
Kto oglądał serial "1670", ten wie, że przed dawniej Polską po cichu władało żyto. A jak jest dziś? Śmiało można powiedzieć, że wielu miejscowościach władają proboszczowie. I to wcale nie po cichu. Przykładem mogą być niedawne wydarzenia z Książenic, niewielkiej wsi pod Rybnikiem.
Opiernicz z ambony
Niedawno miejscowa drużyna Ochotniczej Straży Pożarnej wzbogaciła się o nowy wóz gaśniczy wart 1,3 miliona. Gdy cacko przyjechało do remizy, strażacy zrobili imprezę. "Była feta, race, wyły syreny i lał się szampan" – napisał portal rybnik.com.pl. Szybko jednak się okazało, że impreza z okazji zakupu była fatalna. A to dlatego, że strażacy nie zaprosili na nią miejscowego proboszcza i nie poprosili, by poświęcił wóz.
Ksiądz poczuł się urażony, ale zamiast powiedzieć o tym strażakom, podzielił się swoimi uczuciami ze wszystkimi parafianami podczas mszy. "Jednak muszę to powiedzieć, nie mogę tego przemilczeć. Wczoraj odbyła się huczna impreza z fajerwerkami, nowy wóz strażacki. Ale strażacy już wszystko po nowemu. Nie chcieli ani mszy świętej, ani poświęcenia tego wozu, tylko impreza świecka" – powiedział w kazaniu, które nagrał i udostępnił mediom jeden z uczestników nabożeństwa.
Na tym się jednak nie skończyło. Proboszcz wytknął strażakom, że chodzą ze swoimi dziećmi łowić ryby, ale do kościoła już ich nie przyprowadzają. A potem stwierdził, że to są efekty walki z Kościołem, którą jego zdaniem prowadzi rząd. "Tak jak pani Nowacka wyrzuca religię ze szkoły, ruguje się także z muzeów to wszystko, co związane z chrześcijaństwem, z kościołem. Pan Trzaskowski każe wyrzucać krzyże z urzędów. To się nieustannie toczy, tak jak było to w czasach Jezusa" – stwierdził w dalszej części kazania.
Zrozumiały żal proboszcza
Fakt, że proboszcz miał pretensje do strażaków, nie jest jakoś bardzo zaskakujący. Jest zapewne przyzwyczajony do tego, że uczestniczy w ważnych wydarzeniach z życia wsi, więc poczuł się urażony. I miał prawo. To, że postanowił dać im pasterskie upomnienie i o swoich uczuciach opowiedział z ambony, też nie jest dziwne. Tak samo jak to, że dorzucił do tego skargę na polityków. Umówmy się, nie takie słowa już padały z ust księży.
Zaskakujące może być to, że po tej reprymendzie strażacy z OSP w Książenicach postanowili... bronić proboszcza. W oświadczeniu opublikowanym na Facebooku wytłumaczyli się ze swojego błędu proboszcza. Jak wyjaśnili, jego ostre słowa wzięły się stąd, że oni go nie poinformowali o swoich planach. I zapewnili, że mieli zamiar zrobić w innym terminie uroczyste poświęcenie wozu, tylko nie powiedzieli o tym księdzu. "Patrząc z perspektywy czasu, pewne sprawy mogły zostać omówione wcześniej, jednak nie wzięliśmy pod uwagę, że brak bezpośredniej rozmowy z księdzem odnośnie powitania samochodu, aż tak go dotknie" – stwierdzili, usprawiedliwiając księdza i jego "zrozumiały żal".
Strażacy zapewnili też, że sprawa została już wyjaśniona i zaapelowali o powstrzymanie się od hejterskich komentarzy. A takie spadły zarówno na nich, jak i na księdza. Zapewnili też, że z proboszczem żyją w zgodzie, a uroczyste poświęcenie nowego wozu się odbędzie. Głos zabrał też sam kapłan, który w rozmowie z lokalnymi mediami wyjaśnił, że zareagował w ten sposób, bo nie wiedział, że strażacy chcą ten wóz poświęcić, tylko kiedy indziej. – Brakowało po prostu rozmowy – wytłumaczył.
Pełna zgoda. Zabrakło rozmowy. Tyle że spokojnie mógł ją zainicjować sam proboszcz. W małych miejscowościach, takich jak Książenice, każdy zna każdego. A już na pewno zna proboszcz. Sam to z resztą potwierdził, mówiąc o tym, kto nie chodzi do kościoła. Śmiało mógł więc zagadać do komendanta straży i zapytać: "Słuchaj, czemu mnie nie zaprosiliście na tę imprezę", a nawet dodać, że było mu z tego powodu przykro czy też opieprzyć. Wybrał jednak metodę typową dla władców – publiczne napiętnowanie. Co gorsza, uzyskał zamierzony efekt, bo "winowajcy" się pokajali. Bo słowo proboszcza, jak widać, wciąż ma w Polsce wielką moc.
Źródło: rybnik.com.pl