproporcje pomiędzy zarobkami statystycznego Polaka a pensją Niemca, Brytyjczyka czy Holendra, były o niebo większe, niż dziś.
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
– … stare gry otrzymują nowe życie, zaczynają dawać szczęście kolejnym pokoleniom. Swoją drogą jednym z naszych głównych celów jest pokazywanie młodym ludziom, jak wielką radochę sprawiają rzeczy, które stworzono dawno temu. Wbrew pozorom, nasz statystyczny gość wcale nie jest panem w średnim wieku, który przyszedł, kierując się sentymentem – podkreśla "kustosz". Jak można scharakteryzować osobę, która najczęściej przekracza próg muzeum, płacąc za tę przyjemność 30 zł (dorośli) lub połowę tej sumy (dzieci do lat piętnastu; dzieci do lat sześciu wchodzą za darmo)?
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
– Zdecydowanie największą grupą wśród zwiedzających są rodzice z dziećmi. Zazwyczaj mamy do czynienia z podekscytowanym ojcem, który wykrzykuje wspominane wcześniej "miałem to w dzieciństwie" oraz jego synem albo córką. Po chwili wszyscy bawią się świetnie, a pamiętajmy, że od dzieci i młodzieży stare gry nie dostają taryfy ulgowej, wynikającej z nostalgii. Jak więc rozkochują w sobie paro- i nastolatków? Po prostu są świetne – zapewnia Bożyk. Czy nie uważa, że mamy do czynienia z analogiami do świata muzyki? Wielu młodych ludzi zasłuchuje się w piosenkach sprzed dekad, choć przecież te, pod względem aranżacji, często brzmią archaicznie.
Fot. Maciej Stanik/ naTemat
Fot. Maciej Stanik/ naTemat